Info









Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2017, Grudzień29 - 0
- 2017, Listopad28 - 0
- 2017, Październik29 - 2
- 2017, Wrzesień29 - 4
- 2017, Sierpień35 - 2
- 2017, Lipiec34 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 2
- 2017, Maj36 - 0
- 2017, Kwiecień25 - 6
- 2017, Marzec29 - 0
- 2017, Luty17 - 0
- 2017, Styczeń11 - 0
- 2016, Grudzień31 - 4
- 2016, Listopad27 - 2
- 2016, Październik33 - 8
- 2016, Wrzesień25 - 1
- 2016, Sierpień26 - 0
- 2016, Lipiec28 - 0
- 2016, Czerwiec29 - 0
- 2016, Maj23 - 3
- 2016, Kwiecień27 - 11
- 2016, Marzec35 - 9
- 2016, Luty27 - 12
- 2016, Styczeń26 - 16
- 2015, Grudzień32 - 26
- 2015, Listopad29 - 5
- 2015, Październik28 - 6
- 2015, Wrzesień29 - 21
- 2015, Sierpień28 - 8
- 2015, Lipiec26 - 5
- 2015, Czerwiec32 - 5
- 2015, Maj31 - 10
- 2015, Kwiecień32 - 10
- 2015, Marzec32 - 39
- 2015, Luty27 - 21
- 2015, Styczeń35 - 23
- 2014, Grudzień32 - 26
- 2014, Listopad30 - 18
- 2014, Październik23 - 22
- 2014, Wrzesień20 - 21
- 2014, Sierpień23 - 16
- 2014, Lipiec22 - 40
- 2014, Czerwiec23 - 8
- 2014, Maj31 - 6
- 2014, Kwiecień27 - 2
- 2014, Marzec33 - 15
- 2014, Luty36 - 17
- 2014, Styczeń35 - 16
- 2013, Grudzień31 - 10
- 2013, Listopad25 - 0
- 2013, Październik26 - 5
- 2013, Wrzesień28 - 6
- 2013, Sierpień25 - 2
- 2013, Lipiec27 - 14
- 2013, Czerwiec25 - 0
- 2013, Maj29 - 0
- 2013, Kwiecień31 - 7
- 2013, Marzec31 - 1
- 2013, Luty21 - 3
- 2013, Styczeń30 - 0
- 2012, Grudzień19 - 0
- 2012, Listopad22 - 5
- 2012, Październik22 - 2
- 2012, Wrzesień17 - 2
- 2012, Sierpień17 - 0
- 2012, Lipiec20 - 3
- 2012, Czerwiec20 - 1
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień23 - 5
- 2012, Marzec31 - 1
- 2012, Luty24 - 0
- 2012, Styczeń22 - 4
- 2011, Grudzień16 - 9
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik17 - 2
- 2011, Wrzesień22 - 1
- 2011, Sierpień10 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
z Bartem
Dystans całkowity: | 27772.91 km (w terenie 6197.86 km; 22.32%) |
Czas w ruchu: | 1326:27 |
Średnia prędkość: | 19.54 km/h |
Maksymalna prędkość: | 72.40 km/h |
Suma podjazdów: | 221617 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (105 %) |
Maks. tętno średnie: | 175 (94 %) |
Suma kalorii: | 537997 kcal |
Liczba aktywności: | 560 |
Średnio na aktywność: | 49.59 km i 2h 48m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
105.09 km
40.00 km teren
07:30 h
14.01 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:
HR max:172 ( 92%)
HR avg:139 ( 75%)
Podjazdy:480 m
Kalorie: 2170 kcal
BikeOrient #2 Dolina Warty
Sobota, 8 czerwca 2013 · dodano: 09.06.2013 | Komentarze 0
Kolejny wyścig MTBO z cyklu BikeOrient. Wyruszamy w sobotę wcześnie rano, by ok. 9 stawić się w Szczepocicach Rządowych (obok są Prywatne ;-)). Przygotowania, formalności, odprawa - dostajemy ostrzeżenie przed komarami i pojechali! Dzisiejsza trasa wiedzie na wschód od Szczepocic, doliną Warty. Ruszamy ze sporą grupką ludzi (jest ponad 100 uczestników) w kierunku pierwszego punktu, czyli 10. Położony tuż nad Wartą daje nam szybko znać, co to znaczy uwaga na komary - nie można się właściwie zatrzymać, bo od razu obsiada człowieka cała chmara krwiopijców. Klepiąc się po odsłoniętych częściach ciała i podskakując, żeby zmylić te paskudy podbijamy 10. Jest pierwsza dziurka w karcie. Tym razem przezornie wiozę ją uwiązaną na smyczce na szyi...Po co ta kolejka? Podobno nowe mapy rzucili... ;-)
Z 10 ruszamy na południową część mapy, najpierw docierając do 6, a później jadąc na 7. Drogi terenowe nawet nie są takie straszne - po ostatnich deszczach mieliśmy obawy, czy to wszystko da się przejechać, ale nie jest źle. W niektórych miejscach są duże kałuże i sporo błota, ale przynajmniej piasek mniej sypki i jakoś się jedzie. Omijając rozjeżdżoną drogę do 3 jedziemy po drugiej stronie torów (jechaliśmy tam przed chwilą z 6) - wiemy, że droga jest dobra. Ale po drodze - niespodzianka. Zamknięty przejazd kolejowy. A pociąg zamiast przejechać zatrzymuje się na jego środku, maszynista sobie wysiada, gawędzi z panią dróżniczką, ona daje mu jakieś papiery... Korzystamy z okazji i przemykamy na drugą stronę torów.
Piękne lasy sosnowe
Pkt 3 daje nam do wiwatu... wjeżdżamy zgodnie z mapą w ścieżkę, która powoli zaczyna zanikać, aż staje się trawą do kolan. Niby wszystko ok, docieramy te kilkaset metrów do skrzyżowania, mamy skręcić w prawo, a tam... potok. Jakimś cudem przerzucamy rowery i wykonujemy skok - mokra jest tyko część buta, więc można uznać że się udało. Ze ścieżki jeszcze jeden skręt w lewo, spotykamy innych uczstników i razem docieramy na 3. Jest umieszczona w świetnym miesjcu - kto podjedzie z drugiej strony ten ma pecha ;-) No i oczywiście komary gryzonie paskudne obecne!
Pkt 3
Z 3 wyjazd na krajówkę, kawałek na południe i do Gowarzowa. Punkt jest dosyć łatwo dostępny i dojazd do niego też niezły - mieliśmy obawy, że nad Wartą będzie podtopione, a tu taka niespodzianka. I do tego widoczki pierwsza klasa... Komary chwilowo gdzieś znikły, więc szybka przerwa na zjedzenie batonika i w drogę.
Pkt 9
Z 9 decydujemy się jechać na 17 - jest po tej samej stronie Warty, ale żeby nie pchać się w teren (w końcu wszędzie trąbią, że w łódzkim powódź, wiemy jak to wygląda w terenie, bo u nas też) przejeżdżamy przez most w Pławnie i wracamy na drugi brzeg kolejnym mostem w Gidlach. Punkt równie urokliwy co poprzedni - łąki, rzeczki, pasące się krowy kontrolujące kto jedzie...
Pkt 17
Z 17 na 12, szybko znajdujemy szczyt wydmy i wracamy - chcemy odbić na skróty na drogę wojewódzką, ale gubimy drogę. Dodatkowo jakoś tak nieporadnie obracam rower, że wbijam sobie blat w łydkę i to tak solidnie. Po chwili mam cała skarpetkę we krwi, więc zawieszamy na chwilę rywalizację i wracamy do Gidli do apteki. Opatrunek, sprawdzam czy da się jechać - nie boli - więc ruszamy dalej, na 15.
Fachowo (?) opatrzona noga
Na 15 czeka nas to czego się obawialiśmy, czyli podtopione pola. Przejechać się nie da... przejść suchą stopą - nie bardzo.. Zostawiamy rowery i piechotką do punktu. Buty całe mokre, ale co tam, jest 30 stopni, zaraz wyschną. I tak nie da się tego obejść, a podjeżdżać z innej strony nam się nie chce - szkoda czasu, już zmarnowaliśmy sporo na moją nogę.
Takie tam podtopienia...
Wracamy na trasę wojewódzką i jedziemy do 16. Udaje się ją szybko znaleźć, miejsce jest równie piękne jak poprzednie. Dalej wybieramy się ścieżką dydaktyczną w kierunku 14, ale rezygnujemy - czas goni, a 14 będzie trudna do znalezienia. Plątanina ścieżek, tereny bagienne i te cholerne bzykacze - nawet nie da się spokojnie spojrzeć na mapę... Nie, innym razem, teraz czas uderzyć na 13.
Pkt 16
Pkt 13 znajdujemy w miarę szybko, równie szybko docieramy na 11, chociaż tutaj trzeba się trochę przespacerować - to szczyt wydmy, nie ma sensu podjeżdżać. Dobijamy kolejne dziurki i lecimy na 20 - potem już punkt żywieniowy i chwila odpoczynku, bo 19 odpuszczamy.
Przed 20 przydarza nam się przykrość, czyli Bart zalicza glebę. Na szczęście niegroźną, poza tym mamy już wodę utlenioną, więc szybka dezynfekcja łokcia i kolana i jedziemy dalej. Przez chwilę nie wyglądał najlepiej - jest ponad 30 stopni i oboje czujemy już zmęczenie i odwodnienie. Na szczęście pkt 20 udaje się szybko znaleźć, Bart czuje się dobrze, więc te 2,5 km do pkt 1 i bufetu szybko mija. Tu robimy krótszą przerwę, jakieś 15 minut na jedzenie, picie i odpoczynek. Ja wlewam w siebie 3 kubki wody na raz, Bart 5. Dobrze dzisiaj suszy...
Pkt 18 pod Orzechowem (a raczej nad) znajdujemy równie szybko - w polu są już wydeptane ścieżki, łatwo trafić. Zresztą widać go z drogi - pomarańczowy lampion na tle lasu dobrze się odcina. Postałabym jeszcze trochę i pozachwycała się widokami, ale nie ma czasu - jedziemy na 4.
Widoczki w okolicy pkt 18
Pkt 4 umieszczono na brzegu torfowiska, więc cała okolica poprzecinana jest kanałami i kanalikami wodnymi. Na piechotę idzie szybciej, więc porzucamy rowery i przeskakujemy przez kolejne cieki. Lampion jest na samym końcu :). Jest też trochę piasku w drodze powrotnej, ale do przejechania.
Pkt 4
Zostaje ostatni pkt po tej stronie Warty - 2, stary dąb. Łatwo go znaleźć, jednak nie dość, że droga sama z siebie jest dosyć błotnista, to dodatkowo zaczyna grzmieć. Gdy podbijamy spadają pierwsze ciężkie krople - idzie burza. W sumie się cieszymy - uda się odpocząć od tego upału, a deszcz przyjemnie chłodzi rozgrzaną skórę. Błota i tak jest mnóstwo, więc co za różnica... Na asfalcie za to potoczki - w sumie wszystko jest mokre w kilka chwil. Zostały jednak 2 punkty więc nie ma co odpuszczać. Lecimy w tym syfie przy akompaniamencie grzmotów na 5 - najpierw przejeżdżamy za daleko (w deszczu nie widać tak dobrze, okulary zaraz parują), a potem przez błoto podchodzimy i podbijamy. Wszystko już mokre, a jak popatrzeć na prawo i lewo - niebieskie niebo. To się nazywa mieć szczęście ;-) Szybko załatwiamy pkt 5 - ostatni na naszej trasie, w międzyczasie przestaje już padać i wjeżdżamy na metę.
Uff, wyszło ponad 100km, ale głównie z powodu upału te zawody były takie ciężkie. Niektórzy podobno załapali się na dwie burze... czy to będzie już tradycją, że na zakończenie jazdy w BikeOriencie pada? ;-) W każdym razie impreza świetna, brawa za organizację i trasy - piękne tereny, super atmosfera, sporo znanych twarzy i sporo nowych. A dla chętnych jeszcze niedzielny spływ kajakowy. Teraz trochę przerwy w startach, trzeba postawić sprzęt na nogi po tych deszczowo- błotnych zabawach.
Track:
Kategoria zawody, 100km i więcej, z Bartem
Dane wyjazdu:
54.05 km
10.00 km teren
05:02 h
10.74 km/h:
Maks. pr.:52.10 km/h
Temperatura:
HR max:170 ( 91%)
HR avg:137 ( 74%)
Podjazdy:775 m
Kalorie: 1548 kcal
X Harce Rowerowe w Heluszu, czyli błotne Podkarpacie
Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 0
Piątek poświęcony na przejazd z Białowieży na Podkarpacie. Meldujemy się w Heluszu po ponad 400km spędzonych w samochodzie i po krótkim spacerze zmęczenie bierze górę - idziemy spać. Pogoda jest ładna, widoki urzekające.Podkarpacie wita
Widok z Helusza na południe
W sobotę rano budzi nas deszcz kapiący na parapet. Nie pada bardzo, trochę mży. Zbieramy się i rejestrujemy w bazie na zawody. Jedziemy w parze, w kategorii MIX - WOM. Konkurencja nie jest duża - chyba pogoda odstraszyła uczestników. Wielka szkoda, bo to świetne zawody, super organizacja i doskonałe tereny na włóczęgę rowerową. Chociaż dzisiaj nie będzie zbyt wiele widoków - chmury szczelnie zakrywają niebo popuszczając sobie od czasu do czasu. Tak czy inaczej, kurtki przeciwdeszczowe dzisiaj obowiązkowo w ekwipunku.
Wyruszamy na trasę jako pierwsi w swojej kategorii, ale za innymi zespołami. Plan na początek jest optymistyczny - robimy wszystko, w sumie powinno być ok 80km, 14 pkt kontrolnych, 6 godzin limitu czasu - czyli da się. Szybko jednak się okazuje, że jednak nie będzie łatwo. Deszcze i ulewa sprzed 2 dni zamieniła drogi polne i ścieżki gruntowe w wielkie bajora. Do tego podkarpackie błoto ma jakieś wyjątkowe właściwości lepiące i opony szybko zamieniają się jednolitą masę błotną. Nie ma wyjścia, trzeba prowadzić. Na pierwszy cel wybieramy nr 7 w polach nad Skopowem. To gdzieś tutaj w zeszłym roku robiliśmy zjazd potokiem... Szybko znajdujemy punkt, podbijamy kartę. Zaczyna lać coraz bardziej.
Zjeżdżamy tą samą drogą do asfaltu i dalej lecimy na 16 - gospodarstwo pod lasem. Jakimś cudem mijamy lampion, zapuszczamy się w las i toniemy w błocie powyżej kostki. Nawet iść jest trudno, a napęd roweru dosyć szybko zamienia się błotnistą maź, która skrzypi niemiłosiernie przy każdym ruchu. W lesie orientujemy się, że jesteśmy za daleko, wracamy jeszcze raz prze tą maź. Spotykamy przy asfalcie drugą parę MIX - Bikeholików. Jest i punkt, wisi tak na widoku, że nie możemy się nadziwić jak można było go minąć. Druga dziurka w karcie gotowa.
Widoki - gdzieś w oddali Dolina Sanu
Okazuje się, że czeka nas po raz trzeci przeprawa przez to bagienko. Znowu więc ślizgając się docieramy przez las i łąki do drogi idącej grzbietem wzniesienia. W butach zaczyna mi chlupotać, cały czas zaglądam na łańcuch, który nie wygląda zbyt dobrze. Za chwilę do koncertu dołączą się również tarczówki. Rower zdecydowanie nie lubi takich warunków, ale co robić... Na górze na szczęście wygodna szutrówka, którą dojeżdżamy do pkt 8. Podbijamy, próbuję trochę przeczyścić tarcze, ale to niewiele daje. Sędzia proponuje trochę wody i pomoc w umyciu, ale dziękuję i jedziemy dalej. Przegapiamy skręt i robimy nadprogramowy podjazd pod Patrię. Przynajmniej jest rozgrzewka... Tu zaczyna tak lać, że ubieram kurtkę, nie ma na co czekać, bo chyba nie przestanie. Trochę na dziko, trochę jakimiś resztkami ścieżki zjeżdżamy w kierunku Kramarzówki. Po drodze znów błoto i przez potok trzeba przejechać... Trafiamy na drogę asfaltową, która poprowadzi nas do kolejnego pkt - 11.
Zaczyna się robić zimno, zwłaszcza na zjeździe. Mokre buty i przemakające nogawki nie poprawiają samopoczucia. Podobnie jak kolejne błądzenie przy 11 - dojeżdżamy trochę od drugiej strony, skręciwszy za wcześnie w lewo. Wydaje mi się, że gdzieś tu był punkt rok temu... Rozmawiamy z miłymi gospodarzami, nabijamy dziurki i dalej w drogę. Trzeba się przebić na 10, decydujemy jak najdłużej jechać asfaltem (łańcuch już mi zawija, przerzutka nie zawsze go wybiera, a nie chce zerwać) i później ścieżką po punkt. To ambona myśliwska, więc powinna być widoczna z daleka. Wszystko idzie dobrze do czasu skrętu na ścieżkę, która okazuje się być zarośnięta na amen. Trudno, jakoś zjeżdżamy przez las (przynajmniej bez błota), potem prowadzimy przez łąki w trawie po kolana (wesoły chlupot dobywa się z butów przy każdym kroku) i wychodzimy dokładnie na punkt. Przez chwilę mam obawy czy będę się musiała wchodzić z rowerem na górę, gdzie wisi lampion, ale z ambony wychyla się sędzia i znosi punkt wraz z perforatorem. 11 upolowana, a nam mija prawie 3 godzina jazdy. Błotne warunki nie należą do najszybszych, więc trzeba zmodyfikować plan.
Mimo, że sędzia raczej odradza jazdę grzbietem decydujemy się wybrać tą drogę, by jak najszybciej dostać się na asfalt. Pakujemy się w błoto ponad kostkę - o jeździe nie ma mowy, jest ślizganie się, a momentami noszenie roweru. I zaczyna się robić naprawdę zimno - jazda nas nie grzeje (więcej prowadzenia niż pedałowania), a ciuchy już mokre. Padać chyba dzisiaj nie przestanie - gdzie nie popatrzeć czarne chmury, ciężkie od deszczu.
No dobra, gdzie dalej...
Zjeżdżamy asfaltem do Huciska Nienadowskiego (tędy wracaliśmy na metę w Świebodnej rok temu!) i kierujemy się żółtym szlakiem na pkt 13. Tu jest najgorzej - rower trzeba wnieść, ślizgając się. Próby poprowadzenia kończą się zalepieniem błotną mazią kół, amortyzatora i hamulców. O napędzie już nie wspominają. Trochę zmordowani docieramy na punkt, podbijamy lampion przy płocie i zjeżdżamy tą błotną rynną na dół. Momentami trzeba się podpierać nogą, warunki do jazdy jak na lodzie. Przez kawałek nawet prowadzę. Rower po tym punkcie jest w stanie opłakanym.
W pobliżu jednak przepływa potok, dosyć wartki. Bierzemy poklejone błotem rowery i wrzucamy je do wody. Sami wchodzimy za nimi i przepłukujemy napędy, hamulce i opony. Błoto odpuszcza, udaje się osiągnąć stan w którym łańcuch nie grodzi zerwaniem, opona nie klinuje się w widelcu, a przerzutka pracuje - lepiej lub gorzej, ale pracuje. W butach już i tak było mokro...
Z 13 mamy dłuższy przelot na 5. Decydujemy się na plan minimum, czyli 8 pkt potrzebnych do sklasyfikowania. Brakuje jeszcze dwóch. Zjeżdżamy do doliny Sanu, przekraczamy wojewódzką. Wypłaszacza się, a na asfalcie można przycisnąć - po kąpieli rowery pracują całkiem sprawnie. Zaczyna też się robić cieplej, utrzymujemy wysoką średnią, powyżej 25km/h. Leje już bardzo mocno, ale jesteśmy tak przemoczeni, że zaczyna to być nam obojętne. Byle się rozgrzać od jazdy. W tym roku pogoda zdecydowanie nie rozpieszcza, ale Dolina Sanu zachwyca. Przychodzi nam na myśl, że to taki mały Ren, z Wogezami w tle. Szkoda że nie ma słońca, nawet nie chce mi się już wyjmować foto, żeby nie utopić go w tym deszczu.
Szybko znajdujemy pkt 14 - jest przy sklepie i dalej lecimy wzdłuż Sanu. Przejeżdżamy przez kładkę, na jej końcu jest i pkt. 9, nasze upragnione minimum do sklasyfikowania. Podbijamy i zbieramy się do domu. 5 godzin w deszczu nie należy do przyjemności, marzymy o ciepłym prysznicu i suchych ciuchach. Jadąc zaciskam dłoń w pięść - z rękawiczki ściekają krople wody z błotem. Dobrze, że mamy kurtki, które chronią korpus przed wychłodzeniem. Nogi jakoś się rozgrzewają, tym bardziej, że czeka nas podjazd pod Helusz. Mijamy rynek w Babicach, gdzie odpoczywaliśmy w zeszłym roku i wjeżdżamy w kierunku Pruchnika pod górę. Mijamy miejsca odbicia na pierwsze dwa punkty, później znajoma kapliczka, lekki zjazd i odbicie do bazy. Docieramy po 5 godzinach i 2 minutach jazdy, mokrzy i ubłoceni od stóp do głów. Później okaże się, że decyzja o zmianie planów była dobra - druga para MIX robi 10 pkt, ale spóźnia się na metę o prawie pół godziny. Dzięki temu zdobywamy pierwsze miejsce i poprawiamy rezultat z zeszłego roku. Realizujemy też jeden z celów na ten sezon, szkoda, że przy tak mało licznej obsadzie. W przyszłym będziemy bronić tytułu, bo imprezy w Świebodnej to rewelacyjna organizacja i bardzo dobrze wyznaczone punkty. Do tego przyjazna atmosfera i wspaniałe tereny na rower - tego nie można odpuścić.
Nasza trasa GPS:
Kilometrów i przewyższeń wyszło pewnie ciut więcej, od noszenia roweru raczej się nie liczą ;-)
Dłuższa relacja na ZDEZORIENTOWANI MTBO TEAM
Kategoria 50km -100km, zawody, z Bartem
Dane wyjazdu:
47.97 km
35.00 km teren
02:05 h
23.03 km/h:
Maks. pr.:31.60 km/h
Temperatura:
HR max:153 ( 82%)
HR avg:127 ( 68%)
Podjazdy:121 m
Kalorie: 755 kcal
Puszcza Białowieska #2
Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 0
Szybki śniadanie i urywamy się na rowery do Puszczy. Dzisiaj kierunek na południe i zachód. Wyjeżdżamy jak najszybciej, bo znów trzeba zdążyć na rodzinne spotkanie w południe. Szybko przecinamy wojewódzką i wjeżdżamy w teren. Jest trochę piaszczyście, ale daje się jechać. Później piasek znika i lecimy leśną drogą, nawet całkiem szybko - średnia nie spada poniżej 23km/h. Kilka razy przebiegają nam sarny, zatrzymujemy się też na szybkie fotki. Podziwiać można tylko z roweru, chyba że ktoś lubi oddawać się komarom krwiopijcom, które tylko czekają, aż rower zwolni. Słońce przygrzewa i mocno wieje.Krajobrazy Puszczy
Wszystkie drogi jak od linijki ;-)
Docieramy do miejscowości Topiło, gdzie można wsiąść w kolejkę wąskotorową i pozwiedzać puszczę z okien pociągu. Cała okolica jest usiana kapliczkami - rzymskokatolickimi i prawosławnymi, ale ta w Topile jest wyjątkowo ładna.
Jest tu również wielki świat, czyli supermarket Auchan :)
Z Topiła jedziemy do Hajnówki, po drodze mijając kilka małych miejscowości. Ruch samochodowy jest żaden - można jechać środkiem asfaltu bez obaw o potrącenie. Rowerzystów też sporo - puszcza jest świetnym miejscem do rekreacyjnej jazdy całymi rodzinami.
Cerkiew
W Hajnówce zatrzymujemy się na picie i lody, a także na pogwarki z miejscowymi. Wysyłają nas do Krynoczki - pięknej cerkwi w środku lasu. Akurat wracamy niedaleko, więc podjeżdżamy. Niestety, teren zamknięty przez wojsko, otwierają dwa razy do roku na nabożeństwa. Widać jakieś budynki, ale nic poza tym. Ruszamy w stronę Bud by nie spóźnić się na rodzinne spotkanie. Jakoś ciężko mi się jedzie, nie mogę złapać oddechu, mimo, że tętno stosunkowo niskie. Cały czas jednak mamy mocny wiatr w twarz, to chyba on w połączeniu z upałem tak mnie rozkłada.
Rowerki z tablicą rejestracyjną? ;-)
Niektórym bociany spacerują po ogrodzie...
Dane wyjazdu:
36.10 km
15.00 km teren
01:41 h
21.45 km/h:
Maks. pr.:34.20 km/h
Temperatura:
HR max:147 ( 79%)
HR avg:119 ( 64%)
Podjazdy: 99 m
Kalorie: 541 kcal
Puszcza Białowieska #3 -wieczorna jazda
Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 0
Po 19 i po sutej kolacji (miejscowi lubią sobie porządnie zjeść) decydujemy się jeszcze spalić kilka kalorii i ruszamy na drugą dzisiaj jazdę. Pomysł jest by tym razem skoczyć na północ w kierunku Narewki. Wjeżdżamy w las za Teremiskami i trafiamy od razu na aleję dębów. Każde z 400-letnich drzew ma imię jednego Jagiellonów. Robią wrażenie, mitrężymy trochę czasu na podziwianiu grubych pni i krajobrazów.Dęby
Teremiski, koniec świata ludzi, początek świata zwierząt :)
Ruszamy w kierunku Narewki, ale droga nie jest zbyt dobra - sporo na niej drobnych wybojów, więc przełączamy się na jakąś równoległą, leśną. Jedzie się trochę lepiej, ale zaczyna się ściemniać - w puszczy znacznie szybciej. Dojeżdżamy do pewnego momentu i rezygnujemy z Narewki - nie widać już zbyt dobrze po czym się jedzie. Odbijamy na zachód i dojeżdżamy do drogi, którą wracaliśmy rano. Las zaczyna się budzić do życia, najpierw sarny, później jakieś kuny, a na koniec stado dzików przebiega nam drogę. Po południu widzieliśmy też dzikie żubry, więc lepiej nie ryzykować.
Puszcza
Robimy jeszcze jedno kółko asfaltem przez Budy, dojeżdżamy znów do Teremisek i po ciemku przez las lecimy na wojewódzką. Nią wracamy do domu, na szczęście jest w miarę równo.
Dane wyjazdu:
36.06 km
25.00 km teren
01:38 h
22.08 km/h:
Maks. pr.:35.40 km/h
Temperatura:
HR max:164 (%)
HR avg:133 ( 71%)
Podjazdy:111 m
Kalorie: 707 kcal
Puszcza Białowieska #1
Środa, 29 maja 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 0
7 godzin jazdy na Podlasie, ale już po pierwszym rekonesansie wiadomo, że było warto. Po obiedzie wskakujemy z Bartem na rower i jedziemy do Białowieży, w pobliże granicy z Białorusią. Najpierw wyprawa asfaltem po krawędzi puszczy, a czasami przez las. Docieramy dosyć szybko - jest płasko jak stół i średnie są dobre. A Białowieża jest piękna.Szlak rowerowy Budy - Białowieża
Cerkiew w Białowieży
Enklawa Białowieskiego Parku Narodowego
Właściwie nie zatrzymujemy się - każdy postój oznacza od razu inwazję komarów. Decydujemy się wrócić dorgą alternatywną, czyli terenem, zahaczając o miejsce mocy. Trzeba zdążyć na kolację...
Krajobrazy
Po puszczy jedzie się przyjemnie - cała jest pocięta szutrowymi ścieżkami i leśnymi drogami więc jest w czym wybierać. Szybko też przekonujemy się jaka jest ogromna - jedziemy, jedziemy, prosta droga, końca nie widać... i tak przez kilka km. Gdyby nie towarzystwo i motywacja komarowa można by się zanudzić. Na szczęście dojazd do miejsca mocy jest trochę bardziej pofalowany (ścieżka piesza) i przypomina nasze Beskidy. Szybka nauka jazdy po korzonkach i piasku i jesteśmy!
"Tankujemy" trochę mocy od pradawnych Słowian, komary tankują trochę naszej krwi i zmykamy szybciutko na kolację. Żegna nas zachód słońca rodem z photoshopa.
Dane wyjazdu:
29.19 km
5.00 km teren
01:19 h
22.17 km/h:
Maks. pr.:55.60 km/h
Temperatura:
HR max:160 ( 86%)
HR avg:126 ( 68%)
Podjazdy:247 m
Kalorie: 490 kcal
Rower:szarak
Wieczorna przejażdżka
Wtorek, 28 maja 2013 · dodano: 28.05.2013 | Komentarze 0
Wyciągam po pracy Barta na północ, taki spóźniony rozjazd po weekendzie. Na więcej niestety nie ma czasu. :(Dane wyjazdu:
85.62 km
20.00 km teren
07:21 h
11.65 km/h:
Maks. pr.:49.70 km/h
Temperatura:
HR max:159 ( 85%)
HR avg:128 ( 69%)
Podjazdy:840 m
Kalorie: 1719 kcal
Jurajski Orient 2013
Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 28.05.2013 | Komentarze 0
Niedziela pod znakiem myszkowania po Jurze, czyli Jurajski Orient 2013. Na dobry początek spóźniamy się na start o jakieś 20 minut (mijamy wyjeżdżających z bazy rekreacyjnych), po czym odbieramy pakiety startowe i jeszcze prawie pół godziny bujamy się z przebieraniem, przykręcaniem mapników, przygotowywaniem rowerów itp. Po wczorajszym Kellysie trzeba to zrobić dobrze, bo sprzęt aż jęczy pod dotykiem ;-)Wreszcie gotowi po 45 minutach wyruszamy na trasę. Na początek idzie nam świetnie - pierwszy skręt do punktu przejeżdżamy, wracamy, znowu przejeżdżamy, w końcu znajdujemy i docieramy na punkt nr 3. Tutaj zaskoczenie - nie mamy nic do pisania, a to punkty bez perforatora... Pożyczamy od przejeżdżających rekreacyjnych długopis i wracamy do pobliskiego sklepu na zakupy. Pierwszy przystanek po 3 km jazdy ;-)
Poranna nerwowość i poczucie konieczności "gonienia" mija dosyć szybko. Dalej wybieramy się na pkt 4 i trafiamy niestety na bliźniaczy punkt stowarzyszony, umieszczony dla zmyłki. Dowiemy się o tym dopiero na wynikach :)
Dalsza droga prowadzi nas do 9, 1 i 2. Od czasu do czasu mijamy rekreacyjnych, którzy też kręcą się po tej okolicy. Punkty udaje nam się znaleźć szybko - są dokładnie tam gdzie mają być według mapy. W porównaniu z zeszłotygodniową imprezą jest to wielki plus. Zabawy w przeczesywanie lasu już po prostu są nudne. Tutaj tego nie ma, punkty stoją co do milimetra.
pkt 1 - Kirkut
Z 2 wyruszamy na 10. Pogoda zaczyna się robić coraz lepsza i mamy dużą frajdę z kręcenia po Jurze. Krajobrazy jak zwykle fantastyczne i do tego trochę terenu - czego chcieć więcej? Może tylko trochę mniej piasku i błota - po wczorajszym Kellysie już mamy go dosyć. Chociaż i tutaj zdarzają się niespodzianki. W końcu to rozlewiska Białej Przemszy, to i czasem jakaś kałuża na trasie musi się trafić... większa lub mniejsza...
Kolejne punkty to 8, 19 w drodze do której trochę jedziemy na azymut z kompasem z powodu nadprogramowych ścieżek, których nie ma na mapie i dalej 21. Tego szukamy chyba najdłużej, oglądamy skałki, grubsze drzewa... no nie ma! A potem ktoś wpada na to, żeby zajrzeć też w te mniejsze krzaki i eureka! 21 jest tam , gdzie powinno być.
A co tam chowa się w krzaczkach...?
Dalej idzie nieco gorzej. Szlak zielony, którym mamy zjeżdżać w stronę Rabsztyna jest słabo znaczony i po krótkim zjeździe lądujemy na jakiejś łące. Jechać się nie da, ale przejść i owszem. Jak przystało na MTBO chaszczujemy na skos, by dotrzeć wreszcie do drogi i zielonego. Którędy on tam szedł na górze?
Szybko i bez przeszkód docieramy na zamek Rabszyn - to już okolica którą znamy z wypadów weekendowych, więc jedzie się łatwiej. Krótki postój w pobliskim sklepie na biszkopty i 7daysa (nie ma nic normalnego do jedzenia, niedziela) i ruszamy na PK 18. Ten też znajdujemy szybko, chociaż skrzyżowania szlaków w okolicy są dwa. Teraz czeka nas dłuższy przelot do PK 17 - po kopaniu się w piaskach pustyni i jeździe w terenie teraz głównie asfalty - nasza średnia zaczyna szybko rosnąć. To dobrze, bo czas jest nieubłagany i do zamknięcia mety coraz bliżej.
Jeszcze tylko zapisanie kodu i w drogę!
Z 17 szybki dojazd bez niespodzianek na 14 i zaczynamy odcinek specjalny. Średnia znów leci na łeb na szyję, ale wolimy zwolnić niż przeoczyć jakiś punkt. W końcu liczy się przede wszystkim ilość... Znajdujemy oba i zjeżdżamy na doł do drogi. Coś nam się jednak myli i skręcamy w lewo zamiast w prawo. Na szczęście znamy te tereny i szybko orientujemy się w błędzie. Klasyczna pomyłka - kierunek dobry, ale zwrot nie ten ;-) Nawrotka i do Ryczowa na strażnicę. Ją też już odwiedzaliśmy, więc nie ma problemów z trafieniem. Szukanie punktu zajmuje nam chwilkę, jest dobrze schowany, ale ... jest!
Widoki są niezapomniane
Z Ryczowa podjeżdżamy na 12 do Rodaków, po drodze robiąc krótki postój w sklepie - tym razem na wafelki i 7daysa. Dzisiejsze menu jest monotonne :) W Rodakach zapada decyzja o odpuszczeniu trzech punktów w okolicy Łazów - 11, 15 i 16. Nie zdążymy przed zamknięciem mety, a kara za spóźnienie jest dotkliwa: -1pkt za każdą minutę. Zdecydowanie się nie opłaca. Poza tym wyczerpaliśmy już limit spóźnień na dzisiaj ;-) Spokojnie przejeżdżamy zebrać ostatnie punkty - 6, 7 i 5. Na tym ostatnim coś źle wpisujemy... ale co tam. Docieramy do mety z 50-minutowym zapasem. W sumie dobrze, jest czas na spokojne spakowanie się, zjedzenie i umycie rowerów.
Zjazd przez łąkę? Normalka na MTBO
Co tu dużo mówić, impreza pierwsza klasa - świetna atmosfera, przyjaźni ludzie, zawody bez tzw. "napinki", po prostu luz-blues, jeżdżenie rowerem po pięknej okolicy. Doskonała organizacja (Kosma & Co. brawo!), punkty dokładnie tam gdzie powinny być, dzięki czemu nie są to zawody w przeczesywaniu lasu i o wyniku nie decyduje szczęście. I na koniec ta pyszna kiełbaska z ogniska... mniam. Z pewnością jeszcze pojawimy się na imprezach Rowerowej Norki.
Track:
Kategoria 50km -100km, zawody, z Bartem
Dane wyjazdu:
3.16 km
0.00 km teren
00:12 h
15.80 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:134 ( 72%)
HR avg:167 ( 90%)
Podjazdy: 65 m
Kalorie: 100 kcal
Kluszkowce - rozgrzewka
Sobota, 25 maja 2013 · dodano: 27.05.2013 | Komentarze 0
Rozgrzewka przed startem..Dane wyjazdu:
45.22 km
0.00 km teren
02:00 h
22.61 km/h:
Maks. pr.:42.20 km/h
Temperatura:
HR max:168 ( 90%)
HR avg:134 ( 72%)
Podjazdy:131 m
Kalorie: 805 kcal
Rower:szarak
Branice by night
Wtorek, 21 maja 2013 · dodano: 21.05.2013 | Komentarze 0
Znowu nie starcza czasu na wyjazd w trakcie dnia, więc po 20 biorę szaraka na wycieczkę. Trzeba w końcu przetestować nowe koła...Odwożę Barta na piłkę na Hutnika, a sama pomykam w kierunku Branic. Noc nie jest najcieplejsza, jeszcze spod domu wracam po bluzę, a wjazd w Dolinę Wisły przynosi kolejne kilka stopni mniej. Droga oświetlona częściowo latarniami, jedzie się dobrze, asfalt raczej mało dziurawy, ruch - poza Igołomską - żaden. Dojeżdżam do Branic, nawracam pod Igołomską i jeszcze podskakuję nad stawy. Ponieważ mam się stawić po bartkowym meczu to zawracam przed torami by zdążyć. Widok na nocną Hutę - bezcenny. Migające kominy, szarzejące niebo i tysiące światełek w blokach. Jest na co popatrzeć, zdjęcie tego niestety nie oddaje.
Ok. 22 jestem na boisku, zbieram Barta i razem jedziemy do domu. Znowu przegrali...
Dane wyjazdu:
9.74 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:złomek