Info
Ten blog sportowy prowadzi mandraghora z miasteczka Z. Odkąd zaczęłam go pisać przejechałam 59728.14 kilometrów. Więcej o mnie.Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2017, Grudzień29 - 0
- 2017, Listopad28 - 0
- 2017, Październik29 - 2
- 2017, Wrzesień29 - 4
- 2017, Sierpień35 - 2
- 2017, Lipiec34 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 2
- 2017, Maj36 - 0
- 2017, Kwiecień25 - 6
- 2017, Marzec29 - 0
- 2017, Luty17 - 0
- 2017, Styczeń11 - 0
- 2016, Grudzień31 - 4
- 2016, Listopad27 - 2
- 2016, Październik33 - 8
- 2016, Wrzesień25 - 1
- 2016, Sierpień26 - 0
- 2016, Lipiec28 - 0
- 2016, Czerwiec29 - 0
- 2016, Maj23 - 3
- 2016, Kwiecień27 - 11
- 2016, Marzec35 - 9
- 2016, Luty27 - 12
- 2016, Styczeń26 - 16
- 2015, Grudzień32 - 26
- 2015, Listopad29 - 5
- 2015, Październik28 - 6
- 2015, Wrzesień29 - 21
- 2015, Sierpień28 - 8
- 2015, Lipiec26 - 5
- 2015, Czerwiec32 - 5
- 2015, Maj31 - 10
- 2015, Kwiecień32 - 10
- 2015, Marzec32 - 39
- 2015, Luty27 - 21
- 2015, Styczeń35 - 23
- 2014, Grudzień32 - 26
- 2014, Listopad30 - 18
- 2014, Październik23 - 22
- 2014, Wrzesień20 - 21
- 2014, Sierpień23 - 16
- 2014, Lipiec22 - 40
- 2014, Czerwiec23 - 8
- 2014, Maj31 - 6
- 2014, Kwiecień27 - 2
- 2014, Marzec33 - 15
- 2014, Luty36 - 17
- 2014, Styczeń35 - 16
- 2013, Grudzień31 - 10
- 2013, Listopad25 - 0
- 2013, Październik26 - 5
- 2013, Wrzesień28 - 6
- 2013, Sierpień25 - 2
- 2013, Lipiec27 - 14
- 2013, Czerwiec25 - 0
- 2013, Maj29 - 0
- 2013, Kwiecień31 - 7
- 2013, Marzec31 - 1
- 2013, Luty21 - 3
- 2013, Styczeń30 - 0
- 2012, Grudzień19 - 0
- 2012, Listopad22 - 5
- 2012, Październik22 - 2
- 2012, Wrzesień17 - 2
- 2012, Sierpień17 - 0
- 2012, Lipiec20 - 3
- 2012, Czerwiec20 - 1
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień23 - 5
- 2012, Marzec31 - 1
- 2012, Luty24 - 0
- 2012, Styczeń22 - 4
- 2011, Grudzień16 - 9
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik17 - 2
- 2011, Wrzesień22 - 1
- 2011, Sierpień10 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
łańcuch 2
Dystans całkowity: | 8540.05 km (w terenie 2768.11 km; 32.41%) |
Czas w ruchu: | 436:26 |
Średnia prędkość: | 19.53 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.00 km/h |
Suma podjazdów: | 81115 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (105 %) |
Maks. tętno średnie: | 171 (92 %) |
Suma kalorii: | 166160 kcal |
Liczba aktywności: | 166 |
Średnio na aktywność: | 51.45 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
69.32 km
30.00 km teren
03:38 h
19.08 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max:176 ( 95%)
HR avg:143 ( 77%)
Podjazdy:656 m
Kalorie: 1587 kcal
Objazd trasy maratonu Skandii - częściowo
Środa, 21 maja 2014 · dodano: 21.05.2014 | Komentarze 0
Z Marcusem i Versusem, przy upale dochodzącym do 33 stopni. Trochę mnie chłopaki zamęczyli w tym słońcu....Udało się zaliczyć drogę do Brzoskwini (Lasek Wolski - Kryspinów - Cholerzyn - Aleksandrowice - Grybów - Kleszczów) czyli pierwsze ok. 40km, powrót na szybko przez Dol. Mnikowską, 773 przy lotnisku i Balicką.
Teraz czas na odpoczynek, w sobotę kolejne zawody.
Kategoria 50km -100km, łańcuch 2, Rowerowanie.pl, trening
Dane wyjazdu:
100.54 km
17.00 km teren
04:42 h
21.39 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:
HR max:164 ( 88%)
HR avg:131 ( 70%)
Podjazdy:714 m
Kalorie: 1739 kcal
"Rozjazd"
Poniedziałek, 19 maja 2014 · dodano: 19.05.2014 | Komentarze 0
Piękna pogoda, więc szkoda nie skorzystać. Namawiam B. by urwał się wcześniej z pracy i postanawiamy podskoczyć do Miechowa na Rajd Dosłońce, taka mikro-orientacja na ok 30km. Ma być lajtowo i w ogóle rozjazd, bo wczoraj po powrocie do domu oczywiście się rozlało i nie dało się wyjść na zewnątrz. Trochę spóźnieni wyjeżdżamy z miasta i od razu ciśniemy, najpierw skrócik przez Las Młodziejowicki (muszę w końcu zmienić tylną oponę bo zjeżdżam bokiem po błocie), a potem Doliną Dłubni, podjazd do Więcławic i dalej Sieborowice, Goszcza, Niedźwiedź i Słomniki. Tu przełączamy się na Dol. Szreniawy, jedzie się super, droga jest niczym wyłączona z ruchu, krajobrazy sielskiej wsi i kolorki nieba, chmurek i wschodzącego zboża - powalające.Trawersujemy sobie kilka razy tory (Januszowice, Smroków, Jaksice) by pod koniec podjechać pod Miechów i znaleźć się na rynku. Jesteśmy trochę spóźnieni, wszyscy już wystartowali, ale też strasznie głodni. Szybciutko podjeżdżamy pod miejscowego Lidla, kupujemy bułeczkę z serem, coś do picia i na krawężniku pożywiamy się w promieniach słoneczka. Miejscowi patrzą na nas jak na rumuńskie dzieci ;-) Cóż, nie da się ukryć że trochę się upapraliśmy błotem na tych skrótach i szutrach...
Miechów - pomnik powstańców i Bazylika Grobu Bożego w tle
Po jedzeniu okazuje się, że zrobiło się mocno późno - start już nie ma sensu. Z Miechowa wracamy tą samą drogą nas Szreniawą, ale za Jaksicami odbijamy w kierunku na Czaple Wielkie i rozpoczynamy wspinanie się na pierwszy garbik oddzielający doliny rzeczne. Potem zjazd i kolejny podjazd pod Wysocice, nie ma to jak wybrać na lajtowy rozjazd górki o nachyleniu kilkunastu %.... A to już kolejna taka niespodzianka dzisiaj i to nie ostatnia. Zjazd i jesteśmy z powrotem w Dolinie Dłubni, skąd zaczynamy nudnawy powrót do domu. Był jeszcze pomysł na trzecią dolinę dzisiaj - Prądnik, ale podjazd pod Skałę i zachodzące powoli słońce skutecznie zniechęca. Ja tam jeszcze czuję to XC w nogach, tym bardziej, że bez rozjazdu...
Dłubnią lecimy do domu sprawdzając jeszcze na koniec czarny rowerowy do Bosutowa (łagodniejszy podjazd niż przez Batowice) i alternatywną drogę przez pola (więcej wertepów i błota). Jeszcze tylko wizyta w pobliskim Lidlu (chleb się skończył i ser też...) i już można odpoczywać. Wraz ze zmrokiem kończymy ten "lekki" rozjazd...
Kategoria 100km i więcej, łańcuch 2, trening, z Bartem
Dane wyjazdu:
12.31 km
12.31 km teren
00:39 h
18.94 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:
HR max:183 ( 98%)
HR avg:171 ( 92%)
Podjazdy:124 m
Kalorie: 509 kcal
O krok od zawału czyli moje pierwsze XC :)
Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 18.05.2014 | Komentarze 0
Problem maratonu w Wojniczu rozwiązał się sam, czyli maraton odwołali z powodu sytuacji powodziowej. Co zrobić z pięknie rozpoczętym weekendem? Jeszcze w sobotę późnym wieczorem szperam w kalendarzu zawodów i nagle - jest! W pobliskim Olkuszu mamy Mistrzostwa Małopolski Amatorów w XC. Poranek leniwy (blisko jest a kategorie dziadków i babć startują pod koniec imprezy), więc się nie spieszymy. Na wszelki wypadek jeszcze wykonujemy telefon do organizatorów, czym można się zarejestrować przed samym startem i przy okazji pytamy o start naszych kategorii. Ups.... kobitki weteranki (jak to pięknie brzmi, od razu czuję z 50 lat więcej na karku!) startują ... za godzinę! W 10 minut jesteśmy już w samochodzie i ekspresem docieramy na miejsce. Nawet nie mam czasu się rozgrzać, jedynie rozciąganie, lekkie pokręcenie kolanami i już trzeba się ustawiać. Tętno od początku na wariackich papierach...Wystrzał i pojechali. Przed nami 5 kółek, razem ze mną jedzie młodsza kategoria kobiet oraz dwie kategorie męskie. Faceci od razu dają w palnik i po chwili zostaję sobie sama. Zgodnie z poradą Pana Męża ;-) ("to tylko 12 km, od razu ciśniesz ile fabryka dała, to nie maraton!") ja też daję w palnik osiągając wyżyny tętna. Oddech się rwie, ale noga podaje, odjeżdżam trochę kobietom i przez następne dwa kółka jadę sobie całkiem sama. Trasa mało wymagająca, chociaż trochę ślisko (w połowie jazdy zaczyna padać deszcz, co nie polepsza stanu trasy po ostatnich opadach). Na drugiej rundzie mam kryzys, wychodzi nierozgrzanie i muszę trochę zwolnić. Na 3 kółku zaczynają mnie dublować faceci, na czwartym łykam pierwszą z kobiet z mojej kategorii. Chyba nie jest tak źle, chociaż cały czas mam wrażenie, że oddech nie puszcza a nogi by jeszcze dały rady. Na piątym łykam ostatnią z kobiet w mojej kategorii babć i docieram do mety. W końcu po tym tygodniu kiblowania w domu z powodu deszczu, czuję że żyję. Tego mi brakowało, przedstartowej tremy, skaczącej na starcie łydki, ciśnięcia na trasie, przesuwania granic o jeszcze kawałeczek w górę.
Chwilę po mnie rusza B., który w swojej kategorii dojeżdża na 6 miejscu z jednym okrążeniem w plecy. Deszcz znika i od czasu do czasu prześwituje słoneczko. Tymczasem jakbyśmy zostali w domu, załapalibyśmy się na mega ulewę i pewnie nie poszlibyśmy nigdzie pojeździć. A tak udało się super niedzielne przedpołudnie w cieniu zamku w Rabsztynie.
Widoczek na zamek w Rabsztynie
Większa galeryjka zdjęć: ZDEZORIENTOWANI MTBO Team.
Dane wyjazdu:
63.54 km
10.00 km teren
02:51 h
22.29 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max:162 ( 87%)
HR avg:138 ( 74%)
Podjazdy:500 m
Kalorie: 1319 kcal
Nowe buty czyli porażka na całej linii :(
Wtorek, 13 maja 2014 · dodano: 13.05.2014 | Komentarze 2
Wreszcie, dzisiaj, TAK, JUŻ SĄ! Wyjmuję paczkę z nowymi SPD-kami i już nie mogę się doczekać testowania. Niby coś jeszcze pracuję ale cały czas lookam na nowe Shimanki z wielką nadzieją. W końcu zbieram się na rower, przez resztę tygodnia ma lać, więc trzeba korzystać. Będę się odrabiać jutro. Szybkie wkręcenie bloków i jedziemy!Początki zdecydowanie nieciekawe. Pierwsza przerwa po 2,5km, muszę przekręcić bloki nieco bliżej palca bo mam wrażenie jakbym nie umiała jechać na rowerze. Siadam na pobliskim zwalonym słupie i bujam się z przesuwaniem. Jest o niebo lepiej, ruszam dalej, pod górkę fajnie się ciągnie. Wyjeżdżam w teren, ale zanim tam docieram zaczynają mi cierpnąć stopy. No dobra, sznurówki, więc może za mocno ściągnęłam? W starych espedkach też mi się zdarza tak docisnąć rzepa, że nie czuję paluszków. Luzuję rzepa i sznurówki, jadę dalej. Ale jest coraz gorzej. Znów luzuję. Nic. Znów. Niedługo będę jechać z rozwiązanym butem. Wjeżdżam w teren - kicha. Podejść pod górkę nie mogę bo but aż kłapie - tak jest zluzowany. Stopy dalej cierpną, koszmar. Jadę jak łamaga, jakby mi ktoś betonowe buty a nie szmaciane na nogi założył. Właściwie to nie jadę, walczę z butami, a buty walczą ze mną. Co jest do cholery? Ale podjazd testowy zrobiony w niezłym czasie, tyle że potem nie czuję stóp. Stwierdzam w końcu że to nie ma sensu, boli mnie kręgosłup, wysiadają kolana - wracam do domu, przeklinam nowe espedki i wdziewam stare. I wreszcie mogę poczuć przyjemność z jazdy na rowerze... Na zabawy z nowymi przyjdzie jeszcze pora, a może przyjdzie na nie allegro ;-)
Nie wygląda to ciekawie... uciekam do domu
Kategoria 50km -100km, łańcuch 2, trening
Dane wyjazdu:
94.55 km
30.00 km teren
04:48 h
19.70 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:
HR max:171 ( 92%)
HR avg:133 ( 71%)
Podjazdy:1055 m
Kalorie: 1923 kcal
Schron Regelbau 668 w Rudawie
Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 10.05.2014 | Komentarze 0
Dzisiaj decydujemy się podczepić do wycieczki organizowanej przez Rowerowanie.pl. Rano jakoś ciężko się wstaje, ja muszę jeszcze załatwić jedną rzecz przed wyjazdem, więc zamiast jechać na miejsce zbiórki dołączamy po drodze. Pokonujemy Las Zabierzowski (rzepaczek nadal kwitnie), stamtąd kierujemy się na Nielepice. Po drodze natykamy się na rowerzystę z Grudziądza, który zwiedza okolice Krakowa. Przez chwilę gadamy gdzie kto jedzie i pan zabiera się z nami :) Kamienny zjazd, trochę asfaltu i już przekraczamy krajówkę. Schron jest tuż przed nami, przed południem meldujemy się na miejscu.Schronem opiekuje się stowarzyszenie Rawelin, a dzisiaj jest oficjalne otwarcie sezonu dla zwiedzających. Otrzymujemy niesamowitą dawkę historii fortyfikacji z najbliższej okolicy okraszoną wspomnieniami osób, które przeżyły tu wojnę. Siedzimy tam chyba z godzinę, a mam wrażenie, że nie dłużej niż 15 minut. Schron jest dobrze zachowany, w środku można podziwiać wyposażenie i przemyślne urządzenia filtrujące w przypadku ataku gazowego, telefony i rzeczy z epoki.
(Schron można zwiedzać -warto! - szczegóły na stronie Rawelin.org)
Po zwiedzaniu rozdzielamy się i Rowerowanie jedzie na pizzę do Kobylan, a my zmierzamy dol. będkowską, przez Jerzmanowice do Grodkowic i stamtąd do Sułoszowej. Zjeżdżamy do Ojcowa na pizzę (też zgłodnieliśmy) a potem wracamy do Skały i stamtąd drogą Rzeplińską w kierunku Krasiczyna, do Michałowic i dol. Dubni do domu. To niesamowite, nawet człowiek nie przypuszcza jakie ciekawostki ma w promieniu 20km od domu :)
Dol. Będkowska
Las bukowy w Wąwozie Babie Doły
Kategoria 50km -100km, łańcuch 2, Rowerowanie.pl, trening, z Bartem
Dane wyjazdu:
24.90 km
0.00 km teren
01:04 h
23.34 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:
HR max:163 ( 88%)
HR avg:139 ( 75%)
Podjazdy:135 m
Kalorie: 569 kcal
Do serwisu
Piątek, 9 maja 2014 · dodano: 09.05.2014 | Komentarze 0
Nowy suport już założony :)Dane wyjazdu:
27.11 km
18.00 km teren
01:25 h
19.14 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:
HR max:154 ( 83%)
HR avg:127 ( 68%)
Podjazdy:308 m
Kalorie: 516 kcal
Technikalia/ testy
Czwartek, 8 maja 2014 · dodano: 08.05.2014 | Komentarze 0
Krótki wypad na kolejne testy i odrobinkę treningu technicznego, tym razem Lasek Michałowicki i pętelka terenowa. Z bólem głowy i ciśnieniem, bo po powrocie czeka jeszcze praca, mimo, że już po 19... :( Wracam uwalona błotem po sam czubek nosa (włącznie)... no tak, przecież w nocy lało....Jutro wymiana suportu i taki sam zapieprz. Niefajnie :(
Dane wyjazdu:
35.36 km
14.00 km teren
01:40 h
21.22 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:
HR max:158 ( 85%)
HR avg:133 ( 71%)
Podjazdy:391 m
Kalorie: 677 kcal
Wieczorna eksploracja ścieżek
Środa, 7 maja 2014 · dodano: 08.05.2014 | Komentarze 0
Trasa późnowieczorna, jakoś nie zbieram się w trakcie dnia, potem przesypiam chwile po obiedzie, a gdy wychodzę z rowerem jest już szarówka. Nic nie szkodzi :) W planach trochę techniki w lasku Młodziejowickim - ostatnie zmiany w rowerze wymagają oswojenia i dopasowania. Chcę sprawdzić jak zachowuje się w terenie - pod górkę i na dół.Ku mojemu zaskoczeniu Lasek, który zawsze jest miejscem odludnym, dzisiaj tętni życiem. Kilka osób szykuje sobie ognisko, a na gdy wjeżdżam na ścieżkę wśród drzew śmiga przede mną rowerzysta. Czy to na pewno mój lasek, w którym nigdy nikogo nie ma? Ciężko tu będzie dzisiaj testować cokolwiek...
Jadę więc najdłuższą ze ścieżek by spędzić choć chwilkę w terenie i na jej końcu odkrywam wypasiony zjazd - jeden z tych, na których człowiek zaciska klamki z całych sił, a rower i tak sobie jedzie. Zjeżdżam z przyjemnością (muszę kiedyś spróbować to podjechać), kieruję się w stronę Michałowic, by dalej w Prawdzie odbić na polne drogi. Kiedyś tu biegła trasa maratonu michałowickiego, jak dawno to było? Chwila kręcenia z piękną panoramą na miasto ginące w mroku, potem zjazd serpentynami do Książniczek i kolejna droga do przetestowania (już dawno ciekawiło mnie gdzie idzie). Kończy się podjazdem który odbieram jako pionowy ;-), dociera do DK7. Przekraczam ją i większą pętelką wracam do domu przez Wolę Zachariszowską, Owczary i Zielonki. Gdy zamykam drzwi na parapecie zaczynają stukać pierwsze krople deszczu..
.
Kategoria do 50km, łańcuch 2, Night Rider, trening
Dane wyjazdu:
58.63 km
10.00 km teren
02:42 h
21.71 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:
HR max:163 ( 88%)
HR avg:132 ( 71%)
Podjazdy:439 m
Kalorie: 1152 kcal
20km na młynku....
Wtorek, 6 maja 2014 · dodano: 06.05.2014 | Komentarze 0
.. i absolutny rekord kadencji, pewnie ze 120 ;-).A miało być tak pięknie... Super się jechało, jak to mawiają "noga podawała", zaliczam sobie kolejne pagórki na północy, plany może i na stówkę, rzepaczek się żółci a tu nagle TRACH! I szlag trafił linkę od przedniej przerzutki... Kombinuję, czy nie dałoby się jakoś podpiąć, podciągnąć, zaczepić ale niestety - poszła na blacie więc na wszystkie pomysły jest za krótka i do tego w kilkudziesięciu (kilkunastu?) małych drucikach. Co zrobić, B. jeszcze w pracy, nie ma mowy o transporcie, nie ma że boli, trzeba jechać. Na liczniku najwięcej 24km/h (na młynku! mój absolutny rekord!), przy 20 to już w ogólne nie mam po co pedałować, bo przerzutka ociera na ustawieniu 1-9, jadę na 1-8. Tak więc pięknym popołudniem lansując się przez okoliczne wsie, a później przez miasto zmierzam sobie prościutko do warsztatu, w pełnym osprzęcie, Camel na plecach, Garnek na kierownicy i wszyscy niedzielni mnie objeżdżają. Po prostu nie ma lipy we wsi :)
Takie Sralpe - klimaty
I nowe oznakowanie starych szlaków
Kategoria 50km -100km, łańcuch 2, trening
Dane wyjazdu:
123.17 km
50.00 km teren
06:03 h
20.36 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max:165 ( 89%)
HR avg:125 ( 67%)
Podjazdy:941 m
Kalorie: 2095 kcal
Zamek Lipowiec alternatywnie
Niedziela, 4 maja 2014 · dodano: 04.05.2014 | Komentarze 0
Niedziela wreszcie bez deszczu, w planach stały punkt corocznych wypadów rowerowych czyli zamek Lipowiec w Babicach. Tym razem jednak jedziemy maksymalnie alternatywnie, bo stara trasa jest już dobrze znana. Wyruszamy przed 10, kiedy jest jeszcze dosyć chłodno, więc tempo od razu mocne, żeby się nieco zagrzać. Balicką wyjeżdżamy z miasta (doganiamy dwóch szoszonów, którzy dają nam koło, ale na krótko). Odbijamy na Szczyglice i decydujemy się odpuścić singla w Lesie Zabierzowskim i sprawdzić alternatywną trasę bocznym asfaltem. W końcu ma być inaczej niż zwykle... Rzepaczek oczywiście kwitnie na całego, aromacik + kolorki nieba - bezcenne.Przez Bukową Górę docieramy do Rudawy, stamtąd odbicie do Puszczy Dulowskiej i długi przelot lasami. Poranny chłodek dobrze konserwuje się w drzewach, zatrzymujemy się więc pod zamkiem Rudno by nieco rozgrzać się w słoneczku i zrobić mały popas. Dalsza droga prowadzi nad zalew Chechło pod Chrzanowem, a stamtąd całkiem nowy wariant szlakami zielonym, czarnym i pielgrzymkowym w kierunku Wygiełzowa. Na sam zamek Lipowiec nie wjeżdżamy, odbywa się tam jakiś festyn, jest mnóstwo aut i ludzi. Małe zakupy w sklepie w Babicach i już można jechać dalej.
Zalew Chechło - wieje jak diabli, idealna pogoda na żagle
Kamieniołom przy zielonym szlaku
Plan "podskoczenia" do Oświęcimia odkładamy na inny termin. Przez babickie lasy jedziemy w kierunku Mętkowa, by odbić za moment na wschód, na niebieski szlak wiślany. Świetna droga, tutaj też jeszcze nie jechaliśmy nigdy, ale z pewnością wrócimy. Starorzecza Wisły są urokliwe, a świergot ptaków gnieżdżących się gdzieś w trzcinach przyprawia o zawrót głowy.
Starorzecze Wisły
Podjazd pod Kamień z alternatywnym (a jakże!) przejazdem piaszczystym szlakiem pieszym (niebieskim), zjazd na południe w stronę Wisły do Rusocic i stamtąd znaną trasą przez Kłokoczyn, Czernichów, Wołowice aż do Jeziorzan. Przejeżdżając przez skrzyżowanie w Jeziorzanach zauważam napis na kapliczce. Jechałam tu wiele razy, ale nigdy go nie dostrzegłam. To zapis historycznego poziomu Wisły, kiedy wylała w 1884 i 1903. Niesamowite, ile tu musiało być wody!
W Jeziorzanach wsiadamy na prom (okupowany dzisiaj przez cyklistów) ;-) i ruszamy drugą stroną rzeki do Skawiny i Tyniecką do miasta. Chcemy zjeść coś w Tyńcu, ale akurat odbywa się tam bieg i droga jest zamknięta i odstawiona przez policję. Tyniecką tniemy więc aż do Kolnej i tam włączamy się na wały Wisły, którymi dojeżdżamy do domu. Wyszła całkiem miła wycieczka, z całkiem miłymi kilometrażem i przewyższeniem :) Szkoda, że od jutra powrót do zawodowego kieratu...
Rowerowy prom ;-)
Kategoria 100km i więcej, łańcuch 2, trening, z Bartem