Info

avatar Ten blog sportowy prowadzi mandraghora z miasteczka Z. Odkąd zaczęłam go pisać przejechałam 59728.14 kilometrów. Więcej o mnie. Strava


button stats bikestats.pl




button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mandraghora.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:1287.89 km (w terenie 325.00 km; 25.24%)
Czas w ruchu:59:24
Średnia prędkość:20.17 km/h
Maksymalna prędkość:58.20 km/h
Suma podjazdów:9093 m
Maks. tętno maksymalne:180 (97 %)
Maks. tętno średnie:180 (97 %)
Suma kalorii:23175 kcal
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:44.41 km i 2h 34m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
36.10 km 15.00 km teren
01:41 h 21.45 km/h:
Maks. pr.:34.20 km/h
Temperatura:
HR max:147 ( 79%)
HR avg:119 ( 64%)
Podjazdy: 99 m
Kalorie: 541 kcal

Puszcza Białowieska #3 -wieczorna jazda

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 0

Po 19 i po sutej kolacji (miejscowi lubią sobie porządnie zjeść) decydujemy się jeszcze spalić kilka kalorii i ruszamy na drugą dzisiaj jazdę. Pomysł jest by tym razem skoczyć na północ w kierunku Narewki. Wjeżdżamy w las za Teremiskami i trafiamy od razu na aleję dębów. Każde z 400-letnich drzew ma imię jednego Jagiellonów. Robią wrażenie, mitrężymy trochę czasu na podziwianiu grubych pni i krajobrazów.

Dęby


Teremiski, koniec świata ludzi, początek świata zwierząt :)


Ruszamy w kierunku Narewki, ale droga nie jest zbyt dobra - sporo na niej drobnych wybojów, więc przełączamy się na jakąś równoległą, leśną. Jedzie się trochę lepiej, ale zaczyna się ściemniać - w puszczy znacznie szybciej. Dojeżdżamy do pewnego momentu i rezygnujemy z Narewki - nie widać już zbyt dobrze po czym się jedzie. Odbijamy na zachód i dojeżdżamy do drogi, którą wracaliśmy rano. Las zaczyna się budzić do życia, najpierw sarny, później jakieś kuny, a na koniec stado dzików przebiega nam drogę. Po południu widzieliśmy też dzikie żubry, więc lepiej nie ryzykować.

Puszcza




Robimy jeszcze jedno kółko asfaltem przez Budy, dojeżdżamy znów do Teremisek i po ciemku przez las lecimy na wojewódzką. Nią wracamy do domu, na szczęście jest w miarę równo.
Kategoria do 50km, trening, z Bartem


Dane wyjazdu:
47.97 km 35.00 km teren
02:05 h 23.03 km/h:
Maks. pr.:31.60 km/h
Temperatura:
HR max:153 ( 82%)
HR avg:127 ( 68%)
Podjazdy:121 m
Kalorie: 755 kcal

Puszcza Białowieska #2

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 0

Szybki śniadanie i urywamy się na rowery do Puszczy. Dzisiaj kierunek na południe i zachód. Wyjeżdżamy jak najszybciej, bo znów trzeba zdążyć na rodzinne spotkanie w południe. Szybko przecinamy wojewódzką i wjeżdżamy w teren. Jest trochę piaszczyście, ale daje się jechać. Później piasek znika i lecimy leśną drogą, nawet całkiem szybko - średnia nie spada poniżej 23km/h. Kilka razy przebiegają nam sarny, zatrzymujemy się też na szybkie fotki. Podziwiać można tylko z roweru, chyba że ktoś lubi oddawać się komarom krwiopijcom, które tylko czekają, aż rower zwolni. Słońce przygrzewa i mocno wieje.

Krajobrazy Puszczy


Wszystkie drogi jak od linijki ;-)




Docieramy do miejscowości Topiło, gdzie można wsiąść w kolejkę wąskotorową i pozwiedzać puszczę z okien pociągu. Cała okolica jest usiana kapliczkami - rzymskokatolickimi i prawosławnymi, ale ta w Topile jest wyjątkowo ładna.



Jest tu również wielki świat, czyli supermarket Auchan :)


Z Topiła jedziemy do Hajnówki, po drodze mijając kilka małych miejscowości. Ruch samochodowy jest żaden - można jechać środkiem asfaltu bez obaw o potrącenie. Rowerzystów też sporo - puszcza jest świetnym miejscem do rekreacyjnej jazdy całymi rodzinami.

Cerkiew


W Hajnówce zatrzymujemy się na picie i lody, a także na pogwarki z miejscowymi. Wysyłają nas do Krynoczki - pięknej cerkwi w środku lasu. Akurat wracamy niedaleko, więc podjeżdżamy. Niestety, teren zamknięty przez wojsko, otwierają dwa razy do roku na nabożeństwa. Widać jakieś budynki, ale nic poza tym. Ruszamy w stronę Bud by nie spóźnić się na rodzinne spotkanie. Jakoś ciężko mi się jedzie, nie mogę złapać oddechu, mimo, że tętno stosunkowo niskie. Cały czas jednak mamy mocny wiatr w twarz, to chyba on w połączeniu z upałem tak mnie rozkłada.

Rowerki z tablicą rejestracyjną? ;-)


Niektórym bociany spacerują po ogrodzie...
Kategoria do 50km, trening, z Bartem


Dane wyjazdu:
36.06 km 25.00 km teren
01:38 h 22.08 km/h:
Maks. pr.:35.40 km/h
Temperatura:
HR max:164 (%)
HR avg:133 ( 71%)
Podjazdy:111 m
Kalorie: 707 kcal

Puszcza Białowieska #1

Środa, 29 maja 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 0

7 godzin jazdy na Podlasie, ale już po pierwszym rekonesansie wiadomo, że było warto. Po obiedzie wskakujemy z Bartem na rower i jedziemy do Białowieży, w pobliże granicy z Białorusią. Najpierw wyprawa asfaltem po krawędzi puszczy, a czasami przez las. Docieramy dosyć szybko - jest płasko jak stół i średnie są dobre. A Białowieża jest piękna.

Szlak rowerowy Budy - Białowieża


Cerkiew w Białowieży


Enklawa Białowieskiego Parku Narodowego


Właściwie nie zatrzymujemy się - każdy postój oznacza od razu inwazję komarów. Decydujemy się wrócić dorgą alternatywną, czyli terenem, zahaczając o miejsce mocy. Trzeba zdążyć na kolację...

Krajobrazy


Po puszczy jedzie się przyjemnie - cała jest pocięta szutrowymi ścieżkami i leśnymi drogami więc jest w czym wybierać. Szybko też przekonujemy się jaka jest ogromna - jedziemy, jedziemy, prosta droga, końca nie widać... i tak przez kilka km. Gdyby nie towarzystwo i motywacja komarowa można by się zanudzić. Na szczęście dojazd do miejsca mocy jest trochę bardziej pofalowany (ścieżka piesza) i przypomina nasze Beskidy. Szybka nauka jazdy po korzonkach i piasku i jesteśmy!



"Tankujemy" trochę mocy od pradawnych Słowian, komary tankują trochę naszej krwi i zmykamy szybciutko na kolację. Żegna nas zachód słońca rodem z photoshopa.

Kategoria do 50km, trening, z Bartem


Dane wyjazdu:
29.19 km 5.00 km teren
01:19 h 22.17 km/h:
Maks. pr.:55.60 km/h
Temperatura:
HR max:160 ( 86%)
HR avg:126 ( 68%)
Podjazdy:247 m
Kalorie: 490 kcal
Rower:szarak

Wieczorna przejażdżka

Wtorek, 28 maja 2013 · dodano: 28.05.2013 | Komentarze 0

Wyciągam po pracy Barta na północ, taki spóźniony rozjazd po weekendzie. Na więcej niestety nie ma czasu. :(
Kategoria do 50km, trening, z Bartem


Dane wyjazdu:
85.62 km 20.00 km teren
07:21 h 11.65 km/h:
Maks. pr.:49.70 km/h
Temperatura:
HR max:159 ( 85%)
HR avg:128 ( 69%)
Podjazdy:840 m
Kalorie: 1719 kcal

Jurajski Orient 2013

Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 28.05.2013 | Komentarze 0

Niedziela pod znakiem myszkowania po Jurze, czyli Jurajski Orient 2013. Na dobry początek spóźniamy się na start o jakieś 20 minut (mijamy wyjeżdżających z bazy rekreacyjnych), po czym odbieramy pakiety startowe i jeszcze prawie pół godziny bujamy się z przebieraniem, przykręcaniem mapników, przygotowywaniem rowerów itp. Po wczorajszym Kellysie trzeba to zrobić dobrze, bo sprzęt aż jęczy pod dotykiem ;-)
Wreszcie gotowi po 45 minutach wyruszamy na trasę. Na początek idzie nam świetnie - pierwszy skręt do punktu przejeżdżamy, wracamy, znowu przejeżdżamy, w końcu znajdujemy i docieramy na punkt nr 3. Tutaj zaskoczenie - nie mamy nic do pisania, a to punkty bez perforatora... Pożyczamy od przejeżdżających rekreacyjnych długopis i wracamy do pobliskiego sklepu na zakupy. Pierwszy przystanek po 3 km jazdy ;-)

Poranna nerwowość i poczucie konieczności "gonienia" mija dosyć szybko. Dalej wybieramy się na pkt 4 i trafiamy niestety na bliźniaczy punkt stowarzyszony, umieszczony dla zmyłki. Dowiemy się o tym dopiero na wynikach :)
Dalsza droga prowadzi nas do 9, 1 i 2. Od czasu do czasu mijamy rekreacyjnych, którzy też kręcą się po tej okolicy. Punkty udaje nam się znaleźć szybko - są dokładnie tam gdzie mają być według mapy. W porównaniu z zeszłotygodniową imprezą jest to wielki plus. Zabawy w przeczesywanie lasu już po prostu są nudne. Tutaj tego nie ma, punkty stoją co do milimetra.

pkt 1 - Kirkut


Z 2 wyruszamy na 10. Pogoda zaczyna się robić coraz lepsza i mamy dużą frajdę z kręcenia po Jurze. Krajobrazy jak zwykle fantastyczne i do tego trochę terenu - czego chcieć więcej? Może tylko trochę mniej piasku i błota - po wczorajszym Kellysie już mamy go dosyć. Chociaż i tutaj zdarzają się niespodzianki. W końcu to rozlewiska Białej Przemszy, to i czasem jakaś kałuża na trasie musi się trafić... większa lub mniejsza...



Kolejne punkty to 8, 19 w drodze do której trochę jedziemy na azymut z kompasem z powodu nadprogramowych ścieżek, których nie ma na mapie i dalej 21. Tego szukamy chyba najdłużej, oglądamy skałki, grubsze drzewa... no nie ma! A potem ktoś wpada na to, żeby zajrzeć też w te mniejsze krzaki i eureka! 21 jest tam , gdzie powinno być.

A co tam chowa się w krzaczkach...?


Dalej idzie nieco gorzej. Szlak zielony, którym mamy zjeżdżać w stronę Rabsztyna jest słabo znaczony i po krótkim zjeździe lądujemy na jakiejś łące. Jechać się nie da, ale przejść i owszem. Jak przystało na MTBO chaszczujemy na skos, by dotrzeć wreszcie do drogi i zielonego. Którędy on tam szedł na górze?
Szybko i bez przeszkód docieramy na zamek Rabszyn - to już okolica którą znamy z wypadów weekendowych, więc jedzie się łatwiej. Krótki postój w pobliskim sklepie na biszkopty i 7daysa (nie ma nic normalnego do jedzenia, niedziela) i ruszamy na PK 18. Ten też znajdujemy szybko, chociaż skrzyżowania szlaków w okolicy są dwa. Teraz czeka nas dłuższy przelot do PK 17 - po kopaniu się w piaskach pustyni i jeździe w terenie teraz głównie asfalty - nasza średnia zaczyna szybko rosnąć. To dobrze, bo czas jest nieubłagany i do zamknięcia mety coraz bliżej.

Jeszcze tylko zapisanie kodu i w drogę!


Z 17 szybki dojazd bez niespodzianek na 14 i zaczynamy odcinek specjalny. Średnia znów leci na łeb na szyję, ale wolimy zwolnić niż przeoczyć jakiś punkt. W końcu liczy się przede wszystkim ilość... Znajdujemy oba i zjeżdżamy na doł do drogi. Coś nam się jednak myli i skręcamy w lewo zamiast w prawo. Na szczęście znamy te tereny i szybko orientujemy się w błędzie. Klasyczna pomyłka - kierunek dobry, ale zwrot nie ten ;-) Nawrotka i do Ryczowa na strażnicę. Ją też już odwiedzaliśmy, więc nie ma problemów z trafieniem. Szukanie punktu zajmuje nam chwilkę, jest dobrze schowany, ale ... jest!

Widoki są niezapomniane


Z Ryczowa podjeżdżamy na 12 do Rodaków, po drodze robiąc krótki postój w sklepie - tym razem na wafelki i 7daysa. Dzisiejsze menu jest monotonne :) W Rodakach zapada decyzja o odpuszczeniu trzech punktów w okolicy Łazów - 11, 15 i 16. Nie zdążymy przed zamknięciem mety, a kara za spóźnienie jest dotkliwa: -1pkt za każdą minutę. Zdecydowanie się nie opłaca. Poza tym wyczerpaliśmy już limit spóźnień na dzisiaj ;-) Spokojnie przejeżdżamy zebrać ostatnie punkty - 6, 7 i 5. Na tym ostatnim coś źle wpisujemy... ale co tam. Docieramy do mety z 50-minutowym zapasem. W sumie dobrze, jest czas na spokojne spakowanie się, zjedzenie i umycie rowerów.

Zjazd przez łąkę? Normalka na MTBO


Co tu dużo mówić, impreza pierwsza klasa - świetna atmosfera, przyjaźni ludzie, zawody bez tzw. "napinki", po prostu luz-blues, jeżdżenie rowerem po pięknej okolicy. Doskonała organizacja (Kosma & Co. brawo!), punkty dokładnie tam gdzie powinny być, dzięki czemu nie są to zawody w przeczesywaniu lasu i o wyniku nie decyduje szczęście. I na koniec ta pyszna kiełbaska z ogniska... mniam. Z pewnością jeszcze pojawimy się na imprezach Rowerowej Norki.


Track:


Dane wyjazdu:
25.65 km 20.00 km teren
01:44 h 14.80 km/h:
Maks. pr.:53.50 km/h
Temperatura:
HR max:165 ( 89%)
HR avg:180 ( 97%)
Podjazdy:844 m
Kalorie: 1186 kcal

Kluszkowce - Maraton MTB Kellys Podhalański

Sobota, 25 maja 2013 · dodano: 27.05.2013 | Komentarze 0

Chyba mój ulubiony maraton, ze względu na świetną i wymagającą trasę. Chociaż w tym roku w maratonach ścigam się raczej rzadko, Kellysa nie odpuszczam, mimo, że pogoda nie napawa optymizmem. Cała drogę pokapuje i jest zimno jak nie w maju.

Krótka rozgrzewka, ustawienie w sektorach i start! Jedziemy! Początek to podjazd, więc stawka fajnie się rozciąga. Od razu tętno wyskakuje mi w kosmos - starty miewam słabe i wszyscy mnie objeżdżają pod tą górę. Wydaje mi się nawet że jadę w ogonie. Może jakbym się porządnie rozgrzała to byłoby lepiej, ale rozgrzewek też nie lubię.
Pierwszy podjazd asfaltowy się kończy i wjeżdżamy w teren. W tym roku trasa trochę inna niż 2 lata temu i po przejechaniu całości mogę powiedzieć że na plus. Na pierwszym podjeździe zaczyna się coś dziwnego - wyprzedzam ludzi :) To, co zawsze było moją piętą achillesową, teraz idzie dosyć łatwo. Mimo, że cały czas w beztlenie jedzie mi się dobrze. Mijam kilka dziewczyn, objeżdżam kilku facetów i nie mogę się nadziwić...
Później zaczyna się kamienisty zjazd, na którym niestety wytrzepuję pełniutki bidon. A niech to, bez picia pod Lubań? Cały plan nie zatrzymywania się na bufetach bierze w łeb. Trochę też spada ciśnienie na ściganie, bo jak tu jechać bez izo? Temperuje mnie także jeden z zakrętów na których prawie zaliczam glebę - warunki są trudne, jest ślisko i kamieniście. Dalej jadę więc spokojnie, ale się nie oszczędzam.
Bufety mijają szybko, kilka zjazdów i podjazdów i zaczyna się kulminacja czyli podjazd pod Lubań. 10 km łojenia pod górę, ale tak jak obiecali organizatorzy trasa w 100% przejezdna. Ok. 14km zaczyna mnie łupać kręgosłup tak, że muszę na chwilę zsiąść. Jest bardzo błotniście, rower zachowuje się jak w ruskim balecie, mimo założenia lepszych opon. Na kilku trawiastych górkach tyle koło kręci się w miejscu wyrywając darń i błoto. Trzeba podprowadzać.



Wreszcie góra i pamiętny zjazd, na którym 2 lata temu zaliczyłam piękne OTB. Dzisiaj jest niezłym wyzwaniem, a ja mam wrażenie, że utraciłam wszelkie techniczne umiejętności jazdy w dół. Staczam sie powoli i ostrożnie, ale chyba nie tylko ja - wyprzedza mnie jeden facet, którego wezmę na późniejszym podjeździe. Szczęśliwie docieram do dołu, jeszcze szybki asfalt, odbicie w prawo i ostatni podjazd. Łykam jeszcze jednego faceta (ja? ja?) chociaż w nogach jest już trochę kwasu i brak picia daje się we znaki. Zaczyna lać i wiać prosto w twarz, robi się momentalnie zimno. Przemoknięta i ubłocona docieram do mety... Starczyło na 2 miejsce w K3 i 5 w K Open. Jak na pierwszy start w tym roku - zdecydowanie jestem zadowolona. Bart też nieźle, 10 w M2.

A później udaje mi się odzyskać bidon, który organizatorzy zebrali z trasy. Mój ukochany Kellysek, wygrany dwa lata temu właśnie tutaj wraca na swoje miejsce w koszyku :)

Kategoria do 50km, zawody


Dane wyjazdu:
3.16 km 0.00 km teren
00:12 h 15.80 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:134 ( 72%)
HR avg:167 ( 90%)
Podjazdy: 65 m
Kalorie: 100 kcal

Kluszkowce - rozgrzewka

Sobota, 25 maja 2013 · dodano: 27.05.2013 | Komentarze 0

Rozgrzewka przed startem..
Kategoria trening, z Bartem


Dane wyjazdu:
57.11 km 0.00 km teren
02:25 h 23.63 km/h:
Maks. pr.:45.10 km/h
Temperatura:
HR max:159 ( 85%)
HR avg:132 ( 71%)
Podjazdy:151 m
Kalorie: 919 kcal
Rower:szarak

Znowu nocka...

Środa, 22 maja 2013 · dodano: 22.05.2013 | Komentarze 0

A jednak się udało. Deszcze zapowiadane na wieczór gdzieś sobie poszły. Znów wieczorno - nocny wypad. Ciągnie mnie na południe, robię pętelkę przez Hutę na Grabie - Kokotów (o nie, jednak w mordewind z południa!) - Grabie - Niepołomice - Przylasek R. - Branice - Huta. W okolicy Branic znów temperatura bardzo majowa - całe 11 stopni...
Jakoś dzisiaj nieszczególnie chce mi się kręcić.
Kategoria 50km -100km, trening


Dane wyjazdu:
6.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:złomek

Miasto

Środa, 22 maja 2013 · dodano: 22.05.2013 | Komentarze 0

I na więcej się chyba nie zanosi... dwie burze już były, zdaje się że idzie trzecia :(
Kategoria do 50km, miasto


Dane wyjazdu:
45.22 km 0.00 km teren
02:00 h 22.61 km/h:
Maks. pr.:42.20 km/h
Temperatura:
HR max:168 ( 90%)
HR avg:134 ( 72%)
Podjazdy:131 m
Kalorie: 805 kcal
Rower:szarak

Branice by night

Wtorek, 21 maja 2013 · dodano: 21.05.2013 | Komentarze 0

Znowu nie starcza czasu na wyjazd w trakcie dnia, więc po 20 biorę szaraka na wycieczkę. Trzeba w końcu przetestować nowe koła...
Odwożę Barta na piłkę na Hutnika, a sama pomykam w kierunku Branic. Noc nie jest najcieplejsza, jeszcze spod domu wracam po bluzę, a wjazd w Dolinę Wisły przynosi kolejne kilka stopni mniej. Droga oświetlona częściowo latarniami, jedzie się dobrze, asfalt raczej mało dziurawy, ruch - poza Igołomską - żaden. Dojeżdżam do Branic, nawracam pod Igołomską i jeszcze podskakuję nad stawy. Ponieważ mam się stawić po bartkowym meczu to zawracam przed torami by zdążyć. Widok na nocną Hutę - bezcenny. Migające kominy, szarzejące niebo i tysiące światełek w blokach. Jest na co popatrzeć, zdjęcie tego niestety nie oddaje.



Ok. 22 jestem na boisku, zbieram Barta i razem jedziemy do domu. Znowu przegrali...
Kategoria do 50km, trening, z Bartem