Info

avatar Ten blog sportowy prowadzi mandraghora z miasteczka Z. Odkąd zaczęłam go pisać przejechałam 59728.14 kilometrów. Więcej o mnie. Strava


button stats bikestats.pl




button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mandraghora.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:1150.47 km (w terenie 137.30 km; 11.93%)
Czas w ruchu:13:17
Średnia prędkość:17.96 km/h
Maksymalna prędkość:71.20 km/h
Suma podjazdów:8894 m
Maks. tętno maksymalne:178 (95 %)
Maks. tętno średnie:143 (76 %)
Suma kalorii:18300 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:57.52 km i 3h 19m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
15.04 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:27.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 69 m
Kalorie: 297 kcal
Rower:szarak

Colmar

Sobota, 14 lipca 2012 · dodano: 14.07.2012 | Komentarze 0

Przerwa w jeżdżeniu, postanowiliśmy pozwiedzać, nie biorąc pod uwage, że Francuzi świętują quatorze Julliet, czyli zburzenie Bastylii. Wszystko jest zamknięte, albo otwarte w kosmicznych porach. Linia Maginota - zamknięta. Muzeum czekolady - zamknięte. W końcu trafiliśmy do Colmar, gdzie okazało się, że nawet bagietki nie ma gdzie kupić. Za to na rondzie...

Nowy Jork wysiada!


Dane wyjazdu:
94.16 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:57.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:769 m
Kalorie: 1398 kcal
Rower:szarak

Mount Saint Oedile zdobyty

Piątek, 13 lipca 2012 · dodano: 13.07.2012 | Komentarze 0

Początek dnia wyglądał fatalnie - lało. Prognoza pogody przewidywała okienko między 11 o 19, więc postanowiliśmy poczekać. Opłaciło się. Ok 12 wyruszyliśmy w kierunku Barr, z planami na Mount Saint Oedile. Cały czas mieliśmy wiatr w twarz - jazda była męcząca, ale dosyć sprawnie dotarliśmy do Barr. Krótka wizyta w sklepie piekącym tradycyjne, alzackie pierniczki i zakupy skrupulatnie zapakowane w sakwy wcale nie ciążyły, gdy zaczął się 11km podjazd. W połowie było ich zresztą o połowę mniej ;-) Pierwsze kilka kilometrów doliną rzeki było strome, później droga się trochę wypłaszczyła, jednak cały czas była nieźle nachylona. W sumie wyszło 600m przewyższenia na tym kawałku. Mijający nas na podjeździe Francuzi ostro nas dopingowali (courage! courage!) a żandarm na szczycie zmierzył pełnym uznania wzrokiem. Widok z góry wymagradza wszystko - calutka Dolina Renu, ze Schwarzwaldem w tel, z drugiej strony Wogezy. Żyć nie umierać. No i fantastyczny zjazd na dół po równiutkim asfalcie - co prawda z sakwami jedzie się inaczej, ale o tak było fajnie. Paluszki odmarzły :)
Do powrotu "na sucho" do domu brakło nam pół godziny. Tyle co zdążyliśmy zjeść resztę zapasów i zaczęło kropić. Mimo, że cisnęliśmy, do domu zostało jeszcze 12km, które przemoczyły nas na wylot. Rozgrzewamy się więc alzackim winem różowym ze szczepu pinot noir :)

Klasztor na szczycie


Dane wyjazdu:
115.70 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:61.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:456 m
Kalorie: 1483 kcal
Rower:szarak

Saverne

Czwartek, 12 lipca 2012 · dodano: 12.07.2012 | Komentarze 0

Alzackiej włóczęgi ciąg dalszy - dzisiaj w planach trasa na północny zachód od Strasbourga, czyli Saverne. Ruszamy rano, jednak jeszcze w Holtzheim łapie nas deszcz. Przeczekujemy go na przystanku i nad kanałem La Bruche pomykamy do skrzyżowania szlaków, a później na Wasselone. Zwiedzamy miasteczko, udaje nam się dorwać dwie mapy rowerowe okolicy w informacji turystycznej i wyjeżdżamy w kierunku Saverne. Zaczyna padać, przeczekujemy najpierw na ławeczce pod drzewem "załatwiając" od razu drugie śniadanie (bagietka i pain du chocolat, mniam!), a potem ujechawszy kawałek dalej w lesie pod drzewami. Później pogoda robi się łaskawsza i deszczu nie widać.

Saverne jest ciekawe, prowincjonalne miasteczko z pięknym pałacem i ogrodami. Jedziemy wzdłuż portu na kanale Marne au Rhin, który w prawie prostej linii zaprowadzi nas do Strasbourga. Jazda jest dosyć nudna - prosta, asfaltowa droga, równiutko, mały ruch rowerowy... Mijamy płynące kanałem statki i mnóstwo śluz, które muszą pokonać. Szybki popas na przydrożnej ławeczce, później jeszcze niespodzianka - nieplanowany objazd - i wychodzi prawie 116km. Przebijamy się przez Strasbourg do domu, trasę czuć w nogach. Jeżeli pogoda dopisze, to jutro pewnie będzie jeszcze gorzej... w planach Mt. Saint Odile, klasztor na całkiem sporej górce. Z sakwami z pewnością da się to poczuć.

Skrzyżowanie ścieżek


Chcielibyśmy takie ścieżki w Polsce, oj, chcieli...


Dane wyjazdu:
76.15 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:60.90 km/h
Temperatura:
HR max:157 ( 84%)
HR avg: 96 ( 51%)
Podjazdy:366 m
Kalorie: 1073 kcal
Rower:szarak

Porte de Route des Vins

Środa, 11 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 0

Mocne śniadanko we francuskim stylu (czyli croissanty, pain du chocolat i jogurcik) i ruszamy nad kanałem Bruge w kierunku początku drogi win, do Marlenheim. Początkowe kilkanaście km jedzie się rewelacyjnie - szeroka, asfaltowa i równa ścieżka rowerowa nad wodą daje ochłodę i pozwala dosyć szybko się toczyć. Krótka przerwa na specjalnie przygotowanym miejscu odpoczynku (ze stolikami, wodą gdzie można umyć sobie ręce) i odbijamy na Marlenheim. Robimy sobie kilka fotek pod tablicą z informacją o początku drogi win i ruszamy.



Przedgórze Wogezów okazuje się być nie lada wyzwaniem po leniwym toczeniu się dolina rzeczki. Góra - dół, góra - dół, niczym w Miękini (koło Paryża ;-)), do tego mocny wiatr w twarz spowalniają nas w drodze. Ale nie żałujemy. Widoki są boskie - całe południowe zbocza obsiane winoroślą, w tle łagodne i do złudzenia przypominające Beskidy - Wogezy. Przejeżdżamy prze urokliwe miasteczka o wąskich uliczkach i ogromnej ilości kwiatów. Robimy małą pętlę i wracamy do miejsca popasu. Chwile odpoczywamy rozkoszując się kolejnym pain du chocolat i wracamy nad kanałem Bruche do domu.

Wogezy w tle


Dane wyjazdu:
47.36 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:26.90 km/h
Temperatura:
HR max:133 ( 71%)
HR avg: 92 ( 49%)
Podjazdy:107 m
Kalorie: 691 kcal
Rower:szarak

Strasbourg po raz drugi

Wtorek, 10 lipca 2012 · dodano: 10.07.2012 | Komentarze 0

Poranek pod znakiem leniwego śniadania (wtapiamy się we Francuski slow-life), potem jeszcze chwila wylegiwania się po jedzeniu i ruszamy rowerami w stronę Strasbourga. Na dzisiaj planujemy zwiedzanie miasta i jeżeli się uda rozpoczęcie szlaku Route du Vins. Strasbourg zajmuje nam strasznie dużo czasu, dodatkowo upał męczy niemiłosiernie. Duży ruch, chaos komunikacyjny - nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni i nie potrafimy tak szybko pomykać jak Francuzi. Tracimy mnóstwo czasu na tysiącu skrzyżowań, które wszyscy - poza nami - przejeżdżają na czerwonym nic sobie nie robiąc. Kiedy widzimy jak czterech policjantów na rowerach również przejeżdża na czerwonym mówimy dosyć i wtapiamy się w lokalne zwyczaje komunikacyjne.



Chwilkę odpoczynku znajdujemy w Orangerie - pięknym parku z pałacem, gdzie w cieniu drzew jemy nasze francuskie śniadanie - prawdziwą bagietkę - i wracamy do Petit France. Finalnie lądujemy w Akademie de la Biere, gdzie kosztujemy miejscowych specjałów produkowanych przez strasbourski browar. Idzie burza, więc przeczekujemy ją w jakimś podziemnym garażu, później ruszamy do domu piękną ścieżką rowerową na kanałem La Bruche. Po drodze, gdy wspomagamy się mapą, podjeżdża autochton i próbuje nam najpierw po francusku a potem łamaną angielszczyzną wytłumaczyć jak mamy dojechać tam gdzie chcemy. Biedak nie wie, że ma przed sobą ekipę Rowerowania 1/2 z ostatniego Chaszczoka ;-) Spotykamy go później jeszcze raz - krzyczy do nas, że to nie ten, tylko następny zjazd. Francuzi są po prostu pocieszni :)

Po drodze do hotelu zahaczamy o L'eclerc'a, gdzie kupujemy miejscowe wino i korkociąg. Route du Vins czas rozpocząć od skosztowania, co tu można dobrego wypić ;-)

Dane wyjazdu:
24.86 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Temperatura:
HR max:135 ( 72%)
HR avg: 95 ( 51%)
Podjazdy: 48 m
Kalorie: 332 kcal
Rower:szarak

Strasbourg po raz pierwszy

Poniedziałek, 9 lipca 2012 · dodano: 10.07.2012 | Komentarze 0

Pobudka o 5 rano, 1100km w samochodzie i oto jest... witaj ponownie Francjo. Szybka rozpakowujemy potrzebne bety i robimy pierwsze rowerowe rozpoznanie, czyli wycieczkę do Strasbourga. Francuskie ścieżki rowerowe zachwycają - dwa pasy ruchu (po jednym w każdą stronę) oznaczenia, światła - po prostu bajer. Do tego równiutki asfalt i zero dziur.

Ścieżka rowerowa przy drodze


Strasbourg jest trochę dziwny. Wygląda jak zlepek kilku miast z różnych epok - zachwyca ścisłe centrum z Katedrą i stare miasto. Wąskie uliczki Petite France są takie, że trudno się minąć z rowerem ;-). Za to przedmieścia i cała reszta są beznadziejne. Dzielnica z parlamentem europejskim też nie porywa. Właściwie to niewielkie miasto (mniejsze niż Kraków), które stało się kosmopolitycznym centrum dzięki europejskim instytucjom.

Strasbourg to wielki mix kulturowy. W mieście można znaleźć restauracje wszystkich nacji (od sushi bars aż po orientalne), napić się piwa lub wina z wielu winiarni świata. Całe miasto jest również pocięte siecią ścieżek rowerowych - do Strasbourga jechaliśmy jedną, wracaliśmy inną i dotarliśmy tam gdzie chcieliśmy. Większość z nich wiedzie nad kanałami, które dają przyjemny chłód w upały. Zaskakujące jest jednak zachowanie Francuzów - ku naszemu zaskoczeniu byliśmy jedynymi, którzy zatrzymują się na czerwonym świetle dla pieszych/ rowerzystów (no dobra, Niemcy też stali ;-)). Cała reszta, łącznie z policją (!) łazi jak popadnie - jak nie jedzie auto znaczy że jest zielone. Chaos Francuzi mają opanowany doskonale :)

Wieczorem w centrum załapujemy się na koncert - na skwerku siedzi cała orkiestra i gra, a ludzie spontanicznie tańczą na ulicach. Za to właśnie lubię Francuzów - za slow life i spontaniczność. Przysłuchujemy się chwilę i zmykamy - niedobór snu daje o sobie znać.

Dane wyjazdu:
79.50 km 30.00 km teren
04:54 h 16.22 km/h:
Maks. pr.:64.70 km/h
Temperatura:
HR max:178 ( 95%)
HR avg:143 ( 76%)
Podjazdy:1193 m
Kalorie: 2082 kcal

Chaszczok, czyli rowerowy rajd na orientację

Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 08.07.2012 | Komentarze 0

Na Chaszczoka ostrzyliśmy sobie zęby (koła?) już od Rajdu do Trzebini, kiedy Marcus po raz pierwszy podzielił się pomysłem zorganizowania rowerowej jazdy na orientację w okolicach Krakowa. To, że łatwo nie będzie, wiedzieliśmy już na kilka dni przed startem.

Po pierwsze, lejący się z nieba żar skuteczniej zachęcał raczej do leżenia, niż do wyciskania kilometrów pod górę. Drugim ostrzeżeniem był objazd okolic Miękini zaledwie dwa tygodnie wcześniej i 800m przewyższenia, które zrobiliśmy na niedługiej trasie. Zdecydowaliśmy się na trasę główną, mając w perspektywie Izerską Wielką Wyrypę w sierpniu. Wiele par (MIX) wybrało wariant rekreacyjny. Dodatkowo, Halina ze Skorpionem byli zmuszeni wycofać się z rywalizacji, więc nie mogliśmy wziąć odwetu za Świebodną ;-) - Skorpion przegrał walkę z zapaleniem płuc.

Po załatwieniu formalności odprawa, rozdanie map i gorączkowe planowanie. Nauczeni doświadczeniem ze Świebodnej wiemy, że nie zrobimy całości. Decydujemy się na wariant płasko – zacieniony, czyli Puszczę Dulowską i zachodnią część mapy. Odliczanie do startu i jak to na jazdach orientację bywa – ruszamy w przeciwną stronę niż cała reszta. Wszyscy jadą zaliczyć najbliższy punkt, my lecimy do 9, bliską 6 zostawiając na koniec. Podróżujemy dużą część dystansu samotnie. Szybko znajdujemy poszukiwany punkt (chaszczok to idealna nazwa, o czym przekonujemy się już tutaj) i zmierzamy do Puszczy. Trójka równie bezbłędnie pada naszym łupem – na zjeździe spotykamy Hinola, który później przegania nas w drodze pod zamek Rudno. Znalezienie punktu pod zamkiem również jest łatwe – znamy te tereny i nawet nie trzeba mapy, by wiedzieć jak tam trafić. Bart nawiguje bezbłędnie, nauka ze Świebodnej nie poszła na marne, korzystamy też więcej z kompasu. Staramy się oszczędzać od strony fizycznej – przy upale dochodzącym do 37 stopni nie trudno o odwodnienie. Po Rudnie przychodzi czas na 17 i 2 – też błyskawicznie idzie. Na wylocie z Puszczy spotykamy coraz więcej uczestników – niektóre z tych punktów to również trasa rekreacyjna. W Młoszowej (punkt nr 4 jest w pałacu) robimy zakupy i kilkunastominutowy odpoczynek z bufetem w cieniu. Mamy zaliczone sześć punktów, dwie godziny jazdy – tempo jest dobre, ale wiemy że później upał i zmęczenie zrobią swoje.

Ruszamy przez Karniowice do punktu 21, skrzyżowania dwóch wąwozów. Na górce spotykamy jednego z Bikeholików – krzyczy nam, że szukał go ponad 40 minut. Dołącza się do nas jeszcze jeden uczestnik, który jedzie go szukać po raz drugi (już raz zrezygnował). Dostrzegamy jednak w lesie wąwóz i prowadzącą do niego ścieżkę – zjeżdżamy na dno jaru (Wąwóz Zbrza wysiada…) i znajdujemy szybko i bez problemów 21. Wracamy do drogi i decydujemy się przez pola przebijać do 13. Udaje się idealnie – wspólnymi siłami, po straconych kilku minutach zjeżdżamy leśną ścieżką wprost do kapliczki. W cieniu organizujemy kolejny odpoczynek. Zapada również decyzja o robieniu 1, więc kierujemy się w tamtą stronę. W Płokach na asfalcie po prostu się roztapiamy. Nie pomaga woda z lodówki pobliskiego sklepu – roztopiony asfalt klei się do opon utrudniając jeszcze podjazd w pełnym słońcu. Sprzęt również ma dosyć słońca – przednia przerzutka się zapieka, dopiero obfite polanie wodą odblokowuje wszystkie możliwości. Jedynka idzie szybko, wracamy na drogę i zmierzamy do 8 – szybko i bezboleśnie nabijamy kolejne dziurki na karcie i decydujemy się jechać w kierunku 7, 11, 16 i 6. Nie wiedząc, czy wjedziemy od strony kamieniołomu wybieramy wariant przez Paczółtowice. Asfalt wyciska z nas ostatnie siły, a pod Bożą Mękę (cóż za adekwatna nazwa!) prowadzimy kawałek. Osiągamy z łatwością krzyż na punkcie widokowym (punkt 7) i okazuje się, że dojazd zajął nam za długo i czas się kończy. W planach był jeszcze 16 i 6, ale decydujemy się odpuścić 16, mimo, że jest blisko (ale jest „tania” tylko -30min).

Wracamy podjazdem pod Miękinię od strony Krzeszowic, tym samym, którym obiecywaliśmy sobie nie jechać kilkanaście dni wcześniej na pre-chaszczokowaniu. Czuję tylko jak smaży mi się skóra na rękach, już nawet się nie pocę (nie mam czym)? W pełnym słońcu osiągamy szczyt góry i zjeżdżamy jeszcze podbić 6, najbliższy punkt. Na metę wjeżdżamy z czasem 6:17, co w połączeniu z 12 zaliczonymi punktami daje nam pierwsze miejsce w MIX-ach na głównej.

Podsumowanie Chaszczoka to same superlatywy. Doskonała trasa i okolica, świetna organizacja i kameralna, przyjazna atmosfera otwierają długą listę zalet. Do tego takie drobiazgi jak woda mineralna na mecie (nasza w samochodzie się zagotowała, z przyjemnością wypiliśmy chłodnej), ziemniaczki z boczkiem jako danie główne oraz super nagrody i mega odjechane chaszczokowe puchary.

W takiej oprawie każda impreza jest super, dziękujemy organizatorom za możliwość pozwiedzania okolic Miękini i doskonałą zabawę!

Raz przez rzeczkę, raz przez las


Pomarańczowe lampiony - najbardziej poszukiwana rzecz w okolicy


Mapa


GPS
Kategoria zawody, z Bartem


Dane wyjazdu:
38.20 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:złomek

miasto 2.07-6.07

Piątek, 6 lipca 2012 · dodano: 08.07.2012 | Komentarze 0

W tym tygodniu tylko miasto. Upał w dzień jest zbyt duży by jeździć cokolwiek więcej, a wieczorami - za mało czasu.
Kategoria miasto


Dane wyjazdu:
36.34 km 18.00 km teren
01:49 h 20.00 km/h:
Maks. pr.:53.60 km/h
Temperatura:
HR max:165 ( 88%)
HR avg:131 ( 70%)
Podjazdy:326 m
Kalorie: 615 kcal

W kierunku Pielgrzymowic

Poniedziałek, 2 lipca 2012 · dodano: 03.07.2012 | Komentarze 0

Wieczorny szybki wypad z Bartem i Konradem po kluczyk do Pielgrzymowic. Odkrywamy nowe ścieżki i fajne drogi, robimy kilka ciekawych podjazdów. Przyjemnie chociaż gorąco i duszno. Wczorajsze harce wypruły mnie trochę - skurcze nie odpuszczają, w mięśniach czuć zmęczenie. Wypadałoby jakąś przerwę zrobić...
Kategoria trening, z Bartem


Dane wyjazdu:
31.93 km 0.30 km teren
01:23 h 23.08 km/h:
Maks. pr.:65.70 km/h
Temperatura:
HR max:171 ( 91%)
HR avg:142 ( 76%)
Podjazdy:372 m
Kalorie: 605 kcal
Rower:szarak

Zawoja -Grzechynia-G.Makowska-Budzów

Niedziela, 1 lipca 2012 · dodano: 02.07.2012 | Komentarze 3

Drugi z serii szalonych pomysłów, czyli wracam na rowerze z Zawoi do Krakowa. Upał jest okropny, ale mimo to decyduję się pojechać. Początek jest miły - cały czas w dół, lekkie nachylenie i miły wiaterek w twarz. W centrum blokuje mnie ruch - jest akurat impreza, dni zawoi, ale później idzie dobrze. Ponieważ natężenie samochodów jest spore odbijam na Grzechynię. Podjazd idzie zaskakująco dobrze i słońce jest łaskawe- pokazuje się dopiero pod koniec góry. Zjazd za to wydaje mi się bardzo krótki ;-). Dalej nierówna droga uprzykrza trochę jazdę. Dojeżdżam do Makowa, cofam się do rynku i atakuję Górę Makowską. Zawsze wydawało mi się, że to Grzechynia jest przerąbana, a tu taka niespodzianka. Po serpentynkach rozpoczyna się prosta, która wyciska ostatnie siły. Na szczęście jest las, więc bez słońca i parę stopni chłodniej. Krótki postój na batonik i dojeżdżam na szczyt - panorama jest super, właśnie dla widoków warto tu wjechać. Zjazd - po tym jak wyasfaltowali betonowe płyty - po prostu bajer. Zjeżdżam do Bieńkówki, odbijam na Budzów. Zastawiam się czy jechać dalej, ale ruch jest duży, a do Kalwarii nie zdążę przed Bartem. Grzecznie czekam pod kościołem na transport i zabieram się do Krakowa.

Widoki od strony Budzowa


Widoki na pasmo Babiej i Policy


TIR-y na tory! :)
Kategoria trening