Info
Ten blog sportowy prowadzi mandraghora z miasteczka Z. Odkąd zaczęłam go pisać przejechałam 59728.14 kilometrów. Więcej o mnie.Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2017, Grudzień29 - 0
- 2017, Listopad28 - 0
- 2017, Październik29 - 2
- 2017, Wrzesień29 - 4
- 2017, Sierpień35 - 2
- 2017, Lipiec34 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 2
- 2017, Maj36 - 0
- 2017, Kwiecień25 - 6
- 2017, Marzec29 - 0
- 2017, Luty17 - 0
- 2017, Styczeń11 - 0
- 2016, Grudzień31 - 4
- 2016, Listopad27 - 2
- 2016, Październik33 - 8
- 2016, Wrzesień25 - 1
- 2016, Sierpień26 - 0
- 2016, Lipiec28 - 0
- 2016, Czerwiec29 - 0
- 2016, Maj23 - 3
- 2016, Kwiecień27 - 11
- 2016, Marzec35 - 9
- 2016, Luty27 - 12
- 2016, Styczeń26 - 16
- 2015, Grudzień32 - 26
- 2015, Listopad29 - 5
- 2015, Październik28 - 6
- 2015, Wrzesień29 - 21
- 2015, Sierpień28 - 8
- 2015, Lipiec26 - 5
- 2015, Czerwiec32 - 5
- 2015, Maj31 - 10
- 2015, Kwiecień32 - 10
- 2015, Marzec32 - 39
- 2015, Luty27 - 21
- 2015, Styczeń35 - 23
- 2014, Grudzień32 - 26
- 2014, Listopad30 - 18
- 2014, Październik23 - 22
- 2014, Wrzesień20 - 21
- 2014, Sierpień23 - 16
- 2014, Lipiec22 - 40
- 2014, Czerwiec23 - 8
- 2014, Maj31 - 6
- 2014, Kwiecień27 - 2
- 2014, Marzec33 - 15
- 2014, Luty36 - 17
- 2014, Styczeń35 - 16
- 2013, Grudzień31 - 10
- 2013, Listopad25 - 0
- 2013, Październik26 - 5
- 2013, Wrzesień28 - 6
- 2013, Sierpień25 - 2
- 2013, Lipiec27 - 14
- 2013, Czerwiec25 - 0
- 2013, Maj29 - 0
- 2013, Kwiecień31 - 7
- 2013, Marzec31 - 1
- 2013, Luty21 - 3
- 2013, Styczeń30 - 0
- 2012, Grudzień19 - 0
- 2012, Listopad22 - 5
- 2012, Październik22 - 2
- 2012, Wrzesień17 - 2
- 2012, Sierpień17 - 0
- 2012, Lipiec20 - 3
- 2012, Czerwiec20 - 1
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień23 - 5
- 2012, Marzec31 - 1
- 2012, Luty24 - 0
- 2012, Styczeń22 - 4
- 2011, Grudzień16 - 9
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik17 - 2
- 2011, Wrzesień22 - 1
- 2011, Sierpień10 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2014
Dystans całkowity: | 679.22 km (w terenie 77.20 km; 11.37%) |
Czas w ruchu: | 25:45 |
Średnia prędkość: | 21.50 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.00 km/h |
Suma podjazdów: | 2941 m |
Maks. tętno maksymalne: | 171 (92 %) |
Maks. tętno średnie: | 169 (91 %) |
Suma kalorii: | 8784 kcal |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 37.73 km i 1h 50m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
65.70 km
0.00 km teren
03:00 h
21.90 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:
HR max:168 ( 90%)
HR avg:169 ( 91%)
Podjazdy:282 m
Kalorie: 1117 kcal
Rower:szoska
Wypadek i zakończenie sezonu
Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 14.07.2014 | Komentarze 14
7 śrub w łokciu i dwie blaszki jako efekt bliskiego spotkania z... autobusem :( I to by było na tyle sezonu w tym sezonie. Kategoria 50km -100km, szoska, trening, z Bartem
Dane wyjazdu:
9.87 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:złomek
Miasto
Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 12.07.2014 | Komentarze 0
zakupy i obiad u rodzicówDane wyjazdu:
34.12 km
0.40 km teren
01:23 h
24.67 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:
HR max:163 ( 88%)
HR avg:137 ( 74%)
Podjazdy: 94 m
Kalorie: 626 kcal
Rower:szarak
Wieczorna jazda
Piątek, 11 lipca 2014 · dodano: 12.07.2014 | Komentarze 0
Dopiero wieczorem przestaje lać. Do serwisu odebrać rower B. i oddać szaraka+ rundka po wałach.Dane wyjazdu:
108.54 km
0.80 km teren
04:13 h
25.74 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:
HR max:171 ( 92%)
HR avg:141 ( 76%)
Podjazdy:362 m
Kalorie: 1950 kcal
Rower:szoska
Dzień nieuważnych kierowców
Czwartek, 10 lipca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 0
Dzisiaj jest Dzień Nieuważnych Kierowców i niektórzy z nich świętują go na całego....Po dwóch dniach ulew w końcu wychodzi słońce. Wczoraj jeszcze wieczorem nadrabiam pracowe rzeczy, żeby dzisiaj móc się urwać na rower, a jakże :) Przed 13 wyjeżdżam w kierunku Doliny Dłubni, ciągnie mnie do Niepołomic, strasznie dawno tam nie byłam... Ledwie ze 4 km od domu - straż, policja, wypadek, auto wymusiło pierwszeństwo z podporządkowanej, pół maski rozwalone... no dobra, omijam. Pola gdzieniegdzie pozalewane, sporo błota naniosło też na drogę, momentami mam wrażenie, że jadę po gruntówce. Na brzegu drogi i przy rowach oklapnięte, zmoknięte worki z piaskiem. Lecę przez Książniczki, Michałowice do Więcławic i przez Wiktorowice wyjeżdżam w kierunku Prus, przycinam do "mojej" trasy.
Błotne asfalty
Ledwie na nią wjeżdżam, okazuje się że remont - pól drogi rozkopane (wymieniają rury?), jest sygnalizacja i ruch wahadłowy. Grzecznie czekam na swoją kolej, wjeżdżam na zielonym kiedy w połowie facet przede mną się zatrzymuje i stoi. Ostrożnie wychylam się zza niego, a tam armageddon! Na poboczu stoi sobie ciężarówka i wyładowuje blachy, dzięki czemu autobus się nie zmieścił, a z przeciwka już wjechali. Poboczem, lekko podpierając się nogą objeżdżam to małe piekiełko. Jak się cieszę, że jadę rowerem :)
Lokalny Armageddon
Chwilkę później dojeżdżam do tunelu w Ruszczy, który jest częściowo zalany. No cóż, tego nie przewidziałam... Przetaczam się przez niego, a rower i wszystkie ciuchy dostają błotnej wysypki. Na szczęście jest ciepło, więc mokre buty szybko schną.
Dojeżdżam do Igołomskiej a tu kolejni świętujący Dzień Nieuważnych Kierowców. W obie strony korek jak diabli, nie mogę wjechać. Rozglądam się i... identyczna sytuacja jak z Batowic, z tym, że tu auta lepiej rozwalone (bo i droga szybsza). Koduję sobie, że dzisiaj trzeba uważać bo jakiś biomet niekorzystny, czy co... Zjeżdżam skrótem z krajówki po 100m i lecę lokalnymi dróżkami. Niestety, dzisiaj moje spokojne zazwyczaj trasy są okupowane jak diabli, bo wszyscy próbują objechać korka - giganta.
Docieram bez przeszkód do Niepołomic (na moście zepsuła się następna ciężarówka, korek jak stąd do Katowic), objeżdżam chodniczkiem i poboczem i wbijam się do Puszczy, zahaczając o hot-dogi the best of the best. Jakiś miły gość przysiada się z piwkiem i chwilę sobie gawędzimy, potem uzupełniam płyny (28 stopni i pełne słońce) i zmykam do Puszczy. Dwa razy rundka pod Kapliczkę Huberta (planowałam Zabierzów Bocheński, ale nie mam ochoty jeździć w tym palącym słońcu, a droga w Puszczy jest zacieniona) i wracam południową stroną do domu. Bez ekscesów, jeśli nie liczyć przepuszczania karetki na sygnale (następny świętował... :() i zostawienia trochę gumy na ścieżce rowerowej, kiedy dostawczak radośnie wjeżdża na rowerowy przejazd i staje. Przekaz jaki wyraziłam w 3 słowach dociera jednak do kierowcy i cofa te 2m, żeby zrobić mi miejsce. Dzięki.
Chwila odpoczynku przy kapliczce
Kategoria 100km i więcej, szoska, trening
Dane wyjazdu:
36.03 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:złomek
Kraków, miasto projektantów idiotów
Wtorek, 8 lipca 2014 · dodano: 08.07.2014 | Komentarze 1
Co tu dużo mówić, miejska jazda i od razu niespodzianki... Na nowobudowanej ścieżce na Mogilskiej jakiś debil powstawiał słupki na środku ścieżki rowerowej. Foto z rowerowanie.pl:chwilę dalej nadziewam się na nowo ułożone azyle, a między nimi, na lewoskręcie dla jadących z przeciwka... no nie, niemożliwe... słupek stoi! To chyba nie trzeba być profesorem, żeby dojść do tego, że takie rozwiązanie nie tylko utrudnia jazdę, ale też jest niebezpieczne dla rowerzystów!? Polityka pro-rowerowa w wykonianiu miasta Kraków. Po prostu ręce opadają...
PON: 8,17km + 14,48km
WT: 13,38km
Dane wyjazdu:
27.53 km
0.00 km teren
01:11 h
23.26 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:
HR max:141 ( 76%)
HR avg:118 ( 63%)
Podjazdy:135 m
Kalorie: 386 kcal
Rower:szarak
Wieczorna Dłubnia
Poniedziałek, 7 lipca 2014 · dodano: 08.07.2014 | Komentarze 0
Szybkie wahadełko po burzy i gradzie przed którym uciekałam na mieszczuchu. Upał trochę zelżał, ale duchota już nie. Leniwie.Dane wyjazdu:
31.33 km
0.00 km teren
01:28 h
21.36 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:26.0
HR max:134 ( 72%)
HR avg:113 ( 61%)
Podjazdy: 51 m
Kalorie: 431 kcal
Rower:szarak
Rozjazd miejski
Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 06.07.2014 | Komentarze 0
Upał odpuszczam, dopiero wieczorem wsiadam na rower rozruszać się po Jurze. Kiedy wychodzę z domu zaczyna grzmieć, w oczekiwaniu na burzę kręcę się po okolicy, ale przechodzi gdzieś bokiem. Zabieram się więc na dalszą trasę, potem wracam i odwożę B. na piłkę, a na koniec zaglądam jeszcze do rodziców, gdzie dostaję pyszną kolację i serniczek :) Nie ma to jak u mamy :-)Dane wyjazdu:
7.50 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:złomek
Miasto
Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 06.07.2014 | Komentarze 0
ND: 7,5km. Rano, zanim jeszcze upał rozleje się po ulicach, szybkie zakupy i odwiedziny u rodziców.Dane wyjazdu:
90.32 km
36.00 km teren
05:08 h
17.59 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:
HR max:166 ( 89%)
HR avg:119 ( 64%)
Podjazdy:825 m
Kalorie: 1626 kcal
Szlakiem Orlich Gniazd - cz.2
Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 05.07.2014 | Komentarze 6
Budzę się wcześnie, ok 5, na
zewnątrz przyjemny chłód, ale idę spać dalej. Wstajemy chwilę później (o 7),
szybkie śniadanie, pakowanie betów i przed 8 jesteśmy gotowi do
jazdy. Pomni na wczorajsze doświadczenia chcemy jak najszybciej
przejechać jak najdalej, żeby nie mordować się z palącym
słońcem. Początek idzie bardzo szybko, jest chłodno, słońce
wciąż za chmurami, jedzie się bardzo dobrze mimo wczorajszego
zmęczenia. Dzisiaj w planach podróż do źródeł :-), czyli
Kromołów – miejsce skąd wypływa Warta i Łutowiec – źródła
Czarnej Przemszy. Ruszamy na Parkoszowice, mocno interwałowa trasa
(góra-dół-góra-dół) doprowadza nas do przedmieść Zawiercia.
Tu znajdujemy szybko źródło Warty, wypływające spod kapliczki
Św. Jana Nepomucena.
Warta - taka malutka na razie...
Ruszamy dalej, by w pobliskim Łutowcu stanąć na początku Czarnej Przemszy. Tu też ładnie zagospodarowany teren, ławeczki, staw, niedokończone jeszcze tablice informacyjne. Fajnie, że coś się dzieje.
A tu zaczyna się Czarna Przemsza
Wbijamy się na szlak Orlich Gniazd i ruszamy nim do Ogrodzieńca. Zamek z tej strony robi wrażenie, nigdy go chyba stąd nie widziałam. Mała sesja zdjęciowa i podjeżdżamy pod mury. Komercja przeraża, wszędzie rozkładają się stoiska, dojeżdża dostawa drewnianych mieczy, plastikowych hełmów, cepeliowatych pamiątek, wynurzają się z nicości maszyny do produkcji lodów i innych słodkości. Siadamy na trawie pod zamkiem, póki jeszcze nie ma ludzi zjadamy śniadanko, przygotowane w domu kanapki z serem. Żegnamy Ogrodzieniec, gdy podjeżdża pierwszy autokar, a z niego wysypuje się wycieczka.
Ogrodzieniec - z każdej strony robi wrażenie...
Ruszamy szlakiem w kierunku strażnicy w Ryczowie, którą omijamy (byliśmy tu wiele razy) i przez Dupnicę (piękna nazwa) docieramy do Bydlina. Tutaj też odpuszczamy zamek, zatrzymujemy się na jedzenie i picie pod sklepem (mija nas z przeciwka Zbyszek Mossoczy startujący w Transjurze, który ruszył z Krakowa ok 7 rano, już jest tutaj!). Kierujemy się na Jaroszowiec i Rabsztyn, gdzie opuszczamy rowerowy SOG (odchodzi jakoś bez sensu w stronę Olkusza i przechodzi przez miasto), w międzyczasie mija nas kilkunastu następnych rowerzystów, w tym także dziewczyny, ale tylko trzy (inne jadą dalej, czy to taka słaba frekwencja?).
Orle Gniazda - piasek: obecny!
Gdzieś na trasie
Ruszamy z Rabsztyna czerwonym pieszym, odbijamy na wojewódzką i lecimy przez obie Sułoszowe w kierunku Pieskowej Skały. Krótkie uzupełnienie płynów, polanie się wodą (jedziemy już w pełnym słońcu) i dojeżdżamy do Ojcowa, gdzie zatrzymujemy się na pizzę i Radlerka. Spotykamy Lesława, gawędzimy sobie sympatycznie i ruszamy do domu. Tym razem Kwietniowe Doły mnie pokonują, ale trochę w nogach już mam. Odgryzę się następnym razem :)
Gdzieś na trasie... czerwony rowerowy Orlich Gniazd
Wychodzi nam całkiem fajna wycieczka, mimo że szlak nie został zrealizowany w 100%. Ale lepiej obejrzeć nowe miejsca i zwiedzić coś nowego niż zajeżdżać się po znanych na wylot piaskach, którymi ktoś poprowadził znaki. Co nieprzyjemnie zaskakujące, dwudniowy wyjazd z noclegiem i żarełkiem wyszedł nam taniej niż start w Transjurze... ech, szkoda gadać.
W głowie już plany na następne wycieczki... jest tyle fajnych miejsc do zobaczenia :)
Warta - taka malutka na razie...
Ruszamy dalej, by w pobliskim Łutowcu stanąć na początku Czarnej Przemszy. Tu też ładnie zagospodarowany teren, ławeczki, staw, niedokończone jeszcze tablice informacyjne. Fajnie, że coś się dzieje.
A tu zaczyna się Czarna Przemsza
Wbijamy się na szlak Orlich Gniazd i ruszamy nim do Ogrodzieńca. Zamek z tej strony robi wrażenie, nigdy go chyba stąd nie widziałam. Mała sesja zdjęciowa i podjeżdżamy pod mury. Komercja przeraża, wszędzie rozkładają się stoiska, dojeżdża dostawa drewnianych mieczy, plastikowych hełmów, cepeliowatych pamiątek, wynurzają się z nicości maszyny do produkcji lodów i innych słodkości. Siadamy na trawie pod zamkiem, póki jeszcze nie ma ludzi zjadamy śniadanko, przygotowane w domu kanapki z serem. Żegnamy Ogrodzieniec, gdy podjeżdża pierwszy autokar, a z niego wysypuje się wycieczka.
Ogrodzieniec - z każdej strony robi wrażenie...
Ruszamy szlakiem w kierunku strażnicy w Ryczowie, którą omijamy (byliśmy tu wiele razy) i przez Dupnicę (piękna nazwa) docieramy do Bydlina. Tutaj też odpuszczamy zamek, zatrzymujemy się na jedzenie i picie pod sklepem (mija nas z przeciwka Zbyszek Mossoczy startujący w Transjurze, który ruszył z Krakowa ok 7 rano, już jest tutaj!). Kierujemy się na Jaroszowiec i Rabsztyn, gdzie opuszczamy rowerowy SOG (odchodzi jakoś bez sensu w stronę Olkusza i przechodzi przez miasto), w międzyczasie mija nas kilkunastu następnych rowerzystów, w tym także dziewczyny, ale tylko trzy (inne jadą dalej, czy to taka słaba frekwencja?).
Orle Gniazda - piasek: obecny!
Gdzieś na trasie
Ruszamy z Rabsztyna czerwonym pieszym, odbijamy na wojewódzką i lecimy przez obie Sułoszowe w kierunku Pieskowej Skały. Krótkie uzupełnienie płynów, polanie się wodą (jedziemy już w pełnym słońcu) i dojeżdżamy do Ojcowa, gdzie zatrzymujemy się na pizzę i Radlerka. Spotykamy Lesława, gawędzimy sobie sympatycznie i ruszamy do domu. Tym razem Kwietniowe Doły mnie pokonują, ale trochę w nogach już mam. Odgryzę się następnym razem :)
Gdzieś na trasie... czerwony rowerowy Orlich Gniazd
Wychodzi nam całkiem fajna wycieczka, mimo że szlak nie został zrealizowany w 100%. Ale lepiej obejrzeć nowe miejsca i zwiedzić coś nowego niż zajeżdżać się po znanych na wylot piaskach, którymi ktoś poprowadził znaki. Co nieprzyjemnie zaskakujące, dwudniowy wyjazd z noclegiem i żarełkiem wyszedł nam taniej niż start w Transjurze... ech, szkoda gadać.
W głowie już plany na następne wycieczki... jest tyle fajnych miejsc do zobaczenia :)
Kategoria 50km -100km, łańcuch 2, trening, z Bartem
Dane wyjazdu:
95.88 km
40.00 km teren
05:25 h
17.70 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max:159 ( 85%)
HR avg:121 ( 65%)
Podjazdy:913 m
Kalorie: 1857 kcal
Szlakiem Orlich Gniazd - cz.1
Piątek, 4 lipca 2014 · dodano: 05.07.2014 | Komentarze 3
Plan trochę szalony,ale co tam :)
Ponieważ nie jedziemy w tym roku Transjury (trochę droga impreza się
z niej zrobiła), to proponuję B. żebyśmy zrobili sobie własną,
alternatywną Transjurę i objechali od dawna planowany Szlak Orlich
Gniazd z Częstochowy do Krakowa. W efekcie w piątek wczesnym
rankiem siedzimy w pociągu. Oprócz zaliczenia SOG chcemy również
przetestować nowe modele mapników, które dostaliśmy od Staszka, a dla mnie to również dwudniowy trening nawigacji.
Nowa konstrukcja mapników, jak sprawdzi się w terenie?
Jest po 9 gdy wysiadamy w Koniecpolu i ruszamy w trasę.
Bart proponuje, żeby odpuścić samą Częstochowę – tam już byliśmy, poza tym jeżdżenie po mieście jest średnio przyjemne, i zamiast tego podskoczyć na północ do Mstowa. Chce zobaczyć Skałkę Miłości i warowny klasztor. Trasa prowadzi nas przez Podlesie, Sieraków, Zalesice, Lipnik, Żuraw (tu ładny dworek, ale prywatny, zamknięty za murem) i Małusy Małe, skąd docieramy do Mstowa. Po drodze są postoje na lody, picie, leżenie w cieniu, robienie fotek, pokazywanie sobie psów oraz kotów leżących w cieniu w śmiesznych pozach. To strasznie fajne jechać tak przed siebie i nic nie musieć. Skałka Miłości fajnie wygląda nad Wartą (ładnie zagospodarowany teren), ale wrażenie robi klasztor. Akurat jest w remoncie, więc nie wszystko jest dostępne. Mocne mury, górujące nad doliną rzeki i miastem, fortryfikowane basztami - jest na co popatrzeć. Przychodzi mi na myśl francuskie Nozeroy, z tym, że tam całe miasto było skryte za murami.
Skałka Miłości
Dobry cytat na fasadzie kościoła
W Mstowie marnujemy trochę czasu w parku (B. dokleja taśmą mapnik do kierownicy, który wypinał się na wybojach na zjazdach, śmiejemy się że od razu ma +10 do bycia PRO ;-)).
Profesjonalne mocowanie mapnika na kierownicy
Ruszamy leniwie z powrotem w stronę Małusów (inną drogą), upał staje się nie do zniesienia i Garmin pokazuje 32 stopnie. Topię się i rozpływam z każdym ruchem korby, nie pomaga picie i lody. Mamy mocny wiatr w twarz, który zamiast chłodzić przeszkadza. Trzeba dodatkowo z nim walczyć.
Z Małusów lecimy na Turów, Zrębice (tu jest ten drugi kościółek na Szlaku Architektury Drewnianej), Krasawę, aż docieramy do fajnego sanktuarium w Czatachowej. Ścieżki rowerowe są tu super przygotowane, nowiutkie asfalty, nowe oznaczenia, jedzie się wyśmienicie. Oczywiście musimy się też czasem wpakować w jurajskie piaski :) Zbliża się późne popołudnie, kiedy docieramy do Mirowa. Siadamy w knajpce pod zamkiem, zamawiamy... (menu śniadaniowe o 17 :)) jajecznicę i dostajemy ogromny talerz jajec na kiełbasie. Pierwsze poważne żarcie dzisiaj... trochę się zaniedbaliśmy z karmieniem przez ten upał. Zjadamy, ruszamy jeszcze zobaczyć jak wyglądają Bobolice po odbudowie (pamiętam je jeszcze jako ruinę), teraz są pięknym zamkiem, niczym francuskie zamki nad Loarą.
Dwa "bliźniacze" zamki - Mirów...
i Bobolice. Trudno uwierzyć, że jeszcze 10 lat temu wyglądały tak samo...
Wracamy pod Mirów, odbijamy na Kotowice i stamtąd docieramy do Włodowic, gdzie mamy zabukowany nocleg. Piwko, uzupełnianie kalorii, mecz (Deutschland, Deutschland ueber alles!) i padam. B. jeszcze ogląda nocny mecz Brazylii, ale ja zasypiam jak kamień. Jutro czeka nas drugie tyle do domu.
(+2,45km dojazdu na PKP)
Nowa konstrukcja mapników, jak sprawdzi się w terenie?
Jest po 9 gdy wysiadamy w Koniecpolu i ruszamy w trasę.
Bart proponuje, żeby odpuścić samą Częstochowę – tam już byliśmy, poza tym jeżdżenie po mieście jest średnio przyjemne, i zamiast tego podskoczyć na północ do Mstowa. Chce zobaczyć Skałkę Miłości i warowny klasztor. Trasa prowadzi nas przez Podlesie, Sieraków, Zalesice, Lipnik, Żuraw (tu ładny dworek, ale prywatny, zamknięty za murem) i Małusy Małe, skąd docieramy do Mstowa. Po drodze są postoje na lody, picie, leżenie w cieniu, robienie fotek, pokazywanie sobie psów oraz kotów leżących w cieniu w śmiesznych pozach. To strasznie fajne jechać tak przed siebie i nic nie musieć. Skałka Miłości fajnie wygląda nad Wartą (ładnie zagospodarowany teren), ale wrażenie robi klasztor. Akurat jest w remoncie, więc nie wszystko jest dostępne. Mocne mury, górujące nad doliną rzeki i miastem, fortryfikowane basztami - jest na co popatrzeć. Przychodzi mi na myśl francuskie Nozeroy, z tym, że tam całe miasto było skryte za murami.
Skałka Miłości
Dobry cytat na fasadzie kościoła
W Mstowie marnujemy trochę czasu w parku (B. dokleja taśmą mapnik do kierownicy, który wypinał się na wybojach na zjazdach, śmiejemy się że od razu ma +10 do bycia PRO ;-)).
Profesjonalne mocowanie mapnika na kierownicy
Ruszamy leniwie z powrotem w stronę Małusów (inną drogą), upał staje się nie do zniesienia i Garmin pokazuje 32 stopnie. Topię się i rozpływam z każdym ruchem korby, nie pomaga picie i lody. Mamy mocny wiatr w twarz, który zamiast chłodzić przeszkadza. Trzeba dodatkowo z nim walczyć.
Z Małusów lecimy na Turów, Zrębice (tu jest ten drugi kościółek na Szlaku Architektury Drewnianej), Krasawę, aż docieramy do fajnego sanktuarium w Czatachowej. Ścieżki rowerowe są tu super przygotowane, nowiutkie asfalty, nowe oznaczenia, jedzie się wyśmienicie. Oczywiście musimy się też czasem wpakować w jurajskie piaski :) Zbliża się późne popołudnie, kiedy docieramy do Mirowa. Siadamy w knajpce pod zamkiem, zamawiamy... (menu śniadaniowe o 17 :)) jajecznicę i dostajemy ogromny talerz jajec na kiełbasie. Pierwsze poważne żarcie dzisiaj... trochę się zaniedbaliśmy z karmieniem przez ten upał. Zjadamy, ruszamy jeszcze zobaczyć jak wyglądają Bobolice po odbudowie (pamiętam je jeszcze jako ruinę), teraz są pięknym zamkiem, niczym francuskie zamki nad Loarą.
Dwa "bliźniacze" zamki - Mirów...
i Bobolice. Trudno uwierzyć, że jeszcze 10 lat temu wyglądały tak samo...
Wracamy pod Mirów, odbijamy na Kotowice i stamtąd docieramy do Włodowic, gdzie mamy zabukowany nocleg. Piwko, uzupełnianie kalorii, mecz (Deutschland, Deutschland ueber alles!) i padam. B. jeszcze ogląda nocny mecz Brazylii, ale ja zasypiam jak kamień. Jutro czeka nas drugie tyle do domu.
(+2,45km dojazdu na PKP)
Kategoria 50km -100km, łańcuch 2, trening, z Bartem