Info

avatar Ten blog sportowy prowadzi mandraghora z miasteczka Z. Odkąd zaczęłam go pisać przejechałam 59728.14 kilometrów. Więcej o mnie. Strava


button stats bikestats.pl




button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mandraghora.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
73.79 km 0.00 km teren
02:50 h 26.04 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max:161 ( 87%)
HR avg:132 ( 71%)
Podjazdy:118 m
Kalorie: 1054 kcal
Rower:szoska

Kolejna nocka

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 · dodano: 06.08.2013 | Komentarze 0

Zbieramy się z Bartem po 19 i jedziemy się przewietrzyć, gdy upał w końcu zelżał. Kierunek na Niepołomice, marzę o Bochni, ale jest za późno. Szybka jazda do Kapliczki Huberta przez Branice (na Drodze Królewskiej jest nowy asfalt!) i powrót południową stroną Wisły. Właściwie całość w siodle, komary tak tną, że zakładanie czołówki na kask odbywało się w podskokach... dosłownie.

Dane wyjazdu:
46.65 km 2.00 km teren
02:11 h 21.37 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:31.0
HR max:150 ( 81%)
HR avg:121 ( 65%)
Podjazdy:528 m
Kalorie: 799 kcal

X Maraton MTB w Michałowicach

Niedziela, 4 sierpnia 2013 · dodano: 04.08.2013 | Komentarze 0

Po wczorajszym smażeniu się w słońcu odczuwam dużą niechęć na myśl o ściganiu kolejny dzień w takich warunkach. Jadę więc porobić trochę fotek startującym zielonym, w lesie daje się wytrzymać, ale na otwartej przestrzeni to już jest dramat. Szybko więc pijemy radlerka, zjadamy kiełbaskę z grilla i uciekamy skryć się do domu. Jak na regenerację to trochę za mocno wychodzi, może jutro trzeba będzie odpuścić.
Kategoria do 50km, trening, z Bartem


Dane wyjazdu:
100.89 km 30.00 km teren
05:15 h 19.22 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:33.0
HR max:169 ( 91%)
HR avg:145 ( 78%)
Podjazdy:655 m
Kalorie: 2187 kcal

Dębowy Orient

Sobota, 3 sierpnia 2013 · dodano: 04.08.2013 | Komentarze 2

fotki i opis: ZDEZORIENTOWANI MTBO TEAM :)

Dane wyjazdu:
17.34 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:złomek

Miasto

Piątek, 2 sierpnia 2013 · dodano: 02.08.2013 | Komentarze 0

Próbuję zdążyć rano przed upałem pozałatwiać wszystko, ale marnie mi się to udaje...
Kategoria do 50km, lajt, miasto


Dane wyjazdu:
73.98 km 0.00 km teren
02:49 h 26.27 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max:160 ( 86%)
HR avg:141 ( 76%)
Podjazdy: 99 m
Kalorie: 1238 kcal
Rower:szoska

Kolejna nocka i nowy rekord :)

Środa, 31 lipca 2013 · dodano: 31.07.2013 | Komentarze 1

Kolejny wypad nocą na szosce. Wyjeżdżam przed 20, kierunek przeciwny do wczorajszego czyli wschód. Idzie szybko, pierwszą godzinę kończę ze średnią powyżej 28km/h łącznie z 10km wyjazdem przez miasto (tak przypuszczałam, wieje w plecy :)). Dojazd do Kapliczki Huberta, nawrotka i zamiast przez Branice powrót tą samą drogą (jest lepiej oświetlona, a mnie nie chce się błądzić).

A wszystko po to by dobić do 1,5 tysia w lipcu. Tym samym, jest nowy miesięczny rekord :)

Dane wyjazdu:
81.03 km 0.50 km teren
03:15 h 24.93 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max:167 ( 90%)
HR avg:135 ( 72%)
Podjazdy:351 m
Kalorie: 1317 kcal
Rower:szoska

Wieczorne szosowanie

Wtorek, 30 lipca 2013 · dodano: 31.07.2013 | Komentarze 0

No dobra, w poniedziałek mi się nie chciało. Ale we wtorek w końcu pogoda kolarska. Po przedpołudniowych opadach wieczorem czas na szosowanie po okolicy i sprawdzenie starych ścieżek. Odwożę Barta na piłkę i jadę na zachód. Pierwszą godzinę przesypiam, dopiero potem coś się przełącza i jedzie mi się lepiej. Po meczu zaglądam na Skotniki, zabieram Barta i razem spadamy do domu.

wały - Piekary - Dąbrowa Szlachecka - Wołowice - Czernichów - Nowa Wieś Szlachecka - Kaszów - Mników - Cholerzyn - Morawica - Balice - Budzyń - Cholerzyn - Liszki - Piekary - Tyniecka - Skotniki - Tyniecka - wały

Dane wyjazdu:
29.48 km 0.00 km teren
01:18 h 22.68 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max:152 ( 82%)
HR avg:123 ( 66%)
Podjazdy:136 m
Kalorie: 447 kcal

Nocny rozjazd

Niedziela, 28 lipca 2013 · dodano: 29.07.2013 | Komentarze 0

Dopiero ok. 21 temperatura pozwala wyjść na rower. Nocna jazda na Skotniki, odbieram Barta z piłki i wracamy razem. Jutro ma być jeszcze gorzej...

Dane wyjazdu:
83.10 km 40.00 km teren
04:53 h 17.02 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:32.0
HR max:173 ( 93%)
HR avg:141 ( 76%)
Podjazdy:661 m
Kalorie: 1997 kcal

BikeOrient #3, czyli piach, pot i słońce ;-)

Sobota, 27 lipca 2013 · dodano: 28.07.2013 | Komentarze 7

Trzecia edycja BikeOrientu miała być ciężka i o tym było wiadomo już od początku. Właśnie ledwo co wróciliśmy z urlopu, co w naszym wykonaniu oznacza kilkaset kilometrów, codziennie, w ostatnie 2-3 tygodnie. Do tego było wiadomo, że pogoda raczej nie będzie sprzyjała- zapowiedziane 30 stopni sprawdziło się z naddatkiem, czyli Garmin pokazał 37 po południu. To nie były dobre warunki do ścigania. Mimo to grzecznie wstaliśmy i zapakowaliśmy się w samochód, by sporo przed 10 zameldować się w Przedborzu.



Na miejscu szybko załatwiamy formalności, mimo, że jeszcze wcześnie w powietrzu czuć już skwar. Przygotowujemy rowery i chowamy się na ławeczkę w cieniu, racząc się lodami. Plan wstępny jest na wszystko, ale nie wiemy jak siły po urlopie ;-) i czy pogoda nie zweryfikuje naszego pozytywnego nastawienia do dzisiejszej jazdy na rowerze. Pojawiają się znajome twarze, DJK71 z Amigą, LiderBike z Krakowa – miło ich zobaczyć znowu :). Lekko opóźnione rozdanie map, szybkie planowanie (dzisiaj to ja ustalam trasę) i wyjeżdżamy w kierunku bardziej górzystej części mapy. Zobaczymy jak sprawdzi się nowy mapnik…



Pierwszy punkt znajdujemy szybko, nie tyle nawigując, co natrafiając na grupkę bikerów. "7" zaliczona, szybki przeskok do "9" (pilnuję tętna żeby nie przeszarżować w ten upał). Pierwsze punkty nie sprawiają nam kłopotu, jedzie się dobrze, chociaż zaczyna już być dobrze ciepło. W końcu wystartowaliśmy po 11… Na „9” jest już całkiem luźno. Podbijamy punkt i ruszamy w kierunku Fajnej Ryby, która nie okaże się wcale taka fajna. To najwyższe wzniesienie w okolicy, a dotrzeć tam można przez piaszczysty las. Zaczyna się to czego nie znoszę – piasek w połączeniu z upałem. Momentami jest dosyć stromo i podchodzimy. Końcówka to ścieżka przez maliny – już trochę wydeptana, ale co tam. Modlę się tylko żeby nie wydłubywać zaraz malinowych kolców z opon... Na nogach zostaje malinowy ślad, że „6” została zaliczona, a my już wiemy, że w miarę możliwości trzeba unikać terenu. Piaskownica to przecież nie zabawa dla dorosłych ludzi ;-)

Malinowe znaki...


Z „6” zjeżdżamy fajnym, terenowym zjazdem w kierunku „4”, przekraczamy szosę i znów jedziemy przez las. Tu przynajmniej nie ma tyle piasku. Punkt jest w wąwozie – nawet nie zjeżdżamy, porzucamy rowery na skraju skarpy i na piechotkę zbiegamy w dół. Spotykamy tu kilku bikerów. Potem popełniamy drobny błąd – wydaje nam się, że szlak rowerowy niebieski będzie spoko (no bo kto by prowadził szlak po piasku?), ale jednak okazuje się że nie. Dodatkowo zbaczamy z niego, wyjeżdżając prawie tuż obok miejsca, gdzie przed chwilą przekraczaliśmy szosę. Nie ma tego złego, przynajmniej pojedziemy po asfalcie… tymczasem upał się wzmaga, a w bidonach wysycha. Szybko załatwiamy „5” (ale tu jest widooooczek!) i lecimy na „1” gdzie jest bufet. Odpoczywamy w cieniu kilka minut, posilamy się owocami i uzupełniamy wodę. Ze sklepami jest kiepsko – na razie nie widzieliśmy żadnego otwartego.

Piechotą na punkt



Kolejny punkt – 10 – ruiny zboru - jest łatwy do znalezienia. Lampion wisi w środku – dziurka i w drogę! Oprócz upału zaczyna nam doskwierać również w-mordę–wind, ale pocieszamy się, że zaraz popcha nas w plecy. Zaczynam już odczuwać skutki wysokiej temperatury, mimo, że dużo piję i staram się chować w cieniu zaczyna mnie boleć głowa. Właściwie to marzę o zimnej kąpieli …. A to nie pomaga na motywację do walki i dalszej jazdy. Koncentruję się na mapie i bez problemów docieramy na 14. Tutaj w lesie siedzi kilku bikerów, punktu podobno nie ma. Ścieżek w okolicy jest mnóstwo, jeszcze raz sprawdzamy… i zauważam nagle na drzewie napis PK. Lampionu rzeczywiście nie widać, jest schowany w dole, bo 14 to dół właśnie. Podbity, po krótkiej naradzie decydujemy się wracać tą samą drogą do szosy na Włoszczową. Targanie się przez te piaski z rowerami to proszenie się o zgona.

Ruiny zboru


Z 14 mamy dłuższy przelot na 13, znajdujemy ją szybko, nawet udaje się przejechać teren w całości. Później przekraczamy rzeczkę (kto by się tam fatygował robieniem mostu jak da się przejechać…) i jedziemy na 11 – punkt na bagnach. Trafiamy bez problemu, ale kilkadziesiąt minut w pełnym słońcu, na parnej łące wysysa ze mnie wszystkie siły. Zaczynam słabnąć i coraz wolniej idzie mi z tym rowerem przez pola. Przecinamy bagna w kierunku zabudowań Zagacia, tempo spada nam dramatycznie. Doganiają nas kolejni Bikerzy. Zanim wytrzepię skarpetki z piasku i traw są już w cieniu obok. Ruszamy nad stawy z „ogonem”, szybko znajdujemy mostek z lampionem 15 i jako jedyni jedziemy dalej. Czeka nas niełatwa przeprawa przez kładkę o wątpliwej trwałości… ale na szczęście się udaje.

Ćwiczenie równowagi - wersja dla zaawansowanych :)


Przy torach podjeżdżamy do 12, znajdujemy szybko i sprawdzamy czas. Niech to! Za dużo straciliśmy na przeprawie w okolicach 11 i 15, została tylko godzina i 3 pkty. Będzie ciężko, tym bardziej że kończy nam się woda… a sklepów na lekarstwo. Zaczynam też czuć głód, Bart dzieli się batonikiem, ale to za mało. Wzięłam ze sobą po prostu zbyt mało żarełka, żeby odciążyć plecy w ten upał. No i skutki w postaci ssania w żołądku już są.



Na „2” idziemy w dużej mierze piechotą. Po 200m piaszczystej drogi porzucamy rowery i robimy sobie spacer. Na wylocie spotykamy – w końcu! – jakichś mieszkańców, prosimy o odsprzedanie wody. Mili Państwo z Borowej ofiarują nam dwie butelki mineralki nie chcąc za to pieniędzy. Podziękowania nie mają końca, a jednocześnie rośnie szansa na komplet. Z wodą jeździ się znacznie lepiej niż o suchym wiadomo czym … ;-)

Ruszamy w kierunku 8 i 3 – dwóch ostatnich punktów, jednak na wjeździe do 8 uświadamiamy sobie, że nie starczy nam czasu. Omijamy ją. Asfalt o Przedborza staje się ruchliwy. Przed ostatnią 3 napotykamy również kilku bikerów i obserwujemy akcję gaszenia lasu - made by straż pożarna. Pali się młodnik, na razie byle co, ale jak to się rozniesie… w lasach sucho jak pieprz i to słońce też nie pomaga. Przepuszczamy strażaków i ruszamy całą grupą już w kierunku Przedborza. Ostatnie piaskowe kawałki wymagają technicznych umiejętności, sprawdza się praktyka z maratonów MTB. Docieramy wymęczeni i wygrzani kilka minut przed limitem czasu.

Przez mój kryzys brakło czasu na komplet punktów. Kończy się jednak na 2 miejscu w kat. K, więc nie mogę narzekać. Impreza jak zwykle zorganizowana super, punkty dokładnie wytyczone, ech, kwintesencja MTBO!
Powrót do domu dłuży się niemiłosiernie i dopiero zimy prysznic pozwala trochę odsapnąć. Ale i tak zmęczenie jest spore, a piaski Przedborza dobrze czujemy w nogach… o obtarciach nie wspominając.



Dane wyjazdu:
21.76 km 0.20 km teren
00:40 h 32.64 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 310 kcal
Rower:szoska

Zawoja - Maków

Piątek, 26 lipca 2013 · dodano: 26.07.2013 | Komentarze 0

Droga powrotna, Zawoja - Maków. Miły zjazd, 300 m straty :) Szkoda że Garmin zwariował... Wyszło mi tętno lepsze niż na maratonach i po raz pierwszy jechałam w 7 strefie...

Kategoria do 50km, szoska, trening


Dane wyjazdu:
94.54 km 0.50 km teren
03:46 h 25.10 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max:172 ( 92%)
HR avg:152 ( 82%)
Podjazdy:788 m
Kalorie: 1946 kcal
Rower:szoska

Kraków - Zawoja

Środa, 24 lipca 2013 · dodano: 25.07.2013 | Komentarze 0

No i wreszcie się udało. Mój pierwszy raz na przełęcz Sanguszki, a potem już żal było odpuścić... Pierwsza część drogi mija szybko, mimo, że cały czas pod wiatr. Po 45 minutach jestem już w Tyńcu, chwilę później w Skawinie odbijam na Kalwarię i przez Rzozów jadę do Woli Radziszowskiej. Mimo, że jest 30 stopni, zupełnie mnie to nie wzrusza - Francja przyzwyczaiła mnie do wysokich temperatur, a jak wieje jest mi przyjemnie chłodno. W mocnym tempie pociskam do Krzywaczki, tutaj mniej przyjemny kawałek drogą na Wadowice i odbijam na Sułkowice. Czas uzupełnić bidon. Pod sklepem towarzyszy mi zaspany piesek, któremu oczy same się zamykają...



Szybko coś przegryzam i ruszam pod górę. Podjazd jest krótszy niż się wydaje z samochodu i dosyć gładko wchodzi. Cały czas jadę na granicy tlenu i beztlenu, ale żal nie dokręcić na takim fajnym zjeździe... Szybko docieram do Budzowa, mijam się z Bartem, który jedzie autem i wypadam na drogę Jordanów - Wadowice. Zatrzymuję się na BP, proszę do pełna (bidon oczywiście ;-)), wchłaniam dwa batoniki i ruszam. Sucha i Maków idą trochę wolniej, zaczynam już czuć w nogach narzucone tempo. Poza tym od tego momentu zaczyna się już stały podjazd, niby niewielki, ale daje popalić.



W Skawicy mnie odcina - jak zwykle przeszarżowałam początek... Dalej więc toczę się w tempie rekreacyjnym, nawet nie próbując wrzucać na blat. Mimo tego średnia wychodzi całkiem niezła. Zakwasy w nogach zresztą też... :) Jednak jestem zadowolona - po pierwsze wreszcie przejechałam całość (i to w tym "gorszym" kierunku bo pod górę), a po drugie zamknęłam się w 4 godzinach. Jest dobrze, po długich jazdach we Francji przydało się trochę przepalenia. Już w sobotę następne zawody....

Przełęcz księcia Sanguszki