Info

avatar Ten blog sportowy prowadzi mandraghora z miasteczka Z. Odkąd zaczęłam go pisać przejechałam 59728.14 kilometrów. Więcej o mnie. Strava


button stats bikestats.pl




button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mandraghora.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

50km -100km

Dystans całkowity:17700.57 km (w terenie 3439.80 km; 19.43%)
Czas w ruchu:839:37
Średnia prędkość:20.77 km/h
Maksymalna prędkość:64.20 km/h
Suma podjazdów:122301 m
Maks. tętno maksymalne:184 (99 %)
Maks. tętno średnie:169 (91 %)
Suma kalorii:308256 kcal
Liczba aktywności:274
Średnio na aktywność:64.60 km i 3h 08m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
94.54 km 0.50 km teren
03:46 h 25.10 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max:172 ( 92%)
HR avg:152 ( 82%)
Podjazdy:788 m
Kalorie: 1946 kcal
Rower:szoska

Kraków - Zawoja

Środa, 24 lipca 2013 · dodano: 25.07.2013 | Komentarze 0

No i wreszcie się udało. Mój pierwszy raz na przełęcz Sanguszki, a potem już żal było odpuścić... Pierwsza część drogi mija szybko, mimo, że cały czas pod wiatr. Po 45 minutach jestem już w Tyńcu, chwilę później w Skawinie odbijam na Kalwarię i przez Rzozów jadę do Woli Radziszowskiej. Mimo, że jest 30 stopni, zupełnie mnie to nie wzrusza - Francja przyzwyczaiła mnie do wysokich temperatur, a jak wieje jest mi przyjemnie chłodno. W mocnym tempie pociskam do Krzywaczki, tutaj mniej przyjemny kawałek drogą na Wadowice i odbijam na Sułkowice. Czas uzupełnić bidon. Pod sklepem towarzyszy mi zaspany piesek, któremu oczy same się zamykają...



Szybko coś przegryzam i ruszam pod górę. Podjazd jest krótszy niż się wydaje z samochodu i dosyć gładko wchodzi. Cały czas jadę na granicy tlenu i beztlenu, ale żal nie dokręcić na takim fajnym zjeździe... Szybko docieram do Budzowa, mijam się z Bartem, który jedzie autem i wypadam na drogę Jordanów - Wadowice. Zatrzymuję się na BP, proszę do pełna (bidon oczywiście ;-)), wchłaniam dwa batoniki i ruszam. Sucha i Maków idą trochę wolniej, zaczynam już czuć w nogach narzucone tempo. Poza tym od tego momentu zaczyna się już stały podjazd, niby niewielki, ale daje popalić.



W Skawicy mnie odcina - jak zwykle przeszarżowałam początek... Dalej więc toczę się w tempie rekreacyjnym, nawet nie próbując wrzucać na blat. Mimo tego średnia wychodzi całkiem niezła. Zakwasy w nogach zresztą też... :) Jednak jestem zadowolona - po pierwsze wreszcie przejechałam całość (i to w tym "gorszym" kierunku bo pod górę), a po drugie zamknęłam się w 4 godzinach. Jest dobrze, po długich jazdach we Francji przydało się trochę przepalenia. Już w sobotę następne zawody....

Przełęcz księcia Sanguszki


Dane wyjazdu:
95.07 km 12.00 km teren
04:39 h 20.45 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max:149 ( 80%)
HR avg:110 ( 59%)
Podjazdy:128 m
Kalorie: 1337 kcal
Rower:szarak

Dolina Renu

Poniedziałek, 22 lipca 2013 · dodano: 25.07.2013 | Komentarze 0

Wstajemy po 6, póki jeszcze pogoda nie zabija, szybkie śniadanie i po 7 jesteśmy gotowi do wyjazdu. Ruszamy w kierunku Bazylei, jeszcze jest znośnie, ale już słońce i bezchmurne niebo zapowiada kolejny dramatyczny dzień. Prognozy nie są optymistyczne – 34-36 stopni to- jak się okazuje - optymistyczny wariant (Garmin pokaże po powrocie 38 stopni w cieniu).



Do 10 jedzie się dobrze, prawie cała trasa idzie w lesie, jest przyjemnie, kilometry lecą szybko. Później zaczyna być już gorzej – krótki popas nad Renem odbiera chęć do podróżowania w otwartym słońcu. Zjeżdżamy więc polami poza oficjalnym szlakiem rowerowym do Kembs, zatrzymując się przy ujęciu wody. Moczymy głowy, co za ulga! Siedzimy tam kilkadziesiąt minut, obserwując innych rowerzystów szukających ochłody i od czasu do czasu chłodząc kark i głowę. W okolicy południa ruszamy w kierunku na Freiburg.



Nawet w lesie jest coraz mniej słońca. Docieramy do Blodelsheim, jedziemy przez chwilę w pełnym słońcu co wysysa wszystkie siły. Garmin pokazuje 37 stopni. Wracamy do lasu, jest chłodniej, „zaledwie” 32 stopnie. Zatrzymujemy się w cieniu na krótki popas, zjadamy po brioszce i ruszamy dalej. Końcówka jest dramatyczna, na dotrwanie – 38 stopni, jazda przez miasteczka bez osłony przed słońcem sprawia, że marzę tylko o zimnej wodzie i pławieniu się w basenie. Picie w bidonie – ugotowane. Na szczęście w Sousheim jest otwarta boulagerie’a z lodami i ice tea… Siedzimy w cieniu na chodniku rozkoszując się zimnym smakiem. Potem uciekamy do hotelu, gdzie nie jest lepiej… Dzień kończymy na zakupach w supermarketach – tam przynajmniej jest klima!
W tym upale nawet nie chciało nam się dokręcić tych 5 km do „setki”…

Jutro żegnamy Francję i wracamy do Polski. Znów będę tęsknić przez cały rok...

Dane wyjazdu:
68.72 km 0.00 km teren
03:22 h 20.41 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max:143 ( 77%)
HR avg:111 ( 60%)
Podjazdy:294 m
Kalorie: 922 kcal
Rower:szarak

Dole

Sobota, 20 lipca 2013 · dodano: 25.07.2013 | Komentarze 0

Poranek przeznaczony na zakupy – trzeba nabyć jurajskich win, bo już wkrótce wyjeżdżamy w kierunku Alzacji, a tam może być ciężko, bo Francuzi są bardzo przywiązani do swoich regionów. Popołudniu jak upał zelżeje – znowu mamy 30+, wybieramy się do Dole, gdzie nie dojechaliśmy wczoraj. Po drodze zatrzymujemy się w Boulangerie w Rochefort – to co tam pieką to po prostu mistrzostwo świata! Croissant, leciutki, chrupki i niekruszący i do tego broszka z czekoladą, no rany, niebo w gębie! Bart nawet proponuje, żeby tam zostać na dłużej ;-) Jednak zjadamy i jedziemy dalej. Szybko docieramy do Dole – jest całkiem ładne, stare miasto z kamieniczkami, na górce, parki i kanał żeglowny. To niesamowity widok, gdy pod zabudowaniami historycznymi stoją zakotwiczone nowoczesne jachty…

Dole




Wracamy inną drogą przez las, poznając ostatni jego kawałek. Temperatura - "ledwie" 36 stopni.

Dane wyjazdu:
58.27 km 5.00 km teren
02:29 h 23.46 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max:156 ( 84%)
HR avg:123 ( 66%)
Podjazdy:319 m
Kalorie: 837 kcal
Rower:szarak

Dolina Doubs, Arc le senans

Czwartek, 18 lipca 2013 · dodano: 25.07.2013 | Komentarze 0

Kolejne przenosiny, tym razem docieramy na camping, na który mieliśmy dotrzeć poprzednio. Rozbijamy się i przychodzi burza. Przeczekujemy w namiocie – uff, jak dobrze że zdążyliśmy się rozłożyć i to wszystko nie jest teraz mokre!

Potem, mimo, że pogoda niezbyt pewna zbieramy bika i lecimy rozejrzeć się po okolicy. Ma być lekka przejażdżka, ale trafiamy na odnogę Euroroute Velo 6, rower sam właściwie jedzie, chociaż jest trochę przewyższeń. Po 30km łapie nas deszcz, lekki, ale przemacza nas całkowicie, a resztę robi mokra szosa. Na szczęście jest ciepło, schniemy w trakcie jazdy. Odpuszczamy Eurovelo i wracamy przez las… Wychodzi z tej lekkiej jazdy ponad 60km. Milutko było :)

Velo Euroroute 6


Dane wyjazdu:
70.10 km 5.00 km teren
03:35 h 19.56 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:29.0
HR max:151 ( 81%)
HR avg:113 ( 61%)
Podjazdy:1204 m
Kalorie: 1178 kcal
Rower:szarak

Z powrotem w Sainte Claude

Wtorek, 16 lipca 2013 · dodano: 25.07.2013 | Komentarze 0

Troszkę szalony pomysł, by zobaczyć resztę jezior, położonych nieco bardziej na południe przy Route des Lacs. Szybki zjazd w kierunku Clairvaux Les Lacs (ładna mieścinka), po drodze oglądamy pierwsze z jezior na dzisiaj i lecimy dalej na południe. Docieramy dosyć szybko (z tej strony jest z górki) nad Jezioro Vouglans, jest przepiękne – ogromna, turkusowa tafla wody, od której bije przyjemny chłód.

Lac Vouglans




Przejeżdżamy na drugą stronę mostem Pont de la Pyle, robimy foty, wracamy na Route Des Lacs i kierujemy się jeszcze bardziej na południe, objeżdżając jezioro od wschodu. Krótki popas na aire de picnick i docieramy na kolejny belvedere, oglądając całe jezioro z góry, razem z doliną. To trzecie co do wielkości sztuczne jezioro we Francji, naprawdę, robi wrażenie. Robi się koszmarnie gorąco (Garmin pokazuje 34 stopnie), odbijamy na Saint Claude i zjeżdżamy najpierw do lasu odpocząć, a potem na szczyt wzniesienia. Leżymy trochę w cieniu, w słońcu nie ma sensu się prażyć…

Potem czeka nas już tylko szybki, fantastycznie długi (10 km!) zjazd do Sainte Claude (miejscowy pomiar prędkości pokazuje 52km/h, na czerwono - jedziemy za szybko). Na koniec niewielki podjazd i zakupy na wieczór. Wsiadamy w miejscowy pociąg TER - to linia biegnąca po skałach, wiaduktami i tunelami, bardzo widokowa (nazwana linią jaskółek)- musimy to zobaczyć! Pociąg dowozi nas w okolice Saint Laurent.

Widoki z pociągu


Jeszcze tylko kilkanaście kilometrów, ze 150m przewyższenia i jesteśmy w namiocie. Uff, co za upał!

Dane wyjazdu:
67.53 km 5.00 km teren
03:40 h 18.42 km/h:
Maks. pr.:62.30 km/h
Temperatura:28.0
HR max:144 ( 77%)
HR avg:108 ( 58%)
Podjazdy:896 m
Kalorie: 1084 kcal
Rower:szarak

Nozeroy i Champagnole

Poniedziałek, 15 lipca 2013 · dodano: 25.07.2013 | Komentarze 0

W kolejny dzień wypuszczamy się trochę dalej. Naszym celem jest Nozeroy, średniowieczne miasteczko, ufortyfikowane na górze oraz dalszy ciąg Route des Lacs. Tym razem kierujemy się na północ, gdzie podziwiamy 4 jeziorka. Dwa - petit i grand Maclu są wyjątkowo urocze o poranku.

Petit Maclu


Grand Maclu


Fajnym zjazdem lecimy aż do kolejnej atrakcji - Cascades de la Billaude. W głębokim kanionie, kilkadziesiąt metrów poniżej tarasu widokowego widać piękny wodospad i dolinę rzeki. Raczej nie należy się wychylać przez barierkę...

Cascades de la Billaude


Po drodze natykamy się na ciekawe skrzyżowanie. Skręt w prawo = prosto do tunelu, jeszcze takiego nie widziałam. W Jurze jest mnóstwo tuneli - Francuzi poradzili sobie z prowadzeniem dróg i kolei lepiej niż my.



Docieramy do Nozeroy już po południu, grzeje niemiłosiernie. Miasteczko zachowało swój średniowieczny charakter, łącznie z fortyfikacjami i zabudową. Zamek w remoncie (trochę im się posypał), ale i tak przyjemnie posiedzieć w jego cieniu. Po krótkim odpoczynku ruszamy w kierunku Champagnole.

Nozeroy




Na drodze do Champagnole - objazd, route baree. Zwiedzamy więc dodatkowo okoliczne górki i przejeżdżamy kawałek Route des Sapins, drogi sosen. Do Champagnole docieramy stosunkowo szybko, rozkładamy się na ławce w parku z wielką brioszką i sokiem.

Champagnole - parking dla rowerów


Potem udajemy się na pociąg. Okazuje się, że nasz pociąg jest autobusem. Kierowca nie protestuje na widok rowerów, po prostu otwiera bagażnik i siup - zapakowane. Wysiadamy na następnej "stacji" - tutaj również nie ma problemów, nawet wysiada i pomaga nam z rowerami, a potem życzy miłego dnia. Ciekawe co stałoby się w Polsce, jakbym spróbowała wsadzić rower do PKS-u... Ostatnie kilkanaście km pokonujemy na rowerach, podziwiając okoliczne krajobrazy.

Dane wyjazdu:
90.11 km 0.00 km teren
04:54 h 18.39 km/h:
Maks. pr.:53.60 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1510 m
Kalorie: 3100 kcal
Rower:szarak

Col de Faucille /1323m npm/

Sobota, 13 lipca 2013 · dodano: 25.07.2013 | Komentarze 2

Col de Faucille – przełęcz na wysokości 1323m npm, z porywającym widokiem na jezioro genewskie, Alpy i Mt. Blanc. Trzeba jednak zrobić trochę przewyższenia żeby się tam dostać. Wyjeżdżamy z naszego nędznego 400 npm w kierunku na Genewę – droga wije się i kręci, mnóstwo serpentyn, przepaście po kilkaset metrów – jak oni to zbudowali? Wokoło piękne skały, krajobrazy raczej alpejskie lub tatrzańskie lub beskidzkie. Widok z campingu bardzo przypomina widok z Dol. Chochołowskiej na Kominiarski Wierch…





Na początek niespodzianka – pada bateria w pasie do garmina. Oznacza to tyle, że niestety cała trasę jadę na czuja, bez kontrolowania tętna. Ale nie chce nam się wracać do Saint-Claude, szukać baterii. Jedziemy pod górę, uciekamy przed upałem, szkoda czasu!
Wdrapujemy się na 1680 m npm, do Lajoux, a tam... szosa - gigant na samym szczycie wzniesienia! Ktoś miał wyobraźnię... :)

Szosa, rozmiar XXXXXXL




Robimy kilka fotek, by zjechać do urokliwej miejscowości Mijoux (Francuzi wymawiają to jak miziu), centrum sportów zimowych. Jest gdzie poszusować i gdzie pobiegać na nartach (w okolicy jest prawie 300km ścieżek na biegówki)! Mijoux leży na ok. 970m npm, w uroczej dolinie rzeczki Valserine /ochrzczonej przez nas Walzeryną ;-) więc zaraz rozpoczynamy wspinaczkę na Col’a.

Mijoux - czas na pain du chocolat :)


Podjazdy idą zaskakująco dobrze – równiutki asfalt, stałe nachylenie pozwala szybko zdobywać wysokość. Podjeżdżamy na Col, niestety, jest trochę zamglone i nie widać Mt. Blanca, ale za to Jezioro Genewskie prezentuje się super. Musimy zjechać do fajnego widoku kilometr poza przełęcz. Robimy fotki i wracamy.

Col zdobyty!


Decydujemy się wracać do domu inną drogą, przez Morez, Les Roussous i znane z wczoraj Longchamois. Do Les Rousses jest w miarę płasko, a potem zaczyna się zaje.... fajny zjazd do Morez, chyba z 10 km na dół… tracimy wysokość z ok. 1250 do 700 :). Przejeżdżamy przez Morez, miasto pięknych mostów.

Morez... po tym wiadukcie w górze codziennie jeździ kolej...


I zaczynamy wspinać się znów pod górę, ostatni raz dzisiaj. Wyjeżdżamy do La Mouille, dalej jest znane nam już Loggchaumois. I znów jest ten sam zjazd, który zjeżdżaliśmy wczoraj… szkoda, że już czuję kręgosłup, bo nie mogę z niego wydusić ze zjazdu wszystkiego, co bym chciała. Ale i tak jest super. Wychodzi 90km i ponad 1500 przewyższenia. Jutro przenosiny w kierunku Arbois, czyli jedziemy po wina ;-)

Dolina Valserine


Dane wyjazdu:
64.70 km 0.00 km teren
02:36 h 24.88 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:25.0
HR max:170 ( 91%)
HR avg:131 ( 70%)
Podjazdy:254 m
Kalorie: 936 kcal
Rower:szoska

Czernichów - rozjazd po Transjurze

Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 07.07.2013 | Komentarze 0

Rano się nie chce, ale popołudniu czas na rozjazd. Z rege robi się całkiem przyjemna wycieczka w mocniejszym tempie.
Wały - Piekary - Śledziejowice - Jeziorzany -Wołowice - Czernichów - Zagacie - Nowa Wieś Szlachecka - Kaszów - Mników - Cholerzyn - Aleksandrowice - Balicka

Dane wyjazdu:
82.94 km 40.00 km teren
05:11 h 16.00 km/h:
Maks. pr.:48.90 km/h
Temperatura:19.0
HR max:165 ( 89%)
HR avg:125 ( 67%)
Podjazdy:891 m
Kalorie: 1794 kcal

Transjura 2013

Sobota, 6 lipca 2013 · dodano: 06.07.2013 | Komentarze 4

Tegorczna transjura to miał być kolejny z celów do zrealizowania w tym sezonie. Po pierwsze przejechanie szlaku orlich gniazd – co nie udało się w zeszłym roku z powodu choroby, a po drugie odległość 150+ na jeden raz. Niestety i tym razem się nie udało, chociaż początek był obiecujący.

Lać zaczęło już na dworcu w Krakowie i przelotnie po drodze, ale w Częstochowie pogoda piękna. W pociągu spotykamy djk71 i Amigę, kilka znajomych twarzy również widzę przed szkołą w Częstochowie. Początek nie jest najlepszy – jadąc do bazy wbijam w koło jakąś gigantyczną śrubę. Opona nie wygląda dobrze, ale nie ma wyjścia. Zakładam nową dętkę, stara idzie do kosza bo nie ma co łatać, dziura jak stąd do Katowic ;-)

Niespodzianka!


Rejestrujemy się i pozostały czas wylegujemy się na ławce nad jakąś rzeczką. Wreszcie wracamy na miejsce startu, przygotowania, przejazd na rynek i w eskorcie policji ruszamy. Niebiescy wyprowadzają nas z miasta i dalej lecimy w dużej grupie. Część od razu wysforowała się do przodu, my kręcimy gdzieś w środku grupy. Jedzie się bardzo dobrze, tempo od początku jest dosyć mocne, zaczyna się ściemniać i w lesie przestaje być widno. Lekko zwalniamy, ale trzymamy się dobrze. Mijamy kilka osób szukających zgubionych liczników, pompek i innych rzeczy. Teren zweryfikował mocowanie sprzętu do niektórych rowerów… :)

Pierwsze kilometry lecą szybko. Bart nawiguje bezbłędnie przez cała noc, nie błądzimy, nie szukamy drogi, nie kręcimy się bez sensu. Mijamy Olsztyn, zamek w mroku prezentuje się super. Wjeżdżamy w pierwsze piaski i zaczyna się prowadzenie roweru. Włączamy czołówki, sprawdzają się świetnie. Poza piaskowymi odcinkami leci się dosyć szybko. Osiągamy pierwszy punkt kontrolny, robi się całkiem ciemno. Dalsza droga idzie nieco wolniej, głównie przez teren i piasek, bo na asfalcie wiele nie tracimy. W lesie trzeba jednak mocniej wytężać wzrok - jeden błąd i gleba gotowa. Wspieramy się, czasami ja ciągnę, czasami Bart. Udaje się jechać bezbłędnie co jest motywujące – nie tracimy czasu na kluczenie, nie błądzimy po nocy.

Drugi punkt kontrolny i dalej bufet. Przegryzamy coś na szybko i jedziemy. Znowu piasek, trzeba prowadzić. Później zaczyna się chyba najgorszy fragment trasy… najpierw jakaś szlaka wylana na drodze, luźne kamienie, a potem niebieski szlak ginący w wiatrołomie. Idziemy za wydeptaną ścieżką, wychodzimy na jakieś pole i za kompasem udaje się trafić na zjazd. Niestety, żadnej frajdy z jazdy, kopny piasek, prowadzenie nawet na dół. Dojazd na kolejny punkt pod kościołem, potem chwila odpoczynku od terenu, lecimy równiutkim asfaltem w kierunku Mirowa i Bobolic. Zamku w Mirowie nie widać w ogóle, Bobolice są pięknie podświetlone. Po drodze ubieramy się. Zbliża się 1, robi się chłodniej. Zajadamy też trochę zapasów i jedziemy dalej. Niedaleko już jest bufet, docieramy z grupą rowerzystów, uzupełniamy wodę, przegryzamy coś i zaczyna grzmieć.

Szybko zwijamy się dalej – jesteśmy w środku lasu, gdy zaczyna padać. Próbujemy chwilę przeczekać, ale grzmi dalej. Postanawiamy poszukać konkretniejszego schronienia. Kawałek dalej w Podlesicach jest zadaszony przystanek. Zatrzymujemy się na chwilowy odpoczynek, burza rozkręca się na dobre. Mamy miejsce widokowe w pierwszym rzędzie, pioruny ładują tak mocno w pobliskie zbocze, że nie da się nawet spać. Podjadamy, popijamy, gadamy, próbujemy się zdrzemnąć, a burza za nic nie chce przejść. Mija godzina, dwie, zaczyna świtać, a ciągle leje. Po 7 rano decydujemy się pojechać, siedzimy od 2 w nocy na przystanku, zaczyna to być bez sensu jeżeli chcemy zdążyć na punkt kontrolny na 90km.

Gotowi do wyjazdu patrzymy na rower – kapeć. No to jeszcze szybka zmiana dętki póki sucho i lecimy. Dojeżdżamy do lasu, ale mamy szczerze mówić stracha, żeby tam wjechać – pioruny walą dokładnie w górkę przed nami, a my tam mamy jechać. Poza tym szybko jesteśmy cali mokrzy. Decyzja zapada szybko – nie ma sensu ryzykować zdrowia i niszczyć sprzętu w takich warunkach. Zawracamy, wjeżdżamy na asfalt w kierunku Zawiercia i stamtąd pociągiem jedziemy do Krakowa. Po drodze siedzimy sobie godzinkę na słynnym peronie we Włoszczowej…



Budząc się rano w niedzielę słuchamy wiadomości w radiu – powiat zawierciański, gmina Kroczyce (miejsce naszego postoju) zalane po ulewach, zerwane mosty, zalane drogi, także krajówka w okolicach Lelowa… Decyzja więc chyba była słuszna, wycofało się podobno 60% uczestników.

Tym razem się nie udało, ale Jurajskie Orle Gniazda z pewnością nam nie uciekną. Wygląda na to, że do trzech razy sztuka.

Dane wyjazdu:
85.39 km 15.00 km teren
03:37 h 23.61 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max:167 ( 90%)
HR avg:127 ( 68%)
Podjazdy:285 m
Kalorie: 1442 kcal
Rower:szarak

łączany

Wtorek, 2 lipca 2013 · dodano: 03.07.2013 | Komentarze 0

Testy szaraczka po zmianach. Po drobnej korekcie siodełka powinno być dobrze...

Wały - serwis - wały - Tyniec -Skawina - Kopanka - Facimiech - Pozowice - szutrowe wały do Łączan - mostem na drugą stronę - Rusocice - Kłokoczyn - Czernichów - Zagacie - Dąbrowa Szlachecka - Rączna - Piekary - Wały
Kategoria 50km -100km, trening