Info

avatar Ten blog sportowy prowadzi mandraghora z miasteczka Z. Odkąd zaczęłam go pisać przejechałam 59728.14 kilometrów. Więcej o mnie. Strava


button stats bikestats.pl




button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mandraghora.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
97.36 km 19.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:56.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1123 m
Kalorie: 1892 kcal
Rower:

Zamek Hochnack, czyli witajcie Wogezy!

Poniedziałek, 16 lipca 2012 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

Miał być lajtowy dzień, ale w Wogezach takie coś jak pojęcie lajtu nie istnieje. Zaczynamy obiecująco – ścieżka rowerowa idzie nad rzeką, więc jest zimno, ale równo. Po nieprzespanej i wymarzniętej nocy nie mamy zbytnio ochoty na hardkory. Ale Wogezy specjalnie się tym nie przejmują. Już pierwsza miejscowość – Frestadt to ponad 150m przewyższenia, dalej jest jeszcze lepiej. Wspinamy się na przełęcz, ku zamkowi Hochnack, mijamy dwie okoliczne górki (Mały i Wielki Hochnack) i końcówkę pokonujemy prowadząc rowery po pieszym szlaku – na slickach nie da się jechać, a później ścieżka się zwęża i zaczynają się kamienne schody. Jaki ciężki jest rower z sakwami! Zamek Hochnack wynagradza nam trud wspinaczki – nie ma tu żywego ducha, a chwila odpoczynku w ruinach i piękne widoki dookoła to to, czego oczekiwaliśmy. Dopiero poznajemy Wogezy, a Hochnack to idealne miejsce, żeby rozejrzeć się po okolicznych górkach.



Zjechać nawet się udaje, jakimś szlakiem MTB skracamy sobie dojazd do asfaltu, a potem robimy krótką przerwę na objedzenie Francuzów z poziomek i jagód. Smakują wyśmienicie. Po drodze zaglądamy na cmentarz wojenny z 1914 roku i miejsce pamięci Le Linge – dawne okopy z I wojny. Równe rzędy krzyży robią przytłaczające wrażenie.



Potem zostaje nam już tylko genialny zjazd do Munster.

Zwiedzamy Munster i ruszamy do domu, zahaczając o Colmar gdzie kupujemy dwa ciepłe polarowe koce. Robi się późno, ścieżka jest słabo oznaczona – pytamy o drogę miejscowych, dwa razy kierują nas dobrze, a później dwie miłe panie wysyłają nas do miejsca w którym już byliśmy. Niestety, z ich potoku francuskich słów nie jesteśmy w stanie się zorientować, gdzie jedziemy, na każdym skrzyżowaniu informują nas tylko że prawo lub lewo i że droga na Singolsheim będzie znaczona. I owszem, jest, tylko na skrzyżowaniu, z którego przyjechaliśmy jadąc z Colmaru. Dzięki paniom robimy dodatkowe kółko ok. 10km i wreszcie jedziemy na azymut ufając bardziej sobie niż francuskim wskazówkom i mapom. I docieramy tam gdzie chcemy, czyli na camping w Kaysersbergu. Jest bardzo późno, zjadamy szybką bagietkę (nie ma czasu na pichcenie), bierzemy prysznic i padamy. Jutro w planach Koenigsberg, czyli powtórka z dzisiaj, no, może parę kilometrów mniej.

Pasażer na gapę



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!