Info









Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2017, Grudzień29 - 0
- 2017, Listopad28 - 0
- 2017, Październik29 - 2
- 2017, Wrzesień29 - 4
- 2017, Sierpień35 - 2
- 2017, Lipiec34 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 2
- 2017, Maj36 - 0
- 2017, Kwiecień25 - 6
- 2017, Marzec29 - 0
- 2017, Luty17 - 0
- 2017, Styczeń11 - 0
- 2016, Grudzień31 - 4
- 2016, Listopad27 - 2
- 2016, Październik33 - 8
- 2016, Wrzesień25 - 1
- 2016, Sierpień26 - 0
- 2016, Lipiec28 - 0
- 2016, Czerwiec29 - 0
- 2016, Maj23 - 3
- 2016, Kwiecień27 - 11
- 2016, Marzec35 - 9
- 2016, Luty27 - 12
- 2016, Styczeń26 - 16
- 2015, Grudzień32 - 26
- 2015, Listopad29 - 5
- 2015, Październik28 - 6
- 2015, Wrzesień29 - 21
- 2015, Sierpień28 - 8
- 2015, Lipiec26 - 5
- 2015, Czerwiec32 - 5
- 2015, Maj31 - 10
- 2015, Kwiecień32 - 10
- 2015, Marzec32 - 39
- 2015, Luty27 - 21
- 2015, Styczeń35 - 23
- 2014, Grudzień32 - 26
- 2014, Listopad30 - 18
- 2014, Październik23 - 22
- 2014, Wrzesień20 - 21
- 2014, Sierpień23 - 16
- 2014, Lipiec22 - 40
- 2014, Czerwiec23 - 8
- 2014, Maj31 - 6
- 2014, Kwiecień27 - 2
- 2014, Marzec33 - 15
- 2014, Luty36 - 17
- 2014, Styczeń35 - 16
- 2013, Grudzień31 - 10
- 2013, Listopad25 - 0
- 2013, Październik26 - 5
- 2013, Wrzesień28 - 6
- 2013, Sierpień25 - 2
- 2013, Lipiec27 - 14
- 2013, Czerwiec25 - 0
- 2013, Maj29 - 0
- 2013, Kwiecień31 - 7
- 2013, Marzec31 - 1
- 2013, Luty21 - 3
- 2013, Styczeń30 - 0
- 2012, Grudzień19 - 0
- 2012, Listopad22 - 5
- 2012, Październik22 - 2
- 2012, Wrzesień17 - 2
- 2012, Sierpień17 - 0
- 2012, Lipiec20 - 3
- 2012, Czerwiec20 - 1
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień23 - 5
- 2012, Marzec31 - 1
- 2012, Luty24 - 0
- 2012, Styczeń22 - 4
- 2011, Grudzień16 - 9
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik17 - 2
- 2011, Wrzesień22 - 1
- 2011, Sierpień10 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
z Bartem
Dystans całkowity: | 27772.91 km (w terenie 6197.86 km; 22.32%) |
Czas w ruchu: | 1326:27 |
Średnia prędkość: | 19.54 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.40 km/h |
Suma podjazdów: | 221617 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (105 %) |
Maks. tętno średnie: | 175 (94 %) |
Suma kalorii: | 537997 kcal |
Liczba aktywności: | 560 |
Średnio na aktywność: | 49.59 km i 2h 48m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
101.00 km
40.00 km teren
07:57 h
12.70 km/h:
Maks. pr.:45.60 km/h
Temperatura:
HR max:166 ( 89%)
HR avg:126 ( 67%)
Podjazdy:823 m
Kalorie: 1842 kcal
1 dzień, 4 zamki
Środa, 26 września 2012 · dodano: 26.09.2012 | Komentarze 0
Szalony pomysł na zamki zrealizowany :) Jeden dzień urlopu, piękna pogoda i rower to recepta na sukces. Cel: Rabsztyn. Ruszamy jak już słoneczko zaczyna przygrzewać. Czerwonym do Ojcowa (zamek nr 1)później Pieskowa Skała (zamek nr 2),
dalej Rabsztyn (3)
i w drodze powrotnej zahaczamy o Korzkiew (4)
Po testach szosy czuję zmęczenie w mięśniach, ale jest zaskakująco dobrze. Dziwne tylko to, że nie mogę wyciągnąć tętna w V strefę (czyżby był jeszcze taki wielki zapas)? Podjeżdżam Korzkiew i prawie całe Kwietniowe Doły! Aż nie wiem co o tym myśleć... :)
W każdym razie żadna szosa się nie umywa do górala i jazdy w terenie. Jurajskie krajobrazy są boskie, zapach sosnowych lasów, strzelające szyszki pod oponami... aż mam ochotę pojechać dalej, zamiast wracać do domu. Pogoda - raczej letnia niż jesienna. To był super dzień...
Jesienno-letnia Jura
Kategoria z Bartem, trening, 100km i więcej
Dane wyjazdu:
40.30 km
1.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:
HR max:170 ( 91%)
HR avg:137 ( 73%)
Podjazdy: 99 m
Kalorie: 551 kcal
Rower:szoska
Testy szoski - part 1
Poniedziałek, 24 września 2012 · dodano: 24.09.2012 | Komentarze 2
Testy szoski. Na początku rundka na wałach.Dane wyjazdu:
121.80 km
20.00 km teren
06:44 h
18.09 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max:162 ( 87%)
HR avg:128 ( 68%)
Podjazdy:1189 m
Kalorie: 2277 kcal
Rower:szarak
Lipowiec - Marcyporęba - Paszkówka
Piątek, 21 września 2012 · dodano: 21.09.2012 | Komentarze 0
Trochę szalony pomysł na uczczenie ostatniego dnia lata, ale co tam. Dzień urlopu przeznaczony na rowerowanie. Pogoda miała być boska - i była! Postanawiamy z Bartem skoczyć na Lipowiec - nie załapałam się na zieloną wycieczkę w maju, na tą wrześniową też nie, więc jedziemy sami. Wyjeżdżamy ok 10, czekając aż się trochę ogrzeje. Przez Tomaszowice, Zabierzów, Las Zabierzowski i dalej Puszcza Dulowska, Rudno, Regulice i Lipowiec. Na miejscu kilka pamiątkowych fotek i pomysł by wrócić nad Wisłą, zahaczając o Spytkowice. Zjeżdżamy więc do Babic i na prom przy Spytkowicach, ale decydujemy je ominąć, a obejrzeć pałac w Paszkówce i kościół w Marcyporębie. Wychodzi trochę więcej górek, ale stojąc pod oboma budynkami stwierdzamy, że warto było. Zjeżdżamy do 44, przekraczamy ją i trasą wiślaną wracamy do domu. Wychodzi 6:44 czas ruchu, przy ponad 8 godzinach od wyjazdu z domu. Idealnie mieścimy się w okienku czasowym. Po drodze na wałach mijamy maskującego się Lesława :)Lipowiec
Paszkówka
Pierwszy raz w Polsce widzę znaczony las do nordic walking. W Lesie Zabierzowskim, super!
Kategoria z Bartem, trening, 100km i więcej
Dane wyjazdu:
121.64 km
40.00 km teren
08:39 h
14.06 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:
HR max:168 ( 90%)
HR avg:125 ( 67%)
Podjazdy:2518 m
Kalorie: 3276 kcal
Mordownik - ekstremalnie na orientację
Niedziela, 16 września 2012 · dodano: 16.09.2012 | Komentarze 0
To nie tak miało być. Kiepska strategia nawigacyjna, później zniwelowana przez wytrzymałość i siłę, ale sporym kosztem.Początek jest trochę zaskakujący. Odprawa, otrzymujemy mapy wraz z informacją, że jednak trasa jest jednokierunkowa i punkt/bufet na Zamku w Dobczycach będzie czynny od 15.00. To trochę na rozwala strategię i z MTBO robi MTB tyle, że bez oznaczonej trasy.
Cóż, zaczynamy więc jazdą w grupie, w wyznaczonym kierunku (czyli najpierw góry) i od razu zonk. Mapy sprzed 30 lat są ciutkę nieaktualne... Pierwszego punktu (3- ambona) szukamy w lesie, przeczesując polanę za polaną. W końcu udaje się tam trafić, ale zajmuje nam to prawie 1,5 godziny. Jak tak dalej pójdzie to daleko nie zajedziemy...
A może tam?
Dalej podjazd na Chełm (punkt 5 - nie mogło go nie być) i na diabelski kamień (6). Ten znajduję dosyć szybko. Kolejny jest Lubomir - zawsze chciałam tam pojechać... :) Podjazd jest kamienisty i nie daję rady podjechać wszystkiego - wysokość bije, ale prędkość leci katastrofalnie. Na górze bufet, chwila pogawędki z panami, dziurki w karcie i info, że chyba jesteśmy jednymi z ostatnich. Ach jak to motywuje!
Mijamy schronisko na Kudłaczach
Zaczynamy kamienisty zjazd (ciągle jeszcze z planem by zrobić 100%, 14 punktów). Mocno nabite na asfalt opony nie ułatwiają i na którymś fragmencie ląduje na prawym boku. Wielkich strat nie ma (rozbity łokieć, kolano i kilka obtarć), ale ambicja nieco spada. Poza tym jadę te całe góry w IV strefie - wiem, że za jakieś 2 godziny to poczuję, a do końca jeszcze daleko. Na asfaltowej końcówce z Lubomira druga niespodzianka. Rozpędzona z góry dosłownie o włos mijam się z samochodem który wymusza na mnie pierwszeństwo wyjeżdżając z podporządkowanej. Adrenalina szybuje do góry, a zapał spada.
Kolejny punkt jest łatwy nawigacyjnie. Szybko znajduję miejsce, ale nie mogę znaleźć lampionu. Nic dziwnego, to "drzewo na skraju lasu". Przeczesuję więc drzewo za drzewem, by po 20 minutach znaleźć to właściwe. "Lampion" oczywiście jest, ale "plecami" do drogi i go kompletnie nie widać. Trochę mnie to wkurza, chociaż cieszę się, że nie jestem na tym punkcie po zmroku - raczej ni byłoby szans...
Drzewo w lesie - znajdź punkt, zabawa dla spostrzegawczych
Dalej dosyć długi przelot do Dobrej (po drodze punkt 2), tutaj przerwa na jedzenie i błądzenie w poszukiwaniu 14. Przeczesujemy całe połacie pól pod lasem - no po prostu nie ma. Odpuszczam i podejmuję decyzję o rezygnacji z reszty. Słabe mapy, zimno, zmęczenie, nasilający się ból potłuczonej prawej strony i jeszcze te dwie nieciekawe sytuacje robią swoje. Spokojnie kieruję się na Raciechowice, nie próbując nawet szukać 4 i 11.
Ale zaczyna się jechać zaskakująco dobrze, więc wracam do gry. W Szczyrzycu wychodzi nawet słońce. Szybka wyprawa nad cmentarz (punkt nr 7 - na zjeździe spotykamy drugi zielony team), dalej 12, gdzie spotykamy ich ponownie. Jedziemy szybko do Skrzynki by zdążyć przed zmrokiem - jest, lampion znaleziony po minucie! Stamtąd przy zapadającym zmroku wycieczka na Zamek w Dobczycach (bufet i 9). Trafiamy bez problemów, zjadamy trochę pysznych ciasteczek i gawędzimy sobie z obsługą. Podpowiadają nam jak dojechać do 10 - kurhanów w lesie. Planujemy tam podskoczyć, żeby zaliczyć jeszcze jedne dziurki w karcie, ale po wyjeździe z zamku rezygnujemy. Jest za ciemno, za zimno i zmęczenie daje już o sobie znać (to 12 godzina na siodełku). Wojewódzką wracamy do Myślenic, oczywiście jest pod górkę, ale na szczęście bez dziur i zaskakujących uskoków. Po ciemku jedzie się jak po stole. Wjazd do Myślenic, skręt na Zarabie i jesteśmy na mecie. W końcu ciepło...
Okazuje się, że decyzja o odpuszczeniu kurhanów była na wagę 3 miejsca w klasyfikacji kobiet. Drugi zielony team (Halina ze Skorpionem) pojechali go szukać. Nie udało im się - stracili tam sporo czasu. Przyjechali 8 minut po nas, co przy tej samej ilości punktów oznaczało 4 miejsce dla Haliny. Ale i tak uważam, że nawigowali tym razem lepiej.
Mam kolejny rekord w tym sezonie: 2518 przewyższenia.
W sumie czas 13:02, z czego czas ruchu 8:39
GPS

Wykres przewyższeń

Kategoria zawody, 100km i więcej, z Bartem, Rowerowanie.pl, REKORDY
Dane wyjazdu:
89.11 km
10.00 km teren
04:26 h
20.10 km/h:
Maks. pr.:58.30 km/h
Temperatura:
HR max:170 ( 91%)
HR avg:137 ( 73%)
Podjazdy:592 m
Kalorie: 1618 kcal
Rower:szarak
Czernichów - Rybna - Puszcza Dulowska
Wtorek, 11 września 2012 · dodano: 11.09.2012 | Komentarze 0
Udaje się. Szybko kończę zlecenia, jedno przenoszę na jutro i kilka minut po 14 wyjeżdżam na zachód. Plan jest taki: objeżdżam Wisłę od strony Skawiny, dalej na prom i do Puszczy (a może na Lipowiec?). A Bart, który w międzyczasie skończy pracę wsiądzie w pociąg i razem sobie zjedziemy do domu. Pierwsze 30km jest ciężkie - ciągle pod mocny wiatr sprawia, że chcąc zachować jakieś godne tempo mam problemy z utrzymaniem się w tlenie. Na efekty nie trzeba czekać zbyt długo - w Pozowicach decyduję się nie jechać do Spytkowic na prom, tylko przepłynąć w Czernichowie i pojechać na północ, żeby mieć wiatr z boku. Pomysł okazuje się niezły, chociaż czuję tą trzydziestkę w mięśniach. Poza tym niesamowity jak na wrzesień upał - do 35 stopni dobrze wysysa siły. Spotykam się Bartem pod Rudnem, ratuje mnie połową swojego zapasu iso. Zjeżdżamy do Brzoskwini, do naszego ulubionego sklepiku. Kupujemy bułeczki, serek, a pani jak zwykle użycza nam noża do posmarowania i pokrojenia chleba. Zjadamy kolację, poprawiamy poweradem i lecimy do domu. Od razu mi lepiej, IV strefa "wchodzi" bez problemów. Szkoda, że brakło do setki... znowu! Najbliższe dni pod znakiem regeneracji i leżenia przed mordownikiem.Puszcza Dulowska jeszcze bez śladu jesieni
Magiczna chmurka nad Lasem Zabierzowskim
Dane wyjazdu:
85.61 km
4.00 km teren
04:17 h
19.99 km/h:
Maks. pr.:53.90 km/h
Temperatura:
HR max:159 ( 85%)
HR avg:120 ( 64%)
Podjazdy:498 m
Kalorie: 1216 kcal
Rower:szarak
Łączany
Czwartek, 6 września 2012 · dodano: 06.09.2012 | Komentarze 0
Czekamy na pogodę i się doczekujemy. Po południu przestaje lać, więc wybieramy się w zaplanowaną trasę do Spytkowic. Ruszamy trochę późno, ale nie mamy parcia na Spytkowice - Łączny są równie ciekawą alternatywą. Jedziemy tak jak dwa dni temu - Wały, Tyniec, Skawina, Ochodza i prom do Czernichowa. Tam ryzykujemy i przejeżdżamy wałami - fajna, szutrowa ścieżka jest gładka i oferuje ekstra widoki na zakola Wisły. Docieramy do Łączan i tam zapada decyzja o zmianie brzegu rzeki. Zrobiła się 17.30, a trzeba jeszcze wrócić w miarę po jasnemu... Zmykamy więc jeszcze do Kamienia (trochę podjazdów musi być! ;-)) i stamtąd w kierunku Czułowa, Mnikowa, Aleksandrowic i Balic. Dojeżdżamy już po ciemku. Szkoda, że brakło godzinki, byłby Zabierzów i pękłaby kolejna 100.Dane wyjazdu:
70.16 km
4.00 km teren
03:09 h
22.27 km/h:
Maks. pr.:51.10 km/h
Temperatura:
HR max:163 ( 87%)
HR avg:135 ( 72%)
Podjazdy:227 m
Kalorie: 1071 kcal
Rower:szarak
Czernichów
Wtorek, 4 września 2012 · dodano: 04.09.2012 | Komentarze 0
Popołudniowy wypad z Bartem. Miała być samotna jazda, ale udaje nam się zgrać czasowo - podrzucam mu do pracy rowerowe ciuchy i ruszamy w kierunku zachodzącego słońca. W planach dolina Wisły, więc kolejno naszym łupem pada Skawina, Ochodza, Pozowice i Czernichów. Tu przeprawiamy się na drugą stronę promem (ale frajda :)) i ruszamy w drogę powrotną. Jedzie się super, kilometry lecą jak szalone, a tempo bez zmian. Z Czernichowa lecimy na Wołowice, Jeziorzany, Ściejowice i do Piekar, gdzie przełączamy się na wały i wracamy już po ciemku do domu. Końcówkę robię sobie w beztlenie, zresztą i tak wychodzi niezły trening, zwłaszcza, że cały czas to ja ciągnę nasz mały peletonik. Bart odpoczywa - wieczorem ma jeszcze ligowe rozgrywki...W stronę zachodzącego słońca...
Wisła
Dane wyjazdu:
42.75 km
20.00 km teren
02:24 h
17.81 km/h:
Maks. pr.:41.50 km/h
Temperatura:
HR max:180 ( 96%)
HR avg:137 ( 73%)
Podjazdy:381 m
Kalorie: 1043 kcal
Trening z Bartkiem
Niedziela, 2 września 2012 · dodano: 03.09.2012 | Komentarze 0
Dziwna końcówka tygodnia - Zawoję odpuszczam, bo uznaję, że nie ma sensu jechać na miejsce po to by przez 16km potaplać się w błocie i deszczu. Sobotę odpoczywam, po prostu leniuchuję - po ostatnim maratonie w pracy jest mi to bardzo potrzebne. Spanie do późna, drzemka po popołudniu, książka, ech tego mi brakowało. Zresztą sobotnia pogoda nie zachęca do rowerowania, więc na wieczór wybieram basen. Mój kręgosłup jest mi wdzięczny...Niedzielę planujemy z Bartem na rowerowo, akurat nie pada i pogoda jest całkiem dobra do jeżdżenia, więc jak w zeszłym roku wybieramy się na trening z Bartkiem Janowskim. Robimy ciekawą rundkę Zakrzówek - Budzów - Tyniec, Bartek pokazuje trochę technicznych rzeczy i kilka świetnych miejscówek, których nie znałam. Z pewnością wrócę tam potrenować. Jestem zadowolona, bo podjeżdżam wszystko i nie odstaję tak od chłopaków jak w zeszłym roku. Całość zamyka się w 40+ km, i 2,5 godz jazdy (odliczając kapeć Adama i obserwowanie jak się zjeżdża niezjeżdzalne). Generalnie przyjemnie spędzona niedziela.
Dane wyjazdu:
54.09 km
15.00 km teren
02:54 h
18.65 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:
HR max:166 ( 89%)
HR avg:125 ( 67%)
Podjazdy:513 m
Kalorie: 927 kcal
Ojcowskie klimaty
Czwartek, 23 sierpnia 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0
Popołudniowy wypad. Co prawda z falstartem (musiałam wrócić do domu założyć urwany nosek, co znaczy przyzwyczajenie!), ale objechaliśmy z Bartem Ojców i wróciliśmy przez Drogę Zamkową, Naramę i Bibice. Wyszło całkiem godnie, 50+ w tlenie. Szkoda że już tak szybko się robi ciemno, niedługo zostaną tylko wały po zmroku :( Winter is coming...Dane wyjazdu:
121.10 km
70.00 km teren
13:40 h
8.86 km/h:
Maks. pr.:65.80 km/h
Temperatura:
HR max:176 ( 94%)
HR avg:130 ( 69%)
Podjazdy:2121 m
Kalorie: 3566 kcal
Wielki Izerska Wyrypa 2012
Sobota, 18 sierpnia 2012 · dodano: 20.08.2012 | Komentarze 0
Sobotni poranek magiczny nie był – zwleczenie się z łóżka przed 5 po zaledwie kilku godzinach snu skutkowało jedynie bólem głowy. Szybkie śniadanie, odprawa techniczna, łapiemy spakowane rzeczy i już! Zanim jeszcze wstało słońce peleton poubieranych po sam czubek nosa kolarzy (było chyba poniżej 10 stopni…) pomykał w stronę Starej Kamienicy, gdzie rozdane zostały mapy. Przyglądamy się krótko i za pierwszymi uczestnikami ruszamy w stronę dwóch najbliższych punktów. Zasada jest tu trochę inna – liczy się po pierwsze ilość zaliczonych punktów, a dopiero później czas. Nie ma też kar czasowych za punkty niezaliczone. Dlatego też po prostu ruszamy bez specjalnego planowania dalszej trasy – zaplanuje się w drodze, mamy jej zarys i to wystarcza. W tle majaczą poranne Karkonosze, a łąki zaściela mgła.Pierwsze punkty (17 i 22) pokazują nam, że nie będzie łatwo – lampiony nie są widoczne z drogi, ale pochowane gdzieś w krzakach, lasach i za skałami. Optymistyczna informacja że „wszystkie punkty podbijamy z siodełka” rodzi pod koniec Wyrypy zabawny ciąg dalszy: „tak, pod warunkiem, że siodełko zabierzemy ze sobą”. Jedzie się dobrze, chociaż ból głowy nie daje mi spokoju. Dopiero wejście w V strefę tętna leczy mnie na jakiś czas, a wychodzące słońce wreszcie rozgrzewa zgrabiałe palce (zapowiadali 27 stopni, kto by tam brał ciepłe rękawiczki…). Trzeci zaliczany punkt (25) jest faktycznie do podbicia z siodełka – szybko nabijamy kilka dziurek w karcie i wjeżdżamy w Izery.
Wybraliśmy je na początek, kiedy jeszcze jest trochę siły, mając nadzieję, że damy radę przewyższeniom. Idzie zaskakująco dobrze – kilkudziesięciometrowa piesza wspinaczka na skały przy punkcie 27, potem przejazd do 32 (położonego na wyspie, co kończy się zmoczeniem butów) idą płynnie, do momentu, kiedy nagle robi się jakoś miękko w drodze na 31. Rzucam okiem na tylne koło i już widzę jak ubywa z niego powietrza – czyli robimy przymusowy postój z kapciem w tle. Wybebeszając oponę tylko patrzę jak mijają nas inni uczestnicy, których wyprzedziliśmy… Zakładam nową dętkę, zaczynam pompować i … coś tu nie gra! Opona jak była sflaczała, taka jest. Po chwili tylko słyszę wyraźny, mocny syk – dziurawa dętka? Przez chwilę myślę, że to złamany lub uszkodzony wentyl, ale nie! Ściągam nową dętkę i na szwie zieje ogromna (jak na te warunki) dziura. Siedzimy sobie więc w lesie z dwoma dziurawymi dętkami…
Na szczęście coś mnie podkusiło rano i tuż przed wyjazdem dorzuciłam do plecaka łatki. Bierzemy się więc za łatanie. Dziura na szwie daje się zakleić, łatamy też tą pierwszą, pompujemy i lecimy do 31. Zabawa z dętkami zabrała nam prawie godzinę… (i jak się później okaże zabierze jeszcze więcej, bo łatka mimo najlepszych chęci nie wytrzyma ciśnienia rajdu ;-)). Zaliczmy 31 (dojazd po podmokłych terenach, a co!) i decydujemy się odpuścić 29. Zamiast tego kierujemy się 30, gdzie na bufecie mają genialne drożdżówki. Uzupełniamy wodę, ściągamy resztę „zimowych” ciuchów i jedziemy kierunku Świeradowa.
Wszystkie punkty podbijamy "z siodełka" ;-)
Punkt 28 znajdujemy szybko (po kolejnym „dętkowym” postoju) – lampion ukryty jest pod mostkiem.
Tracimy całą wysokość, by podjechać ją znowu w drodze do 21 (tu też bagienko). Garmin liczy jak oszalały, mamy już ponad 1000m przewyższenia, a nie ma jeszcze południa… Dalej lecą kolejne punkty -13, 16 i docieramy do Świeradowa w nadziei nabycia dętkowego zapasu (cały czas jadę z duszą na ramieniu, łatki już raz puściły…). Na miejscu okazuje się, że z prestą nie ma nic (może w Mirsku będą mieli… radzi sprzedawca, a serwisant rowerowy proponuje rozwiercić obręcz na samochodowe). Zjadamy obiad przy kolei gondolowej na Stóg Izerski i podbijamy 19 – lampion jest podczepiony do jednego ze słupów kolejki. Kierujemy się do 15, gdzie jest OS i dodatkowe 3 pkt do zdobycia.
OS puszczony jest fantastyczny single-trackiem – 7,8km istnej frajdy z jeżdżenia na rowerze, doskonale wyprofilowaną, równiutką ścieżką nas uskrzydla. Czasami faktycznie ma się wrażenie, że rower się unosi – singiel oddaje całą siłę włożoną we wjazd na górę, pozwalając poczuć ogromną przyjemność z jazdy rowerem i sprowadzając nas ku mecie OS-a. Niepowtarzalne doznania i do tego + 3 punkty kontrolne… A na dole bufet i w drogę. Odpuszczamy z założenia trzy punkty w Czechach i lecimy do 6. Trafiamy na tą „gorszą” stronę rzeki ale na szczęście da się przejść suchą stopą.
Teraz punkty idą szybko – zjechaliśmy z Izerów na równinę, przewyższenie już nie przybywa w takim tempie jak dotychczas, za to kilometry i prędkość jakby lecą nieco szybciej. Po 6 przychodzi czas na 7 (oczywiście wszystko „z siodełka” ;-)) oraz położone niedaleko od siebie 9 i 11. Zapada też decyzja o wydłużeniu trasy o odrzucone w pierwszej fazie punkty na północy. Jedziemy więc do 4, 1 i 5. Czasu mamy jeszcze trochę ale zaczyna się problem z obtarciami – upał i ponad 10 godzin w siodle po prostu robią swoje. Ostatnie punkty robimy już znacznie obolali – mimo, że mamy jeszcze ok. 1-1,5 godziny czasu do zamknięcia mety wracamy przez punkt 12 do domu. Tu włącza mi się ściganie – za mną jadą dwie dziewczyny, a ja mam jeszcze siłę, żeby wycisnąć ponad 15 minut przewagi na ostatnich kilku km. Izery żegnają nas krwistym zachodem słońca… Wraz z powoli zapadającymi ciemnościami wjeżdżamy na metę.