Info

avatar Ten blog sportowy prowadzi mandraghora z miasteczka Z. Odkąd zaczęłam go pisać przejechałam 59728.14 kilometrów. Więcej o mnie. Strava


button stats bikestats.pl




button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mandraghora.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

z Bartem

Dystans całkowity:27772.91 km (w terenie 6197.86 km; 22.32%)
Czas w ruchu:1326:27
Średnia prędkość:19.54 km/h
Maksymalna prędkość:72.40 km/h
Suma podjazdów:221617 m
Maks. tętno maksymalne:196 (105 %)
Maks. tętno średnie:175 (94 %)
Suma kalorii:537997 kcal
Liczba aktywności:560
Średnio na aktywność:49.59 km i 2h 48m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
103.94 km 0.50 km teren
04:24 h 23.62 km/h:
Maks. pr.:47.20 km/h
Temperatura:
HR max:176 ( 94%)
HR avg:137 ( 73%)
Podjazdy:324 m
Kalorie: 1609 kcal
Rower:szoska

Spytkowice -wiosennie

Niedziela, 11 listopada 2012 · dodano: 12.11.2012 | Komentarze 0

Wiosna w listopadzie! Tego nie można przegapić. Chociaż wstajemy późno (no w końcu niedziela jest!) to nie odpuszczamy. Rowerki gotowe, szybkie śniadanko i niedzielne jeżdżenie rozpoczęte. W planach okolice Czernichowa. Po wczorajszych zabawach w terenie dzisiaj biorę szosę - to pozwoli nam podgonić trochę czasu.

Przejeżdżając przez miasto załapujemy się na wymarsz I kadrowej Na Oleandry. Koniki stukają o bruk, niepodległość czas świętować! Chwilę oglądamy i ruszamy dalej.





Wyjeżdżamy z KRK przez wały do Piekar i dalej na Ściejowice. Ruch znikomy, słońce w oczy, cieplusio. Po wczorajszym zmarznięciu jest miła odmiana. Kilometry same uciekają spod kół. Cały czas prowadzę, a Bart nie odstaje - jedziemy szybko i sprawnie. Po drodze spotykamy kilku szoszonów i paru terenowych. I łapiemy ostatnie jesienne piękne widoki.





W Czernichowie decydujemy o dalszym ciągu - ponieważ Bart jeszcze nie widział pałacu w Spytkowicach, jedziemy przez Łączany właśnie tam. Dobrze że napotykamy otwarty sklep - szybki popas i już jesteśmy. Drzewa zrzuciły liście i pałacyk jest doskonale widoczny. Kilka fotek i powrót, tym razem po południowej stronie rzeki. Nawet na 44 ruch jest niewielki, więc pomykamy aż do Wielkich Dróg, gdzie odbijamy w kierunku na Skawinę.

Spytkowice


Małe rozczarowanie jedynie w Tyńcu, gdzie zamierzaliśmy zjeść obiad - zamknięte! Nie pozostaje nic innego jak pomknąć do domu. Po drodze mijamy Spinozę i całe hordy ludzi spacerujących po wałach.
Moja pierwsza setka na szosie :)

Dane wyjazdu:
39.84 km 30.00 km teren
02:26 h 16.37 km/h:
Maks. pr.:46.70 km/h
Temperatura:
HR max:165 ( 88%)
HR avg:121 ( 65%)
Podjazdy:441 m
Kalorie: 852 kcal

w piasku i pod wiatr

Sobota, 10 listopada 2012 · dodano: 10.11.2012 | Komentarze 1

Piękna, słoneczna sobota, więc decydujemy się na jazdy terenowe. Samochodem do Kluczy i później wypad w Jurę w kierunku Ogrodzieńca i Smolenia. Trasa po prostu doskonała (brakowało mi tego jeżdżenia w terenie...), widoki przepiękne - nic tylko kręcić, aż się nie chce wracać! Po 13 zrywa się zimny wiatr i mimo, że Garmin pokazuje 11 stopni zaczynamy marznąć, czas więc na odwrót. Z pewnością jednak tu wrócimy - świetna miejscówka na techniczne jeżdżenie i zjazdy, wspaniałe drogi i krajobrazy w lesie. Żyć nie umierać!

Ryczów - stara strażnica na skale


Jesienne krajobrazy Jury






Podejście pod punkt widokowy




Pustynia Błędowska


Rozlewiska Białej Przemszy
Kategoria trening, z Bartem


Dane wyjazdu:
102.41 km 30.00 km teren
05:15 h 19.51 km/h:
Maks. pr.:55.80 km/h
Temperatura:
HR max:168 ( 90%)
HR avg:127 ( 68%)
Podjazdy:930 m
Kalorie: 1732 kcal

Dwie doliny - Dłubnia i Szreniawa

Niedziela, 4 listopada 2012 · dodano: 04.11.2012 | Komentarze 0

Całodzienny wypad i zapewne ostatni setka w tym roku. Wyjeżdżamy na północny wschód, w kierunku Słomnik, ale nie główną drogą a jakimiś pobocznym dróżkami. Trafia się też trochę błotnistego terenu, ale szlak rowerowy jest fajnie poprowadzony. Batowice - Zastów - Baranówka - Wola Luborzycka - Wilków - Goszyce. Tutaj zjeżdżamy w kierunku dworku, ale niestety zakaz wstępu. Jedziemy więc dalej. Pogoda póki co jest ok, robi się ok 12 stopni więc pogoda jest idealna i co ważne - nie wieje.



Dalej przez Skrzeszowice do Niedźwiedzia. W końcu widać dolinę Szreniawy, która jest pierwszym dzisiejszym celem. Wjeżdżamy do Słomnik i zatrzymujemy się na coś do przegryzienia. Pyszne drożdżówki szybko znikają, jedna na drogę i jedziemy dalej, w kierunku Smrokowa. Droga jest super, trochę terenu, trochę asfaltów, cały czas mijamy się z rzeczką i linią kolejową. Świetne tereny.

Dolina Szreniawy


W Przesławicach robimy zwrot w kierunku Dol. Dłubni. Przez Czaple, Uline i Małyszyce dojeżdżamy do Wysocic, gdzie podziwiamy piękny kościółek.



Dalej polami w zarąbistym błocie (niech żyje niebieski szlak rowerowy Doliną Dłubni!) mijamy Laski Dworskie :) i lecimy do Zerwanej. Tu przekraczamy "7" i przez Więcławice (tu tez ładny kościółek) lecimy na Prawdę, Raciborowice i Batowice. Mieścimy się idealnie w czasie - jesteśmy o 16:30 w domu, zaczyna już zapadać zmrok.

Traska godna polecenia - świetne tereny i fajna jazda, akurat na całodzienny lajcik (mniejszy lub większy) ;-)

Race King wersja jesienna


Rocket Ron wersja jesienna -maskująca


Dane wyjazdu:
64.25 km 15.00 km teren
03:36 h 17.85 km/h:
Maks. pr.:55.60 km/h
Temperatura:
HR max:172 (%)
HR avg:132 ( 70%)
Podjazdy:632 m
Kalorie: 1303 kcal

Dwór w Minodze

Sobota, 3 listopada 2012 · dodano: 03.11.2012 | Komentarze 0

Treningowy wypad za Skałę, do Minogi. Chociaż nie chciało mi się dzisiaj jakoś szczególnie wsiadać na rower Bart wyciąga mnie, bierzemy górale i dawaj! Od razu pojawia się przyjemność z jazdy, szczególnie jak wjeżdżamy w teren. Jednak szosa się nie umywa, to tylko maszynka do nabijania km. Prawdziwa jazda tylko na góralu z dala od samochodów, najlepiej w lesie :)

Ruszamy przez Zielonki (nowo wytyczonym czerwonym), Trojanowice, Naramę i Przybysławice. Docieramy do Minogi, gdzie zjadamy bułeczkę z serem i podziwiamy wystawę zorganizowaną pod miejscowym kościołem. To tylko fragment, ale wymowa jest jasna, Smoleńsk pomścimy.


Zjeżdżamy w do miejscowego dworku - teraz własności prywatnej z pięknym, starym ogrodem. Kolory zachwycają, dużo liści jeszcze na drzewach i aż przyjemnie popatrzeć.



Z Minogi robimy sobie terenowy skrót w błocie (ale dawno nie jeździłam czegoś takiego, kurcze, brakuje mi tego, przydałby się jakiś maraton ;-)) i wjeżdżamy do Doliny Zachwytu. Jest czym się pozachwycać, jest po prostu piękna.



Jeszcze w Dolinie dołączamy do niebieskiego, który prowadzi nas do Ojcowa. Spotykamy grupkę odpoczywających Bikeholików, którzy 10 km dalej przemkną obok nas. Udaje się prawie w całości podjechać Kwietniowe Doły, mimo śliskich liści!
Fajnie, że udało się wykorzystać pogodę. Jutro też trzeba będzie...

Tatry w tle towarzyszą nam cały dzień
Kategoria trening, z Bartem


Dane wyjazdu:
100.50 km 20.00 km teren
05:20 h 18.84 km/h:
Maks. pr.:65.10 km/h
Temperatura:
HR max:160 ( 86%)
HR avg:119 ( 63%)
Podjazdy:987 m
Kalorie: 1760 kcal
Rower:szarak

Zawoja - Sucha - Kalwaria - Paszkówka - Kraków

Niedziela, 21 października 2012 · dodano: 21.10.2012 | Komentarze 0

Powrót z Zawoi do domu. Tym razem zbieramy się szybciej niż wczoraj i wyjeżdżamy po 9. Beskidy witają nas słońcem i takimi kolorami, że nie można się napatrzyć. Zamiast przed siebie ciągle rozglądam się na boki. Jesień najpiękniejsza jest właśnie w Beskidach...

jesienne Beskidy


Droga do Suchej leci dzisiaj szybciej, w końcu jest z górki. Na pierwszych 15 km średnia wychodzi nam powyżej 30km/h, mimo, że nie ciśniemy. Do Suchej docieramy ciekawą drogą po drugiej stronie rzeki, przysiadamy na chwilę pod karczmą Rzym na krótki popas i kierujemy się Greenwaysem do Zembrzyc. Trasa jest po prostu super i godna polecenia. Oprócz wszystkich kolorów jesieni - świetne widoki i super jazda. Pod mostem na obwodnicy dojeżdżamy do Zembrzyc i odbijamy w kierunku Marcówki.

Karczma Rzym


Wspinamy się na górę, ale wspinaczka jest warta włożonego wysiłku. Widok na całe Beskidy aż pod samą babią w jesiennej szacie - rewelacyjny.




Z Marcówki jedziemy do Stryszowa, gdzie napotykamy odpust i otwartą piekarnię z pysznymi świeżymy bułeczkami. Dokupujemy żółtego sera i mamy królewską ucztę w pobliskiej altance, przy dźwiękach procesji i bijących dzwonów. Zaglądamy też do dworku.

Wawel - oddział zamiejscowy czyli Dwór w Stryszowie


Dalej droga wiedzie przez Zakrzów i dwór Senator (tanie piwo - 3,5 zł za 0,5l, a pierogi po 6,50!) i do Kalwarii. po drodze zahaczamy o górę Żar szukając ruin zamku z XIV wieku (zostało tylko kilka kamieni) i dróżkami zjeżdżamy do sanktuarium. Spotykamy dziki tłum, więc szybko uciekamy na dół i przez Kalwarię najpierw lecimy w kierunku Skawiny, a potem odbijamy na Paszkówkę, by uniknąć jazdy szosą wojewódzką.

Dwór Senator


Z Paszkówki wracamy tradycyjną trasą wiślaną. Mała przerwa w Tyńcu na obiad i jeszcze przed zmrokiem jesteśmy w domu. To był naprawdę idealny weekend. Szkoda, że nie udało się w sobotę zrobić całości.

Dane wyjazdu:
67.15 km 5.00 km teren
03:38 h 18.48 km/h:
Maks. pr.:64.10 km/h
Temperatura:
HR max:164 ( 88%)
HR avg:130 ( 69%)
Podjazdy:781 m
Kalorie: 1340 kcal
Rower:szarak

Zawoja

Sobota, 20 października 2012 · dodano: 21.10.2012 | Komentarze 0

Trochę szalony pomysł.. jesteśmy zaproszeni na imprezę w sobotni wieczór w Zawoi, ale patrząc na prognozy chyba wolimy spędzić weekend na rowerowo. Pojawia się pomysł, żeby to połączyć. No dobra, zobaczymy!

Sobota wita nas mgłą - z obiecywanego słońca nici. Czekam, aż temperatura trochę ruszy do góry i mgła opadnie, ale jakoś się nie zanosi... Po 10 zbieramy się i w mleku, w którym niewiele widać - zwłaszcza na wałach - jedziemy w kierunku gór. Już w okolicach Skawiny zdejmujemy ciuchy, przebierając się na letnio. Jest słońce i od razu robi się 20 stopni. Droga do Kalwarii idzie szybko. Na miejscu czuję, że mnie trochę odcina - mięśnie odmawiają posłuszeństwa i zaczynają się skurcze (po 45km? no bez hec!). Ponieważ dodatkowo goni nas czas decydujemy się na podjechanie do suchej pociągiem. Łapiemy szynobus do Zakopca i po dnie zbiornika Świnna Poręba docieramy do Makowa. Stąd szybki przejazd do wojewódzkiej i bardzo nudna jazda w kierunku Zawoi. Dzisiaj nie jest mój dzień i droga wlecze mi się w nieskończoność. W Beskidach przepiękna jesień, nie mogę się napatrzeć. Docieramy na miejsce, prysznic, kakao i imprezka. Pizza z pieca chlebowego w połączeniu z domowym winem z ostrężyn? Bezcenne.
Kategoria trening, z Bartem


Dane wyjazdu:
67.19 km 30.00 km teren
03:31 h 19.11 km/h:
Maks. pr.:35.80 km/h
Temperatura:
HR max:145 ( 77%)
HR avg:105 ( 56%)
Podjazdy:187 m
Kalorie: 800 kcal

Na obiad do Niepołomic

Niedziela, 14 października 2012 · dodano: 14.10.2012 | Komentarze 0

Miał być wypad do Krzeszowic w ramach OTR, ale niestety poranek wita nas deszczem - odwołane. Kiedy ok 12 się wypogadza wybieramy się na własną rękę. W planach Niepołomice i powrót przez Prusy, Tropiszów do Pielgrzymowic i Batowic. Jechałam tą trasę na wiosnę, mam track, na pewno trafimy.

Zaczyna się kiepsko - muszę trochę pogrzebać przy rowerze, który nie były ruszany od Odysei, smarowanie, regulacja hamulca i pół godziny z głowy. Ale jedziemy - początek trasy znany, więc nie posiłkuję się GPS-em. Kiedy go włączam w okolicy Przylasku Rusieckiego Garmin... się wiesza. A wraz z tym przepada cały zapis dotychczasowej trasy. Próbuję odpalić jeszcze raz track - i znów to samo. A ja myślałam że kupuję profesjonalne sprzęt... Całą drogę mam tez problem z wyregulowaniem hamulca, który przez jakiś czas pracuje dobrze, a potem zaczyna ocierać. Zatrzymuję się co kilka km.

Jako że nie mamy mapy (no bo przecież jest track! HA HA HA) decydujemy się tylko na obiadek w Puszczy Niepołomickiej i powrót zbliżoną drogą. W sumie wychodzi wycieczka na dwa hot-dogi, ale miło się przejechać, póki jeszcze jest pogoda i w miarę ciepło.

Mazury...? Nie, Przylasek Rusiecki


Dolina Wisły w okolicy Niepołomic


Krajobrazy z Greenwaysa
Kategoria lajt, z Bartem


Dane wyjazdu:
54.00 km 10.00 km teren
03:25 h 15.80 km/h:
Maks. pr.:46.50 km/h
Temperatura:9.5
HR max:163 ( 87%)
HR avg:137 ( 73%)
Podjazdy:386 m
Kalorie: 1389 kcal

Odyseja Jurajska - MTBO / dzień 2

Niedziela, 7 października 2012 · dodano: 07.10.2012 | Komentarze 0

Drugi dzień Odysei. Po wczorajszym lecie dzisiaj przychodzi kolej na jesień i od rana nam leje. Jedyne co można zrobić w tej sytuacji to jak najszybciej objechać i schronić się w ciepłym i suchym i taka jest strategia na dzisiaj.

Po wczorajszych problemach dzisiaj jedzie mi się super. Ruszamy o czasie, zaczynając od punktu nr 2 - szybko znajdujemy i lecimy na 3. Tu też szybko i bez problemu. Do tego deszcz jakby trochę słabszy - daje się jechać bez chlupotania w butach i błota w oczach. Szybko zmierzamy na 7 - tutaj czeka nas ekstra terenowa jazda wąwozem Półrzeczki. Jest zjazd, jest trochę sprowadzania, jest i gleba, chociaż to nie ja dzisiaj leżę, tylko Bart postanawia (kilkukrotnie zresztą) zawrzeć bliską znajomość z błotkiem :)

Po fajnym, technicznym i błotnym zjeździe przychodzi czas na wycieczkę do 9. Na miejscu spotykamy chyba z 10 osób, które szukają lampionu. Okazuje się, że komuś się przydał, na szczęście klika minut po przeczesywaniu drzew na miedzy :) pojawia się org i podbijamy karty. Można jechać dalej - kierunek: 6 i bufet. Przegryzamy szybko ciasteczko, zamieniamy kilka sympatycznych zdań i lecimy dalej. Czas nas nie goni (mamy doskonałą średnią), Bart nawiguje bezbłędnie. Tylko ta cholera woda z góry i z dołu...

8 zajmuje nam trochę czasu - błąkamy się po ociekającym deszczem lesie ze 20 minut, ale znajdujemy. W tym czasie zdążyło się już rozpadać na amen, więc ubieramy peleryny i z zabójczym furkotem folii pokonujemy resztę trasy. Zaczyna się też robić zimno i bardzo mokro. Na szczęście reszta punktów jest już po drodze do Krzeszowic. Szybka jazda na 5 i 4 (na szczęście szutry i asfalt), później jeszcze jedynka pod Rudnem i do Krzeszowic. Na metę docieramy po 4 godz i 18 minutach jazdy. Rany jak zimno.... Można w końcu wskoczyć w suche i ciepłe ciuchy.

Orgom brawa za fajną trasę, dobrą organizację i ekstra atmosferę. Czekamy na kolejne imprezy bikeholików, bo zarówno Odyseja Jurajska, Ponidzka jak i miniodysja Miechowska to była ekstra zabawa.
Kategoria zawody, z Bartem


Dane wyjazdu:
89.66 km 45.00 km teren
06:10 h 14.54 km/h:
Maks. pr.:55.70 km/h
Temperatura:
HR max:176 ( 94%)
HR avg:141 ( 75%)
Podjazdy:1464 m
Kalorie: 2482 kcal

Odyseja Jurajska - MTBO / dzień 1

Sobota, 6 października 2012 · dodano: 06.10.2012 | Komentarze 0

Pierwszy dzień odysei. Zaczynamy dobrze - zapominając kompasu. Na szczęście w domach towarowych w Krzeszowicach pani wykłada 4 kompasy na ladę. Tak więc pierwszy problem z głowy. O 9.45 odprawa i rozdanie map, okazuje się że sobotę będziemy spędzać w Jurze - w okolicach Olkusza i w dolinkach. Wybija 10, szybkie pakowanie i ruszamy.

Od początku czuję że to nie jest mój dzień. Czwartkowa wyprawa po mapnik na drugi koniec miasta dała mi jednak w... nogi. Podjazd pod Miękinie jadę jeszcze jako-tako (chociaż Halina mi później mówi, że kiepsko to wyglądało ;-)), ale potem jest już tylko gorzej. Kryzys, kryzys, kryzys.

Zaczynamy od zachodniej strony - odpuszczamy 24 bo jest "najtańsze" (a może zdążymy w drodze powrotnej?) i jedziemy kolejno 25 -21-20-19 i 18, z piaskiem po kostki. Za 18 łapię gumę i po raz kolejny muszę oglądać jak mijają nas kolejne zespoły, a my mocujemy się z dętką. Śladu kolca/ dziury/ snake'a - brak, opona czysta, a jednak kapeć. To nie najlepiej działa na morale.

Kolejny jest pkt 17, dalej 22 i 23. Zaczyna jechać się dobrze, czyżby kryzys został już przezwyciężony? Drobna zmiana planów, i kolejno leci 16, a potem 15 (na odwrót niż wcześniej planowaliśmy). Wygląda na to że jest szansa na wszystkie... dojeżdżamy do 26 - bufet i pyszne ciasteczka, zabawiamy tu chwilę i lecimy w kierunku doliny Będkowskiej. Ekstra zjazd żółtym i jesteśmy. Przy 14 marnotrawimy dużo czasu - nie możemy jej znaleźć, w końcu okazuje się, że jest powyżej. Odpuszczamy 13 (a jeszcze 15 minut temu mieliśmy jechać!) i okazuje się, że to dobra decyzja. Zostaje niecała godzina na powrót. Lecimy szybciutko do 27 (na szczęście znajdujemy go po 2-3 minutach dzięki oznaczeniu sprayem na drzewie) i przez pola kukurydzy skracamy do Krzeszowic. Przyjeżdżamy na metę 10 minut przed limitem, ale za to z tętnem w V strefie :) Wyszło 7:50 całość, a 6:10 samej jazdy.
Jutro etap drugi, uff..
Kategoria zawody, z Bartem


Dane wyjazdu:
93.42 km 20.00 km teren
05:13 h 17.91 km/h:
Maks. pr.:60.70 km/h
Temperatura:
HR max:161 ( 86%)
HR avg:132 ( 70%)
Podjazdy:1447 m
Kalorie: 2008 kcal

Za granicę, na bułkę z serem :)

Sobota, 29 września 2012 · dodano: 30.09.2012 | Komentarze 0

Miała być Istebna, ale... nie była. Właściwie już od piątku brakowało woli politycznej, mimo to spakowani jak na maraton zasnęliśmy już w Beskidach. Sobota obudziła nas niebieskim niebem i fantastyczną pogodą. Poranek trochę chłodny w górach, ale wyczekaliśmy do 10 i ruszyliśmy na zagraniczne wojaże. W planach - rozbudowana trasa wokół Babiej z zeszłego roku, czyli + Jezioro Orawskie.

Ruszamy dla odmiany w drugą stronę - Krowiarki wchodzą nam zaskakująco szybko (może z tej Istebnej coś by było...?), a za przełęczą wita nas halny... Od tego momentu nie uwolnimy się od niego aż do ostatniego podjazdu pod Jałowiecką. Wieje nieźle, ale widoki powalają - całe Tatry roztaczają przed nami swoje piękno. Zjeżdżamy z Krowiarek i kierujemy się na Lipnicę. Ku naszemu zdumieniu zeszłoroczna szutrówka zamieniła się w autostradę!



Zjeżdżamy do Lipnicy i tam robimy krótką przerwę na jedzenie. Ruszamy dalej w kierunku granicy, którą mijamy prawie niezauważenie - nie ma już żadnych budek, pozostałości po przejściu. Po prostu stoi sobie tablica z napisem Slovensko i tyle. Wjeżdżamy do braci Słowaków i kierujemy się szosą na Nachod. Widoki z lewej... bossskie... Taterki towarzyszą nam prawie do miasta.





W Nachodzie w końcu widać Jezioro Orawskie. Siadamy nad brzegiem na bułę z serem, którą nabyliśmy w Lipnicy. Przyda się chwila odpoczynku... Kilka fotek, trochę wygrzewania się w promieniach słońca i ruszamy dalej - nad Tatrami zaczynają zbierać się deszczowe chmury, a halny przywiewa je szybko w naszym kierunku. Drogą przez Oravskie Vesele (paradoksalnie jedyną miesjcowość, w której wesela nie spotkaliśmy) docieramy na czerowny rowerowy, wyprowadzający nas na widokowy grzbiet. Pilsko, Babia i całe Tatry jak na dłoni. Aż chciałoby się zatrzymać tu na zawsze :)



Czerwonym zjeżdżamy do krajówki na Glinne, odbijamy jednak w przeciwną stronę i docieramy do Oravskiej Polhory. Stąd doliną do żółtego szlaku na Jałowiecką. Potem zostaje tylko techniczny zjazd w błocie (dziękujemy panom ściągającym drewno za zdewastowanie i przeoranie całego szlaku czarnego) i dom. Beskidy jednak wyciskają więcej siły niż jeżdżenie w okolicach Krakowa. Mimo, że przewyższenia te same, kilometrów trochę mniej niż ostatnio to nogi skurczami protestują przez ostatnie 10km. Chyba że to też ten halny, wmordewind...

W Beskidach już jesiennie


No tak, w końcu jesteśmy w górach...
Kategoria trening, z Bartem