Info

avatar Ten blog sportowy prowadzi mandraghora z miasteczka Z. Odkąd zaczęłam go pisać przejechałam 59728.14 kilometrów. Więcej o mnie. Strava


button stats bikestats.pl




button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mandraghora.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

50km -100km

Dystans całkowity:17700.57 km (w terenie 3439.80 km; 19.43%)
Czas w ruchu:839:37
Średnia prędkość:20.77 km/h
Maksymalna prędkość:64.20 km/h
Suma podjazdów:122301 m
Maks. tętno maksymalne:184 (99 %)
Maks. tętno średnie:169 (91 %)
Suma kalorii:308256 kcal
Liczba aktywności:274
Średnio na aktywność:64.60 km i 3h 08m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
61.55 km 0.00 km teren
02:23 h 25.83 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:
HR max:164 ( 88%)
HR avg:138 ( 74%)
Podjazdy:191 m
Kalorie: 1107 kcal
Rower:szoska

Doświadczenie uczy, że doświadczenie niczego nie uczy

Wtorek, 17 czerwca 2014 · dodano: 18.06.2014 | Komentarze 0

Wczoraj przedetelewizorowo- mundialowo, dzisiaj trzeba pokręcić. Wieczorny wypad do Niepołomic rozpoczynam od korka giganta w Hucie, który udaje mi się jakoś objechać poboczem. Niestety, na poboczu musiało być ukryte jakieś szkło w trawie, bo już kilka km dalej orientuję się, że tył mi lekko uchodzi. No dobra, zmieniamy, moja pierwsza guma w szosce... Wyciągam graty, przymierzam dętkę i ... powtórka ze Skandii, czyli 26' zamiast 28'... Doświadczenie uczy że doświadczenie niczego nie uczy... Muszę chyba poprzywiązywać do zapasów jakieś kolorowe kokardki - żółta na szoskę, zielona na MTB.... Ech, na szczęście jest koło ratunkowe, dobijając co 1,5km dojeżdżam do Niepołomic, a tam już B. czeka z nową dęteczką i dużą pompką. Szybka wymiana, i powrót północną stroną Wisły, częściowo po ciemku.
Cad śr 77 (mało...), cad max 107

Ładny zachodzik gdzieś w polach po drodze



Dane wyjazdu:
54.41 km 35.00 km teren
03:20 h 16.32 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:
HR max:164 ( 88%)
HR avg:124 ( 67%)
Podjazdy:943 m
Kalorie: 1136 kcal

Ciupaga Orient - dogrywka

Czwartek, 12 czerwca 2014 · dodano: 15.06.2014 | Komentarze 1

Czyli wycieczka w celu pozbierania zapomnianych lampionów. Odwiedzamy tylko dwa punkty, a zbiera się prawie 1000m przewyższenia. A podjazd pod Harkabuz z Raby Wyżnej... ech, drugie Krowiarki :)

PK w ruinach, których nie było ;-)

i PK w środku lasu przy potoczku. Wyjazd z niego to była istna masakra...


Wieczorne słońce



I piękne widoki w okolicy



Dane wyjazdu:
60.09 km 47.00 km teren
03:18 h 18.21 km/h:
Maks. pr.:59.00 km/h
Temperatura:
HR max:178 ( 96%)
HR avg:160 ( 86%)
Podjazdy:826 m
Kalorie: 1867 kcal

Skandia Maraton -pechowo ale mocno

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 31.05.2014 | Komentarze 1


Skandia może nie jest kwintesencją MTB (więcej tu trzepania się po szutrach i polach), ale że blisko i nie trzeba nigdzie dojeżdżać to wystartować wypada. W sobotę podjeżdżam więc na Błonia, z zamiarem rejestracji na dystans średni – Medio (61km, 850 przewyższenia). Bart dzisiaj raczej w roli kibica – stwierdza, że nie podnieca go przepychanie się w tłumie w Lasku i szybko zwija się do domu.

O ile medialnie Skandia Maraton jest perfekcyjnie zorganizowany, o tyle organizacyjnie jest tragedia. Szukam najpierw stanowiska nr 1 gdzie mogę się zapisać (zgodnie z instrukcją na stronie), ale nie ma. Czekam więc w długim ogonku (później okazuje się że niepotrzebnie), a gdy chcę zapłacić w kasie okazuje się, że muszę jeszcze raz wypełnić formularz. Po co więc wypełniałam go elektronicznie kilka dni temu? Zapłata i kolejny ogonek, do odebrania numeru. Dostaję też żetonik, z którym nie wiem co zrobić. Później się okazuje, że to „talon” na pakiet startowy. Dobrze, że przyjechałam prawie godzinę wcześniej, bo sama rejestracja zajmuje mi prawie 40 minut… Szybka drożdżóweczka i czas udać się do sektora. Mam (niestety!) ostatni na medio – Skandia jako jedyna chyba nie dopuszcza zmiany sektorów na podstawie wyników osiąganych w innych zawodach. Start na końcu ogonka kilkuset zawodników z mojego dystansu raczej przekreśla szanse na wynik. I może dlatego też spokojnie reaguję na fakt, że … nie mogę wejść do swojego sektora bo brakuje miejsca. Stoimy sobie więc z innymi pod barierkami i zastanawiamy się co dalej. Na szczęście start nie jest w tym samym czasie dla wszystkich sektorów – jadą w odstępie minuty, może pół. Zdążam więc wejść zanim ruszę w trasę.
Ogonek do sektora

Start i pojechali. Początek jak zawsze słaby, trzeba się najpierw rozgrzać, przepalić mięśnie. W Krakowie jest też start trawiasty – po klepisku na Błoniach, a to nie jest moja ulubiona nawierzchnia. Przetaczam się spokojnie nie szarpiąc za bardzo, chociaż tętno i tak wędruje wysoko. Wyjazd na asfalt, kilka zakrętów i już podjeżdżamy w kierunku Lasku Wolskiego – pierwszy poważniejszy podjazd tego dnia. Już na samym początku w d… wjeżdża nam dystans mini, robi się chaos, słychać tylko krzyki „lewa, lewa wolna!”. Tłok jest przeogromny, wypinam się bo to i tak nie ma sensu i boczkiem podprowadzam. Co chwilę jakaś gleba, co chwilę ktoś kogoś zawadza, wycinaki z mini próbują objeżdżać bokami. Zaczynają jeździć pierwsze karetki. Dlaczego nie można puścić ich te 10 minut później? Nigdy tego nie zrozumiem…

Koniec Lasku, zjazd i mini odjeżdża na pętlę w stronę miasta. Zaraz robi się luźniej. Czuję się dobrze, mocno, noga podaje. Być może to efekt zaliczenia pierwszych km bez gleby, najbardziej bałam się tłoku w Lasku… W zeszłym roku robiłam tam foto i to co się tam działo… ech, w tym było tak samo. Lecimy już w mniej licznym towarzystwie przez klepisko przy lotnisku i wjeżdżamy na pętlę. Giga już tam jest, gdzieś przed nami, będziemy się jeszcze mijać, bo oni robią 2 kółeczka. Na początek morderczy podjazd pod Grzybów (ile tu jest, chyba ze 25% jak nie więcej). Nie podjeżdżam, podchodzę (mimo że jadąc z chłopakami parę dni temu podjechałam). Teraz szkoda zarzynać nogi. Las Zabierzowski szybko mija, podjazd na Górę Bukowską, stuka 20km a ja czuję że się rozkręcam. Jedzie mi się doskonale, lekko, mocno, podjazdy robię w swoim tempie, ale mimo to łykam kolejnych facetów. Zjazd do Baczyna i wbijamy na czerwony szlak. Zjeżdżam wąwozem, chwila nieuwagi (może to przez ten wrzask z tyłu „lewa!”? – jakiś wycinak z giga mnie objeżdża :)) i odlot przez kierownicę z tulupem. Ląduję na miękkim, nic mi się nie dzieje. Rower bez strat, jedynie urwana blokada od amortyzatora. Spoko, z tym da się jechać, chociaż resztę wąwozu robię trochę ostrożniej.

Nawrotka, podjazd pod Wąwóz Półrzeczki, tutaj też udaje się wyprzedzić parę osób, większość prowadzi. Wyjazd na płaskie i już do Krakowa niedaleko, jeszcze tylko to nieszczęsne klepisko powrotne. Na bufecie szybko łapię kubek z wodą – Camel wysechł już z 10km temu. Lekko podjeżdżam w kierunku miasta, Lasek coraz bliżej, kolejny bufet, zatrzymuję się znów napić. Wjazd na Greenwaysa w stronę Lasku, za kilka km będę już w domu, łykam kilku facetów i nagle jakoś tak miękko, rower jedzie lekko jakby zygzakowato…

Spoglądam w dół i już wiem, że wyniku nie będzie – kapeć. Rozkładam się w pobliskich krzakach i ściągam oponę, w środku kolec na pół cm… Mijają mnie kolejni faceci, których łyknęłam, jeden rzuca nawet: „ale peszek…”. Może dopompować i dojechać? Chyba nie dam rady. Wyciągam szybko dętkę i jakaś dziwna mi się wydaje.. taka cienka…? Już wiem co z nią nie tak, ale jeszcze rzut oka… 28x1,0. Szosowa. O szlag! Wygrzebuję ostatnią, jedyną łatkę i zaczynam szukać przebicia. Jest, całkiem spora dziura. Żal mi tylko tych miejsc w open. Łatam, zakładam, pompuję (za lekko, nie mam siły ręczną pompką dobić tak jakbym chciała) i z duszą na ramieniu jadę dalej, ale mocno zachowawczo. Kolejny kapeć oznacza bowiem spacer na metę. Straciłam bardzo dużo czasu, Garmin pokazuje postój ponad 20 minut na zabawę ze złą dętką a potem na łatanie. Już pozamiatane…

Podjazd pod Lasek robię na rowerze, łykam jeszcze kilku panów chociaż warunku do wyprzedzania słabe, jest wąsko, a ludzie zmęczeni – różne ciekawe i mniej ciekawe myki zdarzają się na trasie. Wypadam na wały Rudawy, rany jak mi się dłużą. Jestem wypruta do dna, ale to dobrze, znaczy że pojechałam na maxa. Wjazd na Błonia (na krawężniku prawie się zatrzymuję, jeszcze mi tylko snejka brakuje na tym sflaczałym tyle…), klepisko na Błoniach które przejeżdżam siłą woli chyba. Bart krzyczy do mnie, że koniec, że już meta, prawie nie słyszę, trzymam się roweru, dociskam, żeby nikt mnie nie łyknął. Ale nikogo za mną już nie ma, dojeżdżam i padam. Szybko zjadam jakiś batonik, Bart dowozi ISO i kakao w termosiku (o dzięki Ci dobry człowieku :)). Po chwili zbieram się, odbieram regeneracyjny posiłek (w ilości trochę śmiesznej jak na taką imprezę) i wracamy do domu.

Porcja dla ścigantów...wersja kryzysowa?


Chociaż nie udało się wywalczyć wyniku, Skandia przyniosła mi ważną wiadomość pod kątem treningu – średnie tętno jest w V strefie, a to oznacza, że moje wyliczenia były niedoszacowane. Znaczy się można jeździć mocniej :) Generalnie jestem zadowolona, pojechałam mocno, dobrze, a limit peszka został już wyczerpany, więc na Ciupadze nic nie ma prawa się zdarzyć :)


Dane wyjazdu:
50.76 km 15.00 km teren
02:17 h 22.23 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:
HR max:145 ( 78%)
HR avg:117 ( 63%)
Podjazdy:246 m
Kalorie: 709 kcal

Rozjazd

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 0

Trochę naokoło odwożę B. na piłkę. Po drodze spotykam Kajkę (gawędzimy sobie miło), a na koniec podjeżdżam do rodziców, którzy ratują mnie wodą mineralną i szarlotką :)


Dane wyjazdu:
81.48 km 35.00 km teren
05:06 h 15.98 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max:167 ( 90%)
HR avg:139 ( 75%)
Podjazdy:1175 m
Kalorie: 2065 kcal

XI Harce Rowerowe w Heluszu

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 0

Relacja i galeria fotek: Zdezorientowani MTBO Team. Tytuł I Harcownika obroniony! :)

Dane wyjazdu:
69.32 km 30.00 km teren
03:38 h 19.08 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max:176 ( 95%)
HR avg:143 ( 77%)
Podjazdy:656 m
Kalorie: 1587 kcal

Objazd trasy maratonu Skandii - częściowo

Środa, 21 maja 2014 · dodano: 21.05.2014 | Komentarze 0

Z Marcusem i Versusem, przy upale dochodzącym do 33 stopni. Trochę mnie chłopaki zamęczyli w tym słońcu....
Udało się zaliczyć drogę do Brzoskwini (Lasek Wolski - Kryspinów - Cholerzyn - Aleksandrowice - Grybów - Kleszczów) czyli pierwsze ok. 40km, powrót na szybko przez Dol. Mnikowską, 773 przy lotnisku i Balicką.

Teraz czas na odpoczynek, w sobotę kolejne zawody.


Dane wyjazdu:
50.98 km 0.00 km teren
02:14 h 22.83 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:
HR max:168 ( 90%)
HR avg:130 ( 70%)
Podjazdy:139 m
Kalorie: 800 kcal
Rower:szarak

Tyniec

Wtorek, 20 maja 2014 · dodano: 21.05.2014 | Komentarze 0

Odwożę B. na piłkę i jadę sobie lajtowo do Tyńca - dawno mnie tu nie było. Wszystko w promieniach zachodzącego słoneczka...



Dane wyjazdu:
63.54 km 10.00 km teren
02:51 h 22.29 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max:162 ( 87%)
HR avg:138 ( 74%)
Podjazdy:500 m
Kalorie: 1319 kcal

Nowe buty czyli porażka na całej linii :(

Wtorek, 13 maja 2014 · dodano: 13.05.2014 | Komentarze 2

Wreszcie, dzisiaj, TAK, JUŻ SĄ! Wyjmuję paczkę z nowymi SPD-kami i już nie mogę się doczekać testowania. Niby coś jeszcze pracuję ale cały czas lookam na nowe Shimanki z wielką nadzieją. W końcu zbieram się na rower, przez resztę tygodnia ma lać, więc trzeba korzystać. Będę się odrabiać jutro. Szybkie wkręcenie bloków i jedziemy!

Początki zdecydowanie nieciekawe. Pierwsza przerwa po 2,5km, muszę przekręcić bloki nieco bliżej palca bo mam wrażenie jakbym nie umiała jechać na rowerze. Siadam na pobliskim zwalonym słupie i bujam się z przesuwaniem. Jest o niebo lepiej, ruszam dalej, pod górkę fajnie się ciągnie. Wyjeżdżam w teren, ale zanim tam docieram zaczynają mi cierpnąć stopy. No dobra, sznurówki, więc może za mocno ściągnęłam? W starych espedkach też mi się zdarza tak docisnąć rzepa, że nie czuję paluszków. Luzuję rzepa i sznurówki, jadę dalej. Ale jest coraz gorzej. Znów luzuję. Nic. Znów. Niedługo będę jechać z rozwiązanym butem. Wjeżdżam w teren - kicha. Podejść pod górkę nie mogę bo but aż kłapie - tak jest zluzowany. Stopy dalej cierpną, koszmar. Jadę jak łamaga, jakby mi ktoś betonowe buty a nie szmaciane na nogi założył. Właściwie to nie jadę, walczę z butami, a buty walczą ze mną. Co jest do cholery? Ale podjazd testowy zrobiony w niezłym czasie, tyle że potem nie czuję stóp. Stwierdzam w końcu że to nie ma sensu, boli mnie kręgosłup, wysiadają kolana - wracam do domu, przeklinam nowe espedki i wdziewam stare. I wreszcie mogę poczuć przyjemność z jazdy na rowerze... Na zabawy z nowymi przyjdzie jeszcze pora, a może przyjdzie na nie allegro ;-)

Nie wygląda to ciekawie... uciekam do domu



Dane wyjazdu:
94.55 km 30.00 km teren
04:48 h 19.70 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:
HR max:171 ( 92%)
HR avg:133 ( 71%)
Podjazdy:1055 m
Kalorie: 1923 kcal

Schron Regelbau 668 w Rudawie

Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 10.05.2014 | Komentarze 0

Dzisiaj decydujemy się podczepić do wycieczki organizowanej przez Rowerowanie.pl. Rano jakoś ciężko się wstaje, ja muszę jeszcze załatwić jedną rzecz przed wyjazdem, więc zamiast jechać na miejsce zbiórki dołączamy po drodze. Pokonujemy Las Zabierzowski (rzepaczek nadal kwitnie), stamtąd kierujemy się na Nielepice. Po drodze natykamy się na rowerzystę z Grudziądza, który zwiedza okolice Krakowa. Przez chwilę gadamy gdzie kto jedzie i pan zabiera się z nami :) Kamienny zjazd, trochę asfaltu i już przekraczamy krajówkę. Schron jest tuż przed nami, przed południem meldujemy się na miejscu.


Schronem opiekuje się stowarzyszenie Rawelin, a dzisiaj jest oficjalne otwarcie sezonu dla zwiedzających. Otrzymujemy niesamowitą dawkę historii fortyfikacji z najbliższej okolicy okraszoną wspomnieniami osób, które przeżyły tu wojnę. Siedzimy tam chyba z godzinę, a mam wrażenie, że nie dłużej niż 15 minut. Schron jest dobrze zachowany, w środku można podziwiać wyposażenie i przemyślne urządzenia filtrujące w przypadku ataku gazowego, telefony i rzeczy z epoki.
(Schron można zwiedzać -warto! - szczegóły na stronie Rawelin.org)








Po zwiedzaniu rozdzielamy się i Rowerowanie jedzie na pizzę do Kobylan, a my zmierzamy dol. będkowską, przez Jerzmanowice do Grodkowic i stamtąd do Sułoszowej. Zjeżdżamy do Ojcowa na pizzę (też zgłodnieliśmy) a potem wracamy do Skały i stamtąd drogą Rzeplińską w kierunku Krasiczyna, do Michałowic i dol. Dubni do domu. To niesamowite, nawet człowiek nie przypuszcza jakie ciekawostki ma w promieniu 20km od domu :)

Dol. Będkowska

Las bukowy w Wąwozie Babie Doły



Dane wyjazdu:
58.63 km 10.00 km teren
02:42 h 21.71 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:
HR max:163 ( 88%)
HR avg:132 ( 71%)
Podjazdy:439 m
Kalorie: 1152 kcal

20km na młynku....

Wtorek, 6 maja 2014 · dodano: 06.05.2014 | Komentarze 0

.. i absolutny rekord kadencji, pewnie ze 120 ;-).
A miało być tak pięknie... Super się jechało, jak to mawiają "noga podawała", zaliczam sobie kolejne pagórki na północy, plany może i na stówkę, rzepaczek się żółci a tu nagle TRACH! I szlag trafił linkę od przedniej przerzutki... Kombinuję, czy nie dałoby się jakoś podpiąć, podciągnąć, zaczepić ale niestety - poszła na blacie więc na wszystkie pomysły jest za krótka i do tego w kilkudziesięciu (kilkunastu?) małych drucikach. Co zrobić, B. jeszcze w pracy, nie ma mowy o transporcie, nie ma że boli, trzeba jechać. Na liczniku najwięcej 24km/h (na młynku! mój absolutny rekord!), przy 20 to już w ogólne nie mam po co pedałować, bo przerzutka ociera na ustawieniu 1-9, jadę na 1-8. Tak więc pięknym popołudniem lansując się przez okoliczne wsie, a później przez miasto zmierzam sobie prościutko do warsztatu, w pełnym osprzęcie, Camel na plecach, Garnek na kierownicy i wszyscy niedzielni mnie objeżdżają. Po prostu nie ma lipy we wsi :)

Takie Sralpe - klimaty

I nowe oznakowanie starych szlaków