Info

avatar Ten blog sportowy prowadzi mandraghora z miasteczka Z. Odkąd zaczęłam go pisać przejechałam 59728.14 kilometrów. Więcej o mnie. Strava


button stats bikestats.pl




button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mandraghora.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

50km -100km

Dystans całkowity:17700.57 km (w terenie 3439.80 km; 19.43%)
Czas w ruchu:839:37
Średnia prędkość:20.77 km/h
Maksymalna prędkość:64.20 km/h
Suma podjazdów:122301 m
Maks. tętno maksymalne:184 (99 %)
Maks. tętno średnie:169 (91 %)
Suma kalorii:308256 kcal
Liczba aktywności:274
Średnio na aktywność:64.60 km i 3h 08m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
89.09 km 0.00 km teren
03:26 h 25.95 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max:165 ( 89%)
HR avg:141 ( 76%)
Podjazdy:187 m
Kalorie: 1456 kcal
Rower:szoska

Niepołomickie komary

Poniedziałek, 1 lipca 2013 · dodano: 02.07.2013 | Komentarze 0

Późno popołudniowy wypad - najpierw załatwianie spraw w Hucie, a potem, siłą rzeczy wypad do Puszczy Niepołomickiej. Znajduje się fajna pętelka na szosę, akurat na 3-4 godziny jazdy.

Huta - Brzegi - Grabie - Niepołomice - Puszcza - Kłaj - Szarów - Staniątki - Podłęże - Grabie - Huta

Dane wyjazdu:
67.67 km 25.00 km teren
04:14 h 15.99 km/h:
Maks. pr.:64.20 km/h
Temperatura:24.0
HR max:161 ( 87%)
HR avg:128 ( 69%)
Podjazdy:1437 m
Kalorie: 1636 kcal

Leskowiec

Sobota, 22 czerwca 2013 · dodano: 23.06.2013 | Komentarze 0

Zaplanowany i wyczekany Leskowiec. Ponieważ zielone chłopaki jadą na Krowiarki od strony Zubrzycy, nie dam rady dołączyć. Decydujemy się więc z Bartem zaliczyć Leskowiec, na który ostrzymy sobie koła ;-) już od zeszłego roku.

Wyjeżdżamy wcześnie, wstaję po 4 bo nie mogę spać, o 6 budzę Barta i ok. 7 jesteśmy już gotowi. Pogoda jest super, zapowiada się upalny dzień. Mgły właśnie podniosły się znad Babiej, zaczyna przygrzewać...



W dół pierwsze kilka km idzie szybko, średnia powyżej 30km/h. Za Centrum Zawoi odbijamy na przełęcz Przysłop i zaczyna się pierwsze wspinanie dzisiaj. Idzie zaskakująco szybko - jakoś pamiętam, że w poprzednich latach bardziej się tu męczyłam. 20-30minut i jesteśmy na szczycie. Teraz czeka nas zjazd do Stryszawy.

Górski szlak rowerowy - czerwony


Stryszawę osiągamy dosłownie w kilka minut, przecinamy wojewódzką do Żywca i jedziemy na Krzeszów.Tu znów kilka falujących zjazdów i podjazdów. Słońce operuje dosyć mocno. Pojawiają się pierwsze fajne widoczki, dające przedsmak tego co nas czeka. Po zjeździe do Stryszawy zaczynamy się już wspinać.

Grupa Żurawnicy, tu jedliśmy kiedyś pyszne lody idąc do Suchej z plecakami...


Zjazd do Tarnawy - jak się okazało zupełnie niepotrzebnie - ale nie chce nam się już wracać do Krzeszowa, więc atakujemy Leskowiec nową drogą. Zaczynamy z niebieskim pieszym, który potem odbija, a my dalej na azymut drogami w lesie. Początkowo jest autostrada, ale potem nawierzchnia zaczyna się psuć (ściągają drewno). W efekcie kawałek trzeba podprowadzić.



Docieramy do czerwonego pieszego i tam podjeżdżamy resztę. Jest i przełęcz i zaraz obok schronisko. Chwila przerwy na uzupełnienie picia i przegryzienie czegoś. Widoków niestety niewiele - nad Babią poważnie się chmurzy, ciemno jest też nad Beskidem Żywieckim. Nie czekamy aż to przyjdzie do nas, podjeżdżamy na Leskowiec, robimy pamiątkową fotę i szlakiem buków zjeżdżamy na dół. Oj, zdecydowanie nie polecam tej trasy na rower... - przynajmniej w części środkowej, bo początek i koniec są OK.

Szczyt Leskowca


Szlak Buków


Na dole Bart psuje przednią przerzutkę :) Robimy więc techniczny postój za Krzeszowem, grzebiemy w sprzęcie, a tu zaczyna grzmieć... Na szybko ustawiam mu środkową tarczę i ciśniemy co sił do domu. Zamiast wizyty w Suchej, Białce i Skawicy szybki powrót przez Przysłop, czyli znów skrótem przez górę. W Centrum Zawoi łapie nas przelotny deszcz, przeczekujemy. Wracamy do domu trochę schlapani, a 20 minut po powrocie rozpętuje się nawałnica z gradem. Jest aż siwo. Uff, wyjazd o 7 ma jednak swoje zalety :)

Grad... według prognozy o godzinę za wcześnie.




Zawoja - Przysłop - Stryszawa - Krzeszów - Tarnawa - Leskowiec - Krzeszów - Stryszawa - Przysłop - Zawoja

Dane wyjazdu:
59.12 km 0.70 km teren
02:26 h 24.30 km/h:
Maks. pr.:49.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max:167 ( 90%)
HR avg:135 ( 72%)
Podjazdy:229 m
Kalorie: 1026 kcal
Rower:szoska

Apetyt na jeżdżenie

Środa, 19 czerwca 2013 · dodano: 19.06.2013 | Komentarze 0

Apetytu na zmiany ciąg dalszy. Dzisiaj z nudów, czekając na Barta, przekręcam nieco bardziej do tyłu bloki w butach. I jedzie się wyśmienicie, poza jednym drobiazgiem - trzyrazy zrzucam pompkę i dwa razy na 5km odpinam udem tylną lampkę. Trasa stara, ale odświeżona - jeszcze w tym roku nią chyba nie jechałam. Wsiadając na prom prawie taplam się w Wiśle - panu się spieszy, a ja nie do końca się wypinam i jeszcze się zastanawiam czy wrócić po pompkę...ale udaje się bez kąpieli.

Wadowicka /po Barta/ - Norymberska - Wały - Tyniec - Skawina - Kopanka - Jeziorzany / a popływamy se promem po Wiśle!/ - Dąbrowa Szlachecka - Piekary - Wały

Dane wyjazdu:
92.00 km 0.40 km teren
03:58 h 23.19 km/h:
Maks. pr.:53.50 km/h
Temperatura:18.0
HR max:172 ( 92%)
HR avg:137 ( 74%)
Podjazdy:552 m
Kalorie: 1727 kcal
Rower:szoska

Trasą IC

Środa, 12 czerwca 2013 · dodano: 13.06.2013 | Komentarze 0

Trasą IC - mijamy wracający już trening. Świetna szosa i wspaniałe widoki. Niestety, garmin gubi w pewnym momencie ślad, więc wracamy przez Kaszów na Skotniki, gdzie Bart gra w piłkę. Ja w międzyczasie załatwiam interesy na Ruczaju i razem wracamy do domu. Jazda po ciemnu przez miasto jest super. :)

Dane wyjazdu:
54.08 km 0.50 km teren
02:12 h 24.58 km/h:
Maks. pr.:50.20 km/h
Temperatura:
HR max:159 ( 85%)
HR avg:131 ( 70%)
Podjazdy:187 m
Kalorie: 839 kcal
Rower:szoska

"rege"

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 0

Miało być rege po BikeOriencie, ale tak dobrze się jechało... Z Bartem wałami nową ścieżką (Bart po raz 1.), później drogami z czwartku: Liszki - Cholerzyn - Mników - Kaszów - Liszki - Piekary i powrót na wały. Pyszne lody w Liszkach... i upał nie do zniesienia.

A po jeździe... izotonik ;-)
Już wiadomo po co są kieszonki na plecach ;-)


Dane wyjazdu:
68.66 km 0.50 km teren
02:50 h 24.23 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:
HR max:168 ( 90%)
HR avg:143 ( 77%)
Podjazdy:237 m
Kalorie: 1289 kcal
Rower:szarak

Jesteśmy jak koty...

Czwartek, 6 czerwca 2013 · dodano: 06.06.2013 | Komentarze 0

... jak tylko przestaje padać wychodzimy z domu i wybieramy się na rowerowy rekonesans po okolicy. Dzisiaj już jadę na szaraku, mam dosyć tego ciężkiego złomu. Nawet zdążyło przeschnąć, chociaż momentami zdarzają się niespodzianki w postaci wartkich potoczków płynących przez asfalt. Pogoda cały czas straszy, ale po jakiejś godzinie jazdy przestaję się przejmować... będzie lało to będzie lało...

za plecami już leje...


Z miasta uciekam szybko, mam wrażenie, że dzisiaj wszyscy próbują mnie rozjechać. Dopiero spuszczam z tętna poza miastem, tu jest mniejszy ruch i nieco spokojniej. Dzisiaj mam ochotę na nowe trasy, zapuszczam się więc w rzadko jeżdżone tereny, skręcam tam gdzie nigdy nie skręcam, no i wreszcie zwiedzam nową ścieżkę na wałach... i to nawet trzykrotnie, bo okazuje się, że przy torze kajakowym zamknięte - policja, płotki... - powódź czy zawody?

Trasa: Balicka - Balice - Aleksandrowice - Morawica - Cholerzyn - Mników - Kaszów - Czernichowska - Liszki - Piekary - wały, wały, wały :)

Ścieżka na wałach




Kategoria 50km -100km, trening


Dane wyjazdu:
54.05 km 10.00 km teren
05:02 h 10.74 km/h:
Maks. pr.:52.10 km/h
Temperatura:
HR max:170 ( 91%)
HR avg:137 ( 74%)
Podjazdy:775 m
Kalorie: 1548 kcal

X Harce Rowerowe w Heluszu, czyli błotne Podkarpacie

Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 0

Piątek poświęcony na przejazd z Białowieży na Podkarpacie. Meldujemy się w Heluszu po ponad 400km spędzonych w samochodzie i po krótkim spacerze zmęczenie bierze górę - idziemy spać. Pogoda jest ładna, widoki urzekające.

Podkarpacie wita


Widok z Helusza na południe


W sobotę rano budzi nas deszcz kapiący na parapet. Nie pada bardzo, trochę mży. Zbieramy się i rejestrujemy w bazie na zawody. Jedziemy w parze, w kategorii MIX - WOM. Konkurencja nie jest duża - chyba pogoda odstraszyła uczestników. Wielka szkoda, bo to świetne zawody, super organizacja i doskonałe tereny na włóczęgę rowerową. Chociaż dzisiaj nie będzie zbyt wiele widoków - chmury szczelnie zakrywają niebo popuszczając sobie od czasu do czasu. Tak czy inaczej, kurtki przeciwdeszczowe dzisiaj obowiązkowo w ekwipunku.

Wyruszamy na trasę jako pierwsi w swojej kategorii, ale za innymi zespołami. Plan na początek jest optymistyczny - robimy wszystko, w sumie powinno być ok 80km, 14 pkt kontrolnych, 6 godzin limitu czasu - czyli da się. Szybko jednak się okazuje, że jednak nie będzie łatwo. Deszcze i ulewa sprzed 2 dni zamieniła drogi polne i ścieżki gruntowe w wielkie bajora. Do tego podkarpackie błoto ma jakieś wyjątkowe właściwości lepiące i opony szybko zamieniają się jednolitą masę błotną. Nie ma wyjścia, trzeba prowadzić. Na pierwszy cel wybieramy nr 7 w polach nad Skopowem. To gdzieś tutaj w zeszłym roku robiliśmy zjazd potokiem... Szybko znajdujemy punkt, podbijamy kartę. Zaczyna lać coraz bardziej.



Zjeżdżamy tą samą drogą do asfaltu i dalej lecimy na 16 - gospodarstwo pod lasem. Jakimś cudem mijamy lampion, zapuszczamy się w las i toniemy w błocie powyżej kostki. Nawet iść jest trudno, a napęd roweru dosyć szybko zamienia się błotnistą maź, która skrzypi niemiłosiernie przy każdym ruchu. W lesie orientujemy się, że jesteśmy za daleko, wracamy jeszcze raz prze tą maź. Spotykamy przy asfalcie drugą parę MIX - Bikeholików. Jest i punkt, wisi tak na widoku, że nie możemy się nadziwić jak można było go minąć. Druga dziurka w karcie gotowa.

Widoki - gdzieś w oddali Dolina Sanu


Okazuje się, że czeka nas po raz trzeci przeprawa przez to bagienko. Znowu więc ślizgając się docieramy przez las i łąki do drogi idącej grzbietem wzniesienia. W butach zaczyna mi chlupotać, cały czas zaglądam na łańcuch, który nie wygląda zbyt dobrze. Za chwilę do koncertu dołączą się również tarczówki. Rower zdecydowanie nie lubi takich warunków, ale co robić... Na górze na szczęście wygodna szutrówka, którą dojeżdżamy do pkt 8. Podbijamy, próbuję trochę przeczyścić tarcze, ale to niewiele daje. Sędzia proponuje trochę wody i pomoc w umyciu, ale dziękuję i jedziemy dalej. Przegapiamy skręt i robimy nadprogramowy podjazd pod Patrię. Przynajmniej jest rozgrzewka... Tu zaczyna tak lać, że ubieram kurtkę, nie ma na co czekać, bo chyba nie przestanie. Trochę na dziko, trochę jakimiś resztkami ścieżki zjeżdżamy w kierunku Kramarzówki. Po drodze znów błoto i przez potok trzeba przejechać... Trafiamy na drogę asfaltową, która poprowadzi nas do kolejnego pkt - 11.



Zaczyna się robić zimno, zwłaszcza na zjeździe. Mokre buty i przemakające nogawki nie poprawiają samopoczucia. Podobnie jak kolejne błądzenie przy 11 - dojeżdżamy trochę od drugiej strony, skręciwszy za wcześnie w lewo. Wydaje mi się, że gdzieś tu był punkt rok temu... Rozmawiamy z miłymi gospodarzami, nabijamy dziurki i dalej w drogę. Trzeba się przebić na 10, decydujemy jak najdłużej jechać asfaltem (łańcuch już mi zawija, przerzutka nie zawsze go wybiera, a nie chce zerwać) i później ścieżką po punkt. To ambona myśliwska, więc powinna być widoczna z daleka. Wszystko idzie dobrze do czasu skrętu na ścieżkę, która okazuje się być zarośnięta na amen. Trudno, jakoś zjeżdżamy przez las (przynajmniej bez błota), potem prowadzimy przez łąki w trawie po kolana (wesoły chlupot dobywa się z butów przy każdym kroku) i wychodzimy dokładnie na punkt. Przez chwilę mam obawy czy będę się musiała wchodzić z rowerem na górę, gdzie wisi lampion, ale z ambony wychyla się sędzia i znosi punkt wraz z perforatorem. 11 upolowana, a nam mija prawie 3 godzina jazdy. Błotne warunki nie należą do najszybszych, więc trzeba zmodyfikować plan.



Mimo, że sędzia raczej odradza jazdę grzbietem decydujemy się wybrać tą drogę, by jak najszybciej dostać się na asfalt. Pakujemy się w błoto ponad kostkę - o jeździe nie ma mowy, jest ślizganie się, a momentami noszenie roweru. I zaczyna się robić naprawdę zimno - jazda nas nie grzeje (więcej prowadzenia niż pedałowania), a ciuchy już mokre. Padać chyba dzisiaj nie przestanie - gdzie nie popatrzeć czarne chmury, ciężkie od deszczu.

No dobra, gdzie dalej...


Zjeżdżamy asfaltem do Huciska Nienadowskiego (tędy wracaliśmy na metę w Świebodnej rok temu!) i kierujemy się żółtym szlakiem na pkt 13. Tu jest najgorzej - rower trzeba wnieść, ślizgając się. Próby poprowadzenia kończą się zalepieniem błotną mazią kół, amortyzatora i hamulców. O napędzie już nie wspominają. Trochę zmordowani docieramy na punkt, podbijamy lampion przy płocie i zjeżdżamy tą błotną rynną na dół. Momentami trzeba się podpierać nogą, warunki do jazdy jak na lodzie. Przez kawałek nawet prowadzę. Rower po tym punkcie jest w stanie opłakanym.

W pobliżu jednak przepływa potok, dosyć wartki. Bierzemy poklejone błotem rowery i wrzucamy je do wody. Sami wchodzimy za nimi i przepłukujemy napędy, hamulce i opony. Błoto odpuszcza, udaje się osiągnąć stan w którym łańcuch nie grodzi zerwaniem, opona nie klinuje się w widelcu, a przerzutka pracuje - lepiej lub gorzej, ale pracuje. W butach już i tak było mokro...



Z 13 mamy dłuższy przelot na 5. Decydujemy się na plan minimum, czyli 8 pkt potrzebnych do sklasyfikowania. Brakuje jeszcze dwóch. Zjeżdżamy do doliny Sanu, przekraczamy wojewódzką. Wypłaszacza się, a na asfalcie można przycisnąć - po kąpieli rowery pracują całkiem sprawnie. Zaczyna też się robić cieplej, utrzymujemy wysoką średnią, powyżej 25km/h. Leje już bardzo mocno, ale jesteśmy tak przemoczeni, że zaczyna to być nam obojętne. Byle się rozgrzać od jazdy. W tym roku pogoda zdecydowanie nie rozpieszcza, ale Dolina Sanu zachwyca. Przychodzi nam na myśl, że to taki mały Ren, z Wogezami w tle. Szkoda że nie ma słońca, nawet nie chce mi się już wyjmować foto, żeby nie utopić go w tym deszczu.

Szybko znajdujemy pkt 14 - jest przy sklepie i dalej lecimy wzdłuż Sanu. Przejeżdżamy przez kładkę, na jej końcu jest i pkt. 9, nasze upragnione minimum do sklasyfikowania. Podbijamy i zbieramy się do domu. 5 godzin w deszczu nie należy do przyjemności, marzymy o ciepłym prysznicu i suchych ciuchach. Jadąc zaciskam dłoń w pięść - z rękawiczki ściekają krople wody z błotem. Dobrze, że mamy kurtki, które chronią korpus przed wychłodzeniem. Nogi jakoś się rozgrzewają, tym bardziej, że czeka nas podjazd pod Helusz. Mijamy rynek w Babicach, gdzie odpoczywaliśmy w zeszłym roku i wjeżdżamy w kierunku Pruchnika pod górę. Mijamy miejsca odbicia na pierwsze dwa punkty, później znajoma kapliczka, lekki zjazd i odbicie do bazy. Docieramy po 5 godzinach i 2 minutach jazdy, mokrzy i ubłoceni od stóp do głów. Później okaże się, że decyzja o zmianie planów była dobra - druga para MIX robi 10 pkt, ale spóźnia się na metę o prawie pół godziny. Dzięki temu zdobywamy pierwsze miejsce i poprawiamy rezultat z zeszłego roku. Realizujemy też jeden z celów na ten sezon, szkoda, że przy tak mało licznej obsadzie. W przyszłym będziemy bronić tytułu, bo imprezy w Świebodnej to rewelacyjna organizacja i bardzo dobrze wyznaczone punkty. Do tego przyjazna atmosfera i wspaniałe tereny na rower - tego nie można odpuścić.



Nasza trasa GPS:

Kilometrów i przewyższeń wyszło pewnie ciut więcej, od noszenia roweru raczej się nie liczą ;-)

Dłuższa relacja na ZDEZORIENTOWANI MTBO TEAM

Dane wyjazdu:
85.62 km 20.00 km teren
07:21 h 11.65 km/h:
Maks. pr.:49.70 km/h
Temperatura:
HR max:159 ( 85%)
HR avg:128 ( 69%)
Podjazdy:840 m
Kalorie: 1719 kcal

Jurajski Orient 2013

Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 28.05.2013 | Komentarze 0

Niedziela pod znakiem myszkowania po Jurze, czyli Jurajski Orient 2013. Na dobry początek spóźniamy się na start o jakieś 20 minut (mijamy wyjeżdżających z bazy rekreacyjnych), po czym odbieramy pakiety startowe i jeszcze prawie pół godziny bujamy się z przebieraniem, przykręcaniem mapników, przygotowywaniem rowerów itp. Po wczorajszym Kellysie trzeba to zrobić dobrze, bo sprzęt aż jęczy pod dotykiem ;-)
Wreszcie gotowi po 45 minutach wyruszamy na trasę. Na początek idzie nam świetnie - pierwszy skręt do punktu przejeżdżamy, wracamy, znowu przejeżdżamy, w końcu znajdujemy i docieramy na punkt nr 3. Tutaj zaskoczenie - nie mamy nic do pisania, a to punkty bez perforatora... Pożyczamy od przejeżdżających rekreacyjnych długopis i wracamy do pobliskiego sklepu na zakupy. Pierwszy przystanek po 3 km jazdy ;-)

Poranna nerwowość i poczucie konieczności "gonienia" mija dosyć szybko. Dalej wybieramy się na pkt 4 i trafiamy niestety na bliźniaczy punkt stowarzyszony, umieszczony dla zmyłki. Dowiemy się o tym dopiero na wynikach :)
Dalsza droga prowadzi nas do 9, 1 i 2. Od czasu do czasu mijamy rekreacyjnych, którzy też kręcą się po tej okolicy. Punkty udaje nam się znaleźć szybko - są dokładnie tam gdzie mają być według mapy. W porównaniu z zeszłotygodniową imprezą jest to wielki plus. Zabawy w przeczesywanie lasu już po prostu są nudne. Tutaj tego nie ma, punkty stoją co do milimetra.

pkt 1 - Kirkut


Z 2 wyruszamy na 10. Pogoda zaczyna się robić coraz lepsza i mamy dużą frajdę z kręcenia po Jurze. Krajobrazy jak zwykle fantastyczne i do tego trochę terenu - czego chcieć więcej? Może tylko trochę mniej piasku i błota - po wczorajszym Kellysie już mamy go dosyć. Chociaż i tutaj zdarzają się niespodzianki. W końcu to rozlewiska Białej Przemszy, to i czasem jakaś kałuża na trasie musi się trafić... większa lub mniejsza...



Kolejne punkty to 8, 19 w drodze do której trochę jedziemy na azymut z kompasem z powodu nadprogramowych ścieżek, których nie ma na mapie i dalej 21. Tego szukamy chyba najdłużej, oglądamy skałki, grubsze drzewa... no nie ma! A potem ktoś wpada na to, żeby zajrzeć też w te mniejsze krzaki i eureka! 21 jest tam , gdzie powinno być.

A co tam chowa się w krzaczkach...?


Dalej idzie nieco gorzej. Szlak zielony, którym mamy zjeżdżać w stronę Rabsztyna jest słabo znaczony i po krótkim zjeździe lądujemy na jakiejś łące. Jechać się nie da, ale przejść i owszem. Jak przystało na MTBO chaszczujemy na skos, by dotrzeć wreszcie do drogi i zielonego. Którędy on tam szedł na górze?
Szybko i bez przeszkód docieramy na zamek Rabszyn - to już okolica którą znamy z wypadów weekendowych, więc jedzie się łatwiej. Krótki postój w pobliskim sklepie na biszkopty i 7daysa (nie ma nic normalnego do jedzenia, niedziela) i ruszamy na PK 18. Ten też znajdujemy szybko, chociaż skrzyżowania szlaków w okolicy są dwa. Teraz czeka nas dłuższy przelot do PK 17 - po kopaniu się w piaskach pustyni i jeździe w terenie teraz głównie asfalty - nasza średnia zaczyna szybko rosnąć. To dobrze, bo czas jest nieubłagany i do zamknięcia mety coraz bliżej.

Jeszcze tylko zapisanie kodu i w drogę!


Z 17 szybki dojazd bez niespodzianek na 14 i zaczynamy odcinek specjalny. Średnia znów leci na łeb na szyję, ale wolimy zwolnić niż przeoczyć jakiś punkt. W końcu liczy się przede wszystkim ilość... Znajdujemy oba i zjeżdżamy na doł do drogi. Coś nam się jednak myli i skręcamy w lewo zamiast w prawo. Na szczęście znamy te tereny i szybko orientujemy się w błędzie. Klasyczna pomyłka - kierunek dobry, ale zwrot nie ten ;-) Nawrotka i do Ryczowa na strażnicę. Ją też już odwiedzaliśmy, więc nie ma problemów z trafieniem. Szukanie punktu zajmuje nam chwilkę, jest dobrze schowany, ale ... jest!

Widoki są niezapomniane


Z Ryczowa podjeżdżamy na 12 do Rodaków, po drodze robiąc krótki postój w sklepie - tym razem na wafelki i 7daysa. Dzisiejsze menu jest monotonne :) W Rodakach zapada decyzja o odpuszczeniu trzech punktów w okolicy Łazów - 11, 15 i 16. Nie zdążymy przed zamknięciem mety, a kara za spóźnienie jest dotkliwa: -1pkt za każdą minutę. Zdecydowanie się nie opłaca. Poza tym wyczerpaliśmy już limit spóźnień na dzisiaj ;-) Spokojnie przejeżdżamy zebrać ostatnie punkty - 6, 7 i 5. Na tym ostatnim coś źle wpisujemy... ale co tam. Docieramy do mety z 50-minutowym zapasem. W sumie dobrze, jest czas na spokojne spakowanie się, zjedzenie i umycie rowerów.

Zjazd przez łąkę? Normalka na MTBO


Co tu dużo mówić, impreza pierwsza klasa - świetna atmosfera, przyjaźni ludzie, zawody bez tzw. "napinki", po prostu luz-blues, jeżdżenie rowerem po pięknej okolicy. Doskonała organizacja (Kosma & Co. brawo!), punkty dokładnie tam gdzie powinny być, dzięki czemu nie są to zawody w przeczesywaniu lasu i o wyniku nie decyduje szczęście. I na koniec ta pyszna kiełbaska z ogniska... mniam. Z pewnością jeszcze pojawimy się na imprezach Rowerowej Norki.


Track:


Dane wyjazdu:
57.11 km 0.00 km teren
02:25 h 23.63 km/h:
Maks. pr.:45.10 km/h
Temperatura:
HR max:159 ( 85%)
HR avg:132 ( 71%)
Podjazdy:151 m
Kalorie: 919 kcal
Rower:szarak

Znowu nocka...

Środa, 22 maja 2013 · dodano: 22.05.2013 | Komentarze 0

A jednak się udało. Deszcze zapowiadane na wieczór gdzieś sobie poszły. Znów wieczorno - nocny wypad. Ciągnie mnie na południe, robię pętelkę przez Hutę na Grabie - Kokotów (o nie, jednak w mordewind z południa!) - Grabie - Niepołomice - Przylasek R. - Branice - Huta. W okolicy Branic znów temperatura bardzo majowa - całe 11 stopni...
Jakoś dzisiaj nieszczególnie chce mi się kręcić.
Kategoria 50km -100km, trening


Dane wyjazdu:
22.11 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:złomek

Miasto

Czwartek, 16 maja 2013 · dodano: 16.05.2013 | Komentarze 0

Kategoria 50km -100km, miasto