Info

avatar Ten blog sportowy prowadzi mandraghora z miasteczka Z. Odkąd zaczęłam go pisać przejechałam 59728.14 kilometrów. Więcej o mnie. Strava


button stats bikestats.pl




button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mandraghora.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
85.62 km 20.00 km teren
07:21 h 11.65 km/h:
Maks. pr.:49.70 km/h
Temperatura:
HR max:159 ( 85%)
HR avg:128 ( 69%)
Podjazdy:840 m
Kalorie: 1719 kcal

Jurajski Orient 2013

Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 28.05.2013 | Komentarze 0

Niedziela pod znakiem myszkowania po Jurze, czyli Jurajski Orient 2013. Na dobry początek spóźniamy się na start o jakieś 20 minut (mijamy wyjeżdżających z bazy rekreacyjnych), po czym odbieramy pakiety startowe i jeszcze prawie pół godziny bujamy się z przebieraniem, przykręcaniem mapników, przygotowywaniem rowerów itp. Po wczorajszym Kellysie trzeba to zrobić dobrze, bo sprzęt aż jęczy pod dotykiem ;-)
Wreszcie gotowi po 45 minutach wyruszamy na trasę. Na początek idzie nam świetnie - pierwszy skręt do punktu przejeżdżamy, wracamy, znowu przejeżdżamy, w końcu znajdujemy i docieramy na punkt nr 3. Tutaj zaskoczenie - nie mamy nic do pisania, a to punkty bez perforatora... Pożyczamy od przejeżdżających rekreacyjnych długopis i wracamy do pobliskiego sklepu na zakupy. Pierwszy przystanek po 3 km jazdy ;-)

Poranna nerwowość i poczucie konieczności "gonienia" mija dosyć szybko. Dalej wybieramy się na pkt 4 i trafiamy niestety na bliźniaczy punkt stowarzyszony, umieszczony dla zmyłki. Dowiemy się o tym dopiero na wynikach :)
Dalsza droga prowadzi nas do 9, 1 i 2. Od czasu do czasu mijamy rekreacyjnych, którzy też kręcą się po tej okolicy. Punkty udaje nam się znaleźć szybko - są dokładnie tam gdzie mają być według mapy. W porównaniu z zeszłotygodniową imprezą jest to wielki plus. Zabawy w przeczesywanie lasu już po prostu są nudne. Tutaj tego nie ma, punkty stoją co do milimetra.

pkt 1 - Kirkut


Z 2 wyruszamy na 10. Pogoda zaczyna się robić coraz lepsza i mamy dużą frajdę z kręcenia po Jurze. Krajobrazy jak zwykle fantastyczne i do tego trochę terenu - czego chcieć więcej? Może tylko trochę mniej piasku i błota - po wczorajszym Kellysie już mamy go dosyć. Chociaż i tutaj zdarzają się niespodzianki. W końcu to rozlewiska Białej Przemszy, to i czasem jakaś kałuża na trasie musi się trafić... większa lub mniejsza...



Kolejne punkty to 8, 19 w drodze do której trochę jedziemy na azymut z kompasem z powodu nadprogramowych ścieżek, których nie ma na mapie i dalej 21. Tego szukamy chyba najdłużej, oglądamy skałki, grubsze drzewa... no nie ma! A potem ktoś wpada na to, żeby zajrzeć też w te mniejsze krzaki i eureka! 21 jest tam , gdzie powinno być.

A co tam chowa się w krzaczkach...?


Dalej idzie nieco gorzej. Szlak zielony, którym mamy zjeżdżać w stronę Rabsztyna jest słabo znaczony i po krótkim zjeździe lądujemy na jakiejś łące. Jechać się nie da, ale przejść i owszem. Jak przystało na MTBO chaszczujemy na skos, by dotrzeć wreszcie do drogi i zielonego. Którędy on tam szedł na górze?
Szybko i bez przeszkód docieramy na zamek Rabszyn - to już okolica którą znamy z wypadów weekendowych, więc jedzie się łatwiej. Krótki postój w pobliskim sklepie na biszkopty i 7daysa (nie ma nic normalnego do jedzenia, niedziela) i ruszamy na PK 18. Ten też znajdujemy szybko, chociaż skrzyżowania szlaków w okolicy są dwa. Teraz czeka nas dłuższy przelot do PK 17 - po kopaniu się w piaskach pustyni i jeździe w terenie teraz głównie asfalty - nasza średnia zaczyna szybko rosnąć. To dobrze, bo czas jest nieubłagany i do zamknięcia mety coraz bliżej.

Jeszcze tylko zapisanie kodu i w drogę!


Z 17 szybki dojazd bez niespodzianek na 14 i zaczynamy odcinek specjalny. Średnia znów leci na łeb na szyję, ale wolimy zwolnić niż przeoczyć jakiś punkt. W końcu liczy się przede wszystkim ilość... Znajdujemy oba i zjeżdżamy na doł do drogi. Coś nam się jednak myli i skręcamy w lewo zamiast w prawo. Na szczęście znamy te tereny i szybko orientujemy się w błędzie. Klasyczna pomyłka - kierunek dobry, ale zwrot nie ten ;-) Nawrotka i do Ryczowa na strażnicę. Ją też już odwiedzaliśmy, więc nie ma problemów z trafieniem. Szukanie punktu zajmuje nam chwilkę, jest dobrze schowany, ale ... jest!

Widoki są niezapomniane


Z Ryczowa podjeżdżamy na 12 do Rodaków, po drodze robiąc krótki postój w sklepie - tym razem na wafelki i 7daysa. Dzisiejsze menu jest monotonne :) W Rodakach zapada decyzja o odpuszczeniu trzech punktów w okolicy Łazów - 11, 15 i 16. Nie zdążymy przed zamknięciem mety, a kara za spóźnienie jest dotkliwa: -1pkt za każdą minutę. Zdecydowanie się nie opłaca. Poza tym wyczerpaliśmy już limit spóźnień na dzisiaj ;-) Spokojnie przejeżdżamy zebrać ostatnie punkty - 6, 7 i 5. Na tym ostatnim coś źle wpisujemy... ale co tam. Docieramy do mety z 50-minutowym zapasem. W sumie dobrze, jest czas na spokojne spakowanie się, zjedzenie i umycie rowerów.

Zjazd przez łąkę? Normalka na MTBO


Co tu dużo mówić, impreza pierwsza klasa - świetna atmosfera, przyjaźni ludzie, zawody bez tzw. "napinki", po prostu luz-blues, jeżdżenie rowerem po pięknej okolicy. Doskonała organizacja (Kosma & Co. brawo!), punkty dokładnie tam gdzie powinny być, dzięki czemu nie są to zawody w przeczesywaniu lasu i o wyniku nie decyduje szczęście. I na koniec ta pyszna kiełbaska z ogniska... mniam. Z pewnością jeszcze pojawimy się na imprezach Rowerowej Norki.


Track:



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!