Info

avatar Ten blog sportowy prowadzi mandraghora z miasteczka Z. Odkąd zaczęłam go pisać przejechałam 59728.14 kilometrów. Więcej o mnie. Strava


button stats bikestats.pl




button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mandraghora.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:1150.47 km (w terenie 137.30 km; 11.93%)
Czas w ruchu:13:17
Średnia prędkość:17.96 km/h
Maksymalna prędkość:71.20 km/h
Suma podjazdów:8894 m
Maks. tętno maksymalne:178 (95 %)
Maks. tętno średnie:143 (76 %)
Suma kalorii:18300 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:57.52 km i 3h 19m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
20.60 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:złomek

Miejski początek tygodnia

Wtorek, 31 lipca 2012 · dodano: 01.08.2012 | Komentarze 0

tam i z powrotem, tam i z powrotem... :)
Kategoria miasto


Dane wyjazdu:
90.79 km 20.00 km teren
05:11 h 17.52 km/h:
Maks. pr.:64.90 km/h
Temperatura:
HR max:169 ( 90%)
HR avg:132 ( 70%)
Podjazdy:1149 m
Kalorie: 2329 kcal

Wschodnia część Chaszczoka

Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 29.07.2012 | Komentarze 0

Tak jak było zaplanowane, postanawiamy objechać wschodnią część Chaszczoka, której nie zrobiliśmy na zawodach. Zbiera się niezła grupka - oprócz drugiej zielonej pary (Skorpiona i Haliny) pojawiają się jeszcze 4 osoby i w ósemkę ruszamy na trasę. Upał da nam się jednak we znaki i "do mety" dotrze czwórka.

Temperatura max - 50 stopni :)


Zaczyna się od odłączenia się zielonych, którzy jadą swoim tempem i których spotykamy na trasie kilka razy później. Lecimy na Kopiec Bzowskich - jest dobrze widoczny i trafiamy bez specjalnych problemów. Później dojazd do pkt 12 - trafiamy na dobrą drogę ale nie chce nam się przebijać przez pokrzywy (ścieżka trochę zarosła...) i uznajemy punkt za zaliczony. Wyjeżdżamy z dolinek w kierunku 94 (tu dopiero jest plaża!) i zanim dotrzemy do 14 i 10 robimy przerwę na kiełbasę, zgodnie z zaleceniami MiśQ (pączków nie było :().





Zaliczamy 14 (w zasięgu wzroku po niezłym podjeździe), 10 (siedzimy chwilę opalając się) i decydujemy o pominięciu 15 (skrzyżowanie ścieżek... ciężko zweryfikować czy się dotarło na miejsce). Przejeżdżamy przez Paczółtowice i piękną Doliną Racławki docieramy do Dubia. W międzyczasie odpada Fuks z Oliwką, a my mamy przerwę w związku z zagotowaniem się płynu hamulcowego (LOL!). Do domu wracamy tą samą drogą co przyjechaliśmy - przez Ujazd, Tomaszowice, Tonie i Zielonki. Czas jazdy - 5:11.





Dane wyjazdu:
51.80 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:złomek

Miasto zbiorczo za 23-27.07

Piątek, 27 lipca 2012 · dodano: 27.07.2012 | Komentarze 0

Trochę frustrujące po całych dniach spędzanych na rowerze, całe dni spędzane przed komputerem. Może w przyszłym tygodniu uda się wreszcie nadrobić zaległości i pojeździć gdzieś w tygodniu... chociaż na chwilę.
Kategoria miasto


Dane wyjazdu:
22.37 km 3.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:48.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:261 m
Kalorie: 329 kcal
Rower:szarak

Katzenheim i Amerschwir

Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

Po wczorajszych bazylejskich ekscesach i tygodniu w Wogezach odczuwamy już trudy podróżowania na rowerze. Trzeba się też spakować, więc wyskakujemy tylko do okolicznych dwóch zameczków, których jeszcze nie widzieliśmy. Siedzimy na ławeczce i spoglądamy na gigantyczne uprawy winorośli. Jak bardzo nam żal Francji... trzeba będzie znowu czekać następny rok...

Zamek w Katzenheim, wśród winorośli


Żegnamy z żalem :(




Dane wyjazdu:
130.88 km 26.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:49.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:327 m
Kalorie: 1648 kcal
Rower:szarak

Trzy granice i trzy państwa w kilka minut

Piątek, 20 lipca 2012 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

Zawsze fascynowały mnie takie miejsca, które z jakiegoś powodu są wyjątkowe. Tak samo było z Bazyleą,a raczej jej okolicami - schodzą się tam trzy granice - Francji, Niemiec i Szwajcarii. Takiej okazji nie mogliśmy odpuścić - wczesna pobudka, szybkie śniadanie i po godzinie jazdy jesteśmy na dworcu w Colmarze. Czysty, schludny i pędzący 200km/h pociąg kolei regionalnych dowozi nas z rowerami do Saint Louis (rowerki gratis).



Ruszamy w kierunku Bazylei międzynarodowym szlakiem rowerowym nr 5 i docieramy do mostu, który łączy teraz Francję z Niemcami. Przeprawiamy się za granicę, by za moment znaleźć się w przedsionku Szwajcarii - wjazd jest jednak utrudniony bo właśnie rozwalają budki celników i zmieniają organizację ruchu. Robimy kilka fotek i zbieramy się w drogę powrotną - czeka nas ponad 100km, których z pewnością nie przejedziemy tak jak nasz poranny pociąg...

Granica niemiecko- francuska dzisiaj


Międzynarodowe szlaki biegną w okolicy


Wybieramy międzynarodowy szlak nad Renem - szeroką ścieżkę która prowadzi nas łagodnie nad kanałami i rzeką. Nie zwiedzamy nic więcej, przełączamy się jedynie na kolejne międzynarodowe szlaki rowerowe. Marzy mi się wycieczka którymś z nich w całości... Przyroda jest oszałamiająca, piękne lasy, ptaki i kaczki (małe i duże) wszelkich gatunków otaczają nas całą drogę. Obserwujemy akcję ratunkową małych kaczorków, który prąd znosił ku śluzie (rodzice dali radę!) i wydrę, która z jabłkiem w zębach płynie do nory. Na ostatnie 40km psuje się pogoda i zaczyna kropić - jedziemy mimo to, deszcz nie jest bardzo męczący i jest ciepło. Dopiero wielka podlewaczka do kukurydzy robi nam niezły prysznic. Docieramy zmęczeni, ale zadowoleni. Mamy kolejny rekord odległości, w kontekście sierpniowej wyrypy jest coraz lepiej.



Dane wyjazdu:
54.01 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:49.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:247 m
Kalorie: 691 kcal
Rower:szarak

Selestat

Czwartek, 19 lipca 2012 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

Pogoda nadal straszy, ale my, nieustraszeni :), decydujemy się podjechać pozwiedzać Selestat. Pomykamy krańcem Doliny, mając czarne chmury nad Wogezami z boku. Na 2 km przed miastem zaczyna kropić, jednak odbijamy w kierunku Niemiec i deszczowe chmury zostają "zawieszone" na górach. Selestat jest tłoczne i pełne samochodów, na starym mieście jest lepiej, ale i tak ruch jest duży. Zwiedzamy dwa zabytkowe kościoły, oglądamy stare miasto i wracamy na ścieżkę rowerową do naszego wczorajszego miejsca popasu. Francuska bagietka z widokiem na Koenigsburg smakuje wyśmienicie. Udaje nam się uciec przed deszczem, więc zadowoleni wracamy na camping. Szkoda, że ostatnie 15 km pod wiatr...

Ścieżki rowerowe we Francji wiodą przez kukurydzę lub winnice ;-)


... i są wyposażone w miejsca do odpoczynku


Dane wyjazdu:
62.12 km 16.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:71.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:914 m
Kalorie: 1405 kcal
Rower:szarak

Trois chateaux i nowy rekord prędkości!

Środa, 18 lipca 2012 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

W planach – Bazylea, czyli wycieczka nad Renem ku stykowi trzech granic – Szwajcarii, Niemiec i Francji. Wstajemy wcześniej, żeby zdążyć na pociąg do Colmar, jednak zbyt wiele czasu mitrężymy na campingu i spóźniamy się o 15 minut. Decydujemy przełożyć wyprawę na później, a dzisiaj pozwiedzać okoliczne ruiny zamków. Wyruszamy na początek do chateau du Hagueneck, gdzie znajdujemy rewelacyjną wieżę widokową – metalowe schodki wyprowadzają nas na szczyt kamiennego donżonu, skąd roztacza się ciekawy widok na dolinę. Później budzi się w nas krew orienteringowców i próbujemy dotrzeć do drogi idącej grzbietem, która zaprowadzi nas do kolejnych dwóch zamków. Wybieramy pieszą ścieżkę przez las i robimy sobie MTB na slickach. Wychodzi zaskakująco dobrze i docieramy gdzie chcemy.



Tutaj jednak rozczarowanie – zamek Hochlandsburg jest w remoncie, a szkoda, bo z daleka robił niezłe wrażenie. Zjeżdżamy więc niewiele dalej do trois chateaux – trzech donżonów leżących obok siebie. Włóczymy się chwilę i fundujemy sobie rewelacyjny zjazd na dół – rekord prędkości zostaje pobity.

Jeden z trois chateaux


Wracamy przez pełne turystów miasteczka – Turkheim, Eguishaim – wszystkie są pięknie ukwiecone, jednak tłok jest duży, co zniechęca do pozostawania w nich dłużej. Droga przez winnice bardzo dzisiaj męczy – jest 35 stopni, które wśród rzędów winorośli w pełnym słońcu wyciskają ostatnie siły. Ratuje nas tylko porządna porcja makaronu i wyroby miejscowego browaru w Strasburgu…

Dane wyjazdu:
58.32 km 5.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:61.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1150 m
Kalorie: 1373 kcal
Rower:szarak

Koenigsberg zdobyty!

Wtorek, 17 lipca 2012 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

Kierunek: Koenigsberg, czyli kolejny zamek na skale. Początek jest luźny – jedziemy rowerową ścieżką wzdłuż pól kukurydzy i upraw winorośli, a kilometry same lecą, zwłaszcza że mamy wiatr w plecy. Pod Koenigsbergiem chwila na popas, zamek cały czas spogląda na nas z góry. Wreszcie zbieramy się i zaczyna się podjazd – ścinamy trochę asfaltu drogą ziemną (na slickach wychodzi to kiepsko), po czym ostatnie 2,5 km robimy asfaltem. Widoki są bajeczne – droga wije się malowniczo wśród skał i lasów, jedna serpentyna poprzedza kolejne. Końcówkę robimy mocno – w V strefie i to jest błąd, przynajmniej dla mnie. Kilkanaście km dalej mięśnie odmawiają współpracy, zaczynają się skurcze i ból nie do zniesienia, zwłaszcza pod górkę. A górek po drodze mamy jeszcze sporo – Koenigsberg to tylko połowa dzisiejszego przewyższenia, drugie tyle robimy na trasie. Przed hunawihr pada garmin (zapomniałam naładować!) i resztę drogi pokonujemy bez pomiaru przewyższeń i kilometrażu. Zanim padł było blisko 50km drogi i ponad 800 m przewyższenia. Na campingu jesteśmy wcześnie – starcza czasu na zrobienie spaghetti, pranie i skosztowanie alzackiego wina ze szczepu pinot noir prosto spod Barr.

Koenigsburg- to tam, na sam czubek górki jedziemy...


Widoczek z góry, czyli Dolina Renu w pełnej okazałości


Dane wyjazdu:
97.36 km 19.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:56.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1123 m
Kalorie: 1892 kcal
Rower:

Zamek Hochnack, czyli witajcie Wogezy!

Poniedziałek, 16 lipca 2012 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

Miał być lajtowy dzień, ale w Wogezach takie coś jak pojęcie lajtu nie istnieje. Zaczynamy obiecująco – ścieżka rowerowa idzie nad rzeką, więc jest zimno, ale równo. Po nieprzespanej i wymarzniętej nocy nie mamy zbytnio ochoty na hardkory. Ale Wogezy specjalnie się tym nie przejmują. Już pierwsza miejscowość – Frestadt to ponad 150m przewyższenia, dalej jest jeszcze lepiej. Wspinamy się na przełęcz, ku zamkowi Hochnack, mijamy dwie okoliczne górki (Mały i Wielki Hochnack) i końcówkę pokonujemy prowadząc rowery po pieszym szlaku – na slickach nie da się jechać, a później ścieżka się zwęża i zaczynają się kamienne schody. Jaki ciężki jest rower z sakwami! Zamek Hochnack wynagradza nam trud wspinaczki – nie ma tu żywego ducha, a chwila odpoczynku w ruinach i piękne widoki dookoła to to, czego oczekiwaliśmy. Dopiero poznajemy Wogezy, a Hochnack to idealne miejsce, żeby rozejrzeć się po okolicznych górkach.



Zjechać nawet się udaje, jakimś szlakiem MTB skracamy sobie dojazd do asfaltu, a potem robimy krótką przerwę na objedzenie Francuzów z poziomek i jagód. Smakują wyśmienicie. Po drodze zaglądamy na cmentarz wojenny z 1914 roku i miejsce pamięci Le Linge – dawne okopy z I wojny. Równe rzędy krzyży robią przytłaczające wrażenie.



Potem zostaje nam już tylko genialny zjazd do Munster.

Zwiedzamy Munster i ruszamy do domu, zahaczając o Colmar gdzie kupujemy dwa ciepłe polarowe koce. Robi się późno, ścieżka jest słabo oznaczona – pytamy o drogę miejscowych, dwa razy kierują nas dobrze, a później dwie miłe panie wysyłają nas do miejsca w którym już byliśmy. Niestety, z ich potoku francuskich słów nie jesteśmy w stanie się zorientować, gdzie jedziemy, na każdym skrzyżowaniu informują nas tylko że prawo lub lewo i że droga na Singolsheim będzie znaczona. I owszem, jest, tylko na skrzyżowaniu, z którego przyjechaliśmy jadąc z Colmaru. Dzięki paniom robimy dodatkowe kółko ok. 10km i wreszcie jedziemy na azymut ufając bardziej sobie niż francuskim wskazówkom i mapom. I docieramy tam gdzie chcemy, czyli na camping w Kaysersbergu. Jest bardzo późno, zjadamy szybką bagietkę (nie ma czasu na pichcenie), bierzemy prysznic i padamy. Jutro w planach Koenigsberg, czyli powtórka z dzisiaj, no, może parę kilometrów mniej.

Pasażer na gapę


Dane wyjazdu:
2.98 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:25.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 17 m
Kalorie: 57 kcal
Rower:szarak

Falstart w Kaysersbergu

Niedziela, 15 lipca 2012 · dodano: 23.07.2012 | Komentarze 0

Przeprowadzka na camping, rozbicie namiotu i rozpakowanie całej graciarni zajmują nam większą część dnia. Zaczynamy zabawę w Wogezach, żegnaj płaska Dolino Renu. Po rozpakowaniu wszystkiego bierzemy rowery i chcemy pozwiedzać, jednak dojeżdżamy ledwie kilometr za camping gdy zaczyna się ulewa. Stoimy sobie pod daszkiem kilkadziesiąt minut i wracamy zmarznięci do domu. Falstart.