Info
Ten blog sportowy prowadzi mandraghora z miasteczka Z. Odkąd zaczęłam go pisać przejechałam 59728.14 kilometrów. Więcej o mnie.Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2017, Grudzień29 - 0
- 2017, Listopad28 - 0
- 2017, Październik29 - 2
- 2017, Wrzesień29 - 4
- 2017, Sierpień35 - 2
- 2017, Lipiec34 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 2
- 2017, Maj36 - 0
- 2017, Kwiecień25 - 6
- 2017, Marzec29 - 0
- 2017, Luty17 - 0
- 2017, Styczeń11 - 0
- 2016, Grudzień31 - 4
- 2016, Listopad27 - 2
- 2016, Październik33 - 8
- 2016, Wrzesień25 - 1
- 2016, Sierpień26 - 0
- 2016, Lipiec28 - 0
- 2016, Czerwiec29 - 0
- 2016, Maj23 - 3
- 2016, Kwiecień27 - 11
- 2016, Marzec35 - 9
- 2016, Luty27 - 12
- 2016, Styczeń26 - 16
- 2015, Grudzień32 - 26
- 2015, Listopad29 - 5
- 2015, Październik28 - 6
- 2015, Wrzesień29 - 21
- 2015, Sierpień28 - 8
- 2015, Lipiec26 - 5
- 2015, Czerwiec32 - 5
- 2015, Maj31 - 10
- 2015, Kwiecień32 - 10
- 2015, Marzec32 - 39
- 2015, Luty27 - 21
- 2015, Styczeń35 - 23
- 2014, Grudzień32 - 26
- 2014, Listopad30 - 18
- 2014, Październik23 - 22
- 2014, Wrzesień20 - 21
- 2014, Sierpień23 - 16
- 2014, Lipiec22 - 40
- 2014, Czerwiec23 - 8
- 2014, Maj31 - 6
- 2014, Kwiecień27 - 2
- 2014, Marzec33 - 15
- 2014, Luty36 - 17
- 2014, Styczeń35 - 16
- 2013, Grudzień31 - 10
- 2013, Listopad25 - 0
- 2013, Październik26 - 5
- 2013, Wrzesień28 - 6
- 2013, Sierpień25 - 2
- 2013, Lipiec27 - 14
- 2013, Czerwiec25 - 0
- 2013, Maj29 - 0
- 2013, Kwiecień31 - 7
- 2013, Marzec31 - 1
- 2013, Luty21 - 3
- 2013, Styczeń30 - 0
- 2012, Grudzień19 - 0
- 2012, Listopad22 - 5
- 2012, Październik22 - 2
- 2012, Wrzesień17 - 2
- 2012, Sierpień17 - 0
- 2012, Lipiec20 - 3
- 2012, Czerwiec20 - 1
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień23 - 5
- 2012, Marzec31 - 1
- 2012, Luty24 - 0
- 2012, Styczeń22 - 4
- 2011, Grudzień16 - 9
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik17 - 2
- 2011, Wrzesień22 - 1
- 2011, Sierpień10 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
zawody
Dystans całkowity: | 6977.67 km (w terenie 2780.48 km; 39.85%) |
Czas w ruchu: | 411:05 |
Średnia prędkość: | 16.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.80 km/h |
Suma podjazdów: | 79052 m |
Maks. tętno maksymalne: | 196 (105 %) |
Maks. tętno średnie: | 180 (97 %) |
Suma kalorii: | 162844 kcal |
Liczba aktywności: | 112 |
Średnio na aktywność: | 62.30 km i 3h 44m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
30.28 km
20.00 km teren
01:24 h
21.63 km/h:
Maks. pr.:32.50 km/h
Temperatura:
HR max:184 ( 98%)
HR avg:168 ( 90%)
Podjazdy:122 m
Kalorie: 821 kcal
Sielpia - czasówka
Sobota, 16 czerwca 2012 · dodano: 18.06.2012 | Komentarze 0
Początek rowerowego weekendu w Sielpi, czyli czasówka. Przyjeżdżamy późno i startujemy jako jedni z ostatnich. Cieszę się na indywidualną czasówkę - w końcu nie będzie problemów z blokowaniem trasy i wyprzedzaniem. Ruszam ostro, jednak już pierwszy zakręt na piasku temperuje moje zapędy - spada mi łańcuch. Przez chwilę myślę, że zerwany (widmo Woli Filipowskiej ciągle wisi nade mną), jednak to tylko zrzutka. Zakładam i wtedy mija mniej pierwszy zawodnik startujący 30 sek. po mnie.Trasa jest właściwie płaska (na 24km wychodzi tylko 122m przewyższenia), jednak korzenie i pasek dają popalić. W połowie zaczynają mnie boleć nadgarstki i mięśnie rąk. Na szczęście druga połowa trasy jest lepsza i faktycznie zaczyna wyglądać jak jazda po lesie, a nie babranie się w piaskownicy (i bagnach). Zjeżdżam fajny korzenny zjazd (yes!) i pomykam do mety. Mimo, że zajmuję dopiero 6 miejsce w kategorii, jestem zadowolona. Jest kolejny "rekord" w tym sezonie - najwyższe tętno średnie podczas wyścigu, na poziomie 91%. Już niedługo nie będzie co bić.. ;-)
Wywieszenie wyników nie obywa się bez drobnych awantur, po których zdyskwalifikowani zostają dwaj pierwsi uczestnicy (z powodu zbyt szybkiego przejechania trasy). Niestety, oszukiwanie jest możliwe - na trasie nie ma żadnego punktu kontrolnego, a indywidualna jazda pozwala bez zauważenia zniknąć i pojawić się w innym miejscu. W ramach przygotowania do następnego dnia wyleguję się na plaży w chłodnym wiaterku znad jeziora. A potem chłopaki nic się nie stało i do spania.
Mapa trasy z garmina
Dane wyjazdu:
84.89 km
40.00 km teren
04:40 h
18.19 km/h:
Maks. pr.:59.20 km/h
Temperatura:
HR max:183 ( 98%)
HR avg:131 ( 70%)
Podjazdy:803 m
Kalorie: 2212 kcal
Niedziela awarii
Niedziela, 3 czerwca 2012 · dodano: 03.06.2012 | Komentarze 0
Początek dnia zaczął się obiecująco - czyli wyścigiem Tour de UEK. Nie mam przekonania co do sensu startowania, ale Bart mnie przekonuje, że blisko i że fun więc jadę. Już na linii startu zastanawiam się, co ja tu robię? Obok cztery dziewczyny, wszystkie profesjonal, a kategoria jedna - open. Tak jak przypuszczam kończę na 5 miejscu - dostałam 3 minuty w plecy na 10 km, ale przynajmniej nie dostałam dubla.Tour de UEK
Pomykamy do domu coś przegryźć i kierunek - Wola Filipowska, rajd rekreacyjny. Podjeżdżamy pociągiem do Zabierzowa (czas, czas!) i stamtąd przez Puszczę Dulowską lecimy do Woli. Ciężko mi się kręci, mięśnie jeszcze czują UEK, glikogenu brak i jeszcze zaczyna padać.
Krajobrazy okolic Kleszczowa
Do Woli docieramy kilkanaście minut przed końcem zapisów, dopisujemy się i ruszamy z grupą. Jest fajnie, ładne tereny i do tego absolutnie odjechana atmosfera. Na jednym z postojów, na którym czekamy na dojechanie reszty grupy jeden z przewodników wyjmuje harmonijkę o zaczyna grać. Odlot. Dojeżdżamy pod stadion w Zalasie i tam pod 50m asfaltowej górki zrywam łańcuch. Niby dobrze, że nie na maratonie i nie w szczerym polu, ale... Rajd się dla nas kończy, a łańcuch okazuje się ciężkim orzechem do zgryzienia. Na tyle ciężkim, że skuwacz kończy swój żywot w męczarniach. Na szczęście Pan Prezes Stadionu ma odpowiedni equipment. Na progu jakiejś pakamery pięknie i szybko, przy pomocy młotka i kombinerek ratuje moje rowerowe popołudnie. Jego tekst: nie mam okularów i łup młotkiem tuż przy palcach kolegi - bezcenne!
Tak czy inaczej, łańcuch wytrzymuje do KRK. Rajd już nam odjechał, ale ruszam Z Bartem i Konradem w drogę powrotną, szlakami Skandii przez Puszczę Dulowską do domu. Jest po prostu super, świetne jeżdżenie. Po drodze zatrzymujemy się w sklepie w Brzoskwini, koło kościoła. Ekspedientka nie dość że przekraja nam bułki do sera, to jeszcze wynosi trzy krzesła. Siedzimy jak królowie (i królowe) :) i spożywamy namiastkę obiadu. Z pewnością jeszcze tam się zatrzymamy!
To jednak nie koniec nieszczęść. Na Balickiej Bart łapie kapeć (kolec - pozostałość po skale kmity) a na ok 2km przed domem zaczyna padać. Idealnie wpasowaliśmy się w okienko pogodowe. Należy się pizza i piwo! Szkoda, że jutro poniedziałek....
Drogowskaz w Puszczy Dulowskiej
Szlakami Skandii
Dane wyjazdu:
38.30 km
38.00 km teren
03:39 h
10.49 km/h:
Maks. pr.:45.30 km/h
Temperatura:
HR max:183 ( 98%)
HR avg:160 ( 86%)
Podjazdy:1091 m
Kalorie: 1684 kcal
SLR Nowiny
Niedziela, 27 maja 2012 · dodano: 27.05.2012 | Komentarze 0
Maraton w Nowinach, dystans FAN. Jeszcze przed startem zaczynam się bać przewyższeń - po raz pierwszy pojadę tak "górzysty" maraton, czy dam radę? Zrobione w Świebodnej wyniki pokazują, że raczej tak, ale gdzieś z tyłu głowy ta niepewność się plącze i przeszkadza w koncentracji.Na miejsce dojeżdżamy bez problemów, odbieramy czipy i spokojnie się rozpakowujemy. Rozgrzewki prawie nie ma - ustawiamy się w drugim sektorze, żeby mieć dobre miejsce. Tętno mam wysokie - 2,4-2,7, strach ma wielkie oczy.
Początek zaczynam słabo, zresztą frustrujące są zatory, gdzie trzeba czekać na swoje miejsce na singlu, a czołówka odjeżdża w siną dal. Pierwszy zjazd jest kiepski - cały czas blokowani nie możemy z Bartem nadrobić na tym, co idzie nam najlepiej. Drugą górę podchodzę, głowa daje znać o sobie i odpuszcza dopiero po kolejnych zjazdach, gdzie udaje mi się łyknąć kilku facetów. Całkowicie euforycznie robi się po ostrym zjeździe, który wszyscy sprowadzają - zjeżdżam go w całości i to jest właśnie zrealizowanie planów na ten maraton.
Kolejne kilometry lecą mi błyskawicznie - jak na skrzydłach dobijam do bufetu i jadę dalej. Po 20 km odzywa się kręgosłup i jazda przestaje być taka super przyjemna. Usiłuję go trochę porozciągać, ale kiepski to ma efekt. Będzie mnie bolał do końca. Drugi bufet pojawia się szybko i dla mnie na tym maraton mógłby się skończyć. Kolejne kilometry są już męczące. Ostatnią górę właściwie podchodzę i prawie nie mam siły pchać roweru. Gdybym nie wiedziała, że to finisz, usiadłabym na odpoczynek. Tętno pozostaje wysokie, a prędkość średnia drastycznie spada - o kilkadziesiąt %. Co się dzieje?
Finisz z czasem 3:39 to okolice 7-8 miejsca w kategorii K2 (za trzy lata w K3 byłabym trzecia..). Mimo, że nie ma wyniku w postaci "pudła" jestem bardzo zadowolona z tego maratonu. Po pierwsze udowodniłam sobie mega :) Po drugie pojechałam bardzo mocno - średnie tętno wyszło 86%, max 99%. Po trzecie udało mi się rozłożyć siły na całość (chociaż końcówka była już katorgą). Po czwarte treningi techniki przynoszą efekty - rower zachowywał się wzorowo, a ja miałam przekonanie, że to wszystko zjadę. I zjechałam. Bardzo duży plus za świetne oznakowanie trasy i dobrą organizację. Tylko makaronu było mało! :)
Tak, czy inaczej należy się browar :)
GPS
Tętno
Dane wyjazdu:
72.48 km
25.00 km teren
04:54 h
14.79 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:
HR max:181 ( 97%)
HR avg:146 ( 78%)
Podjazdy:1164 m
Kalorie: 2065 kcal
MTBO Świebodna
Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 0
IX Harce rowerowe w Świebodnej, czyli rajd na orientację na Podkarpaciu. Ruszamy z Bartem jako pierwsza para, początek jest obiecujący - lecimy szybko asfaltami do pierwszego punktu (2), znajdujemy go bez problemu. Podobnie jest z następnymi dwoma (1 i 5)- tempo mamy dobre, bo kolejni (startujący co 2 minuty) nie doganiają nas, mijamy ich na zjazdach z punktów. Drobny błąd za 5 punktem kosztuje nas trochę czasu, ale dzięki temu unikamy podchodzenia bardzo błotnistym polem, którym zjeżdżamy. Zaliczamy 11, 3 i 4 i wpuszczamy się na zielony szlak do 9, który okazuje się jednym wielkim bagnem. Po drobnym chaszczowaniu ;-) dostajemy się na 9, okazuje się, że jesteśmy pierwszą parą, która dojechała.Droga się poprawia, lecimy do 7, gdzie spotykamy z przeciwka wesołą gromadkę z Haliną i Skorpionem. Siódemkę znajdujemy łatwo, jest przy drodze. Kolejny na trasie jest punkt 8 - środek lasu, ale nie opłaca się go odpuścić - "kosztuje" aż 2 godz karne. Również i ten znajdujemy zaskakująco łatwo, po prostu wyjeżdżamy na niego całkiem fajną, szutrową drogą.
A potem przychodzi czas na ułańską fantazję - przecież na pewno się da przejechać lasem do 10. Początek idzie zgodnie z planem, a potem się zaczyna... ścieżka znika. Kluczymy trochę po lesie, przedzieramy się przez chaszcze, które robią się coraz gęstsze. Wiemy, że schodzimy za bardzo na południe, ale nie opłaca nam się wracać. drzemy przez las na dół, przenosząc rower przez zwalone drzewa i maliny nie do przejścia. Po chwili mamy łydki w czerwoną szachownicę. Decydujemy zejść do potoku i nim spróbować dotrzeć do jakiejś drogi. To dobry pomysł - Ruszelczycki Potok jest płytki i da się nim zjechać. Lądujemy w Ruszelczycach i zaliczam zgon. Decydujemy o odpuszczeniu reszty i w Babicach robimy wylegiwanie się na ławce w parku z popasem. Później wracamy prostą drogą do Świebodnej, omijając kolejne niedalekie punkty - trochę żal, ale marzę tak naprawdę tylko o odpoczynku - głowa nie przestaje boleć pomimo dwóch panadoli. Zaliczamy jeszcze 16 w Jodłówce przy leśniczówce i przy sanktuarium, na skróty zjeżdżamy do szkoły. Mieścimy się idealnie w czasie - wychodzi 5:54 przy 6 godzinnym limicie.
Okazuje się później, że nie było aż tak źle - załapujemy się na drugie miejsce w mixach, przed nami tylko drugie zielony team - Skorpion z Haliną, obrońcy tytułu z zeszłego roku...
Przed startem
Krajobrazy Podkarpacia
Szukamy 10 punktu...
Mapa Harców
Dane wyjazdu:
32.62 km
12.00 km teren
01:50 h
17.79 km/h:
Maks. pr.:38.10 km/h
Temperatura:
HR max:179 ( 96%)
HR avg:130 ( 69%)
Podjazdy:281 m
Kalorie: 1066 kcal
Zielona ustawka w Pychowicach
Niedziela, 29 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 0
Zielona Ustawka w Pychowicach, czyli spotkanie w Zielonym gronie, połączone ze ściganiem i ogniskiem. Wygrałam pucharek, najpiękniejszy ze wszystkich dotychczasowych dwa batoniki oraz coś do picia, co było jak zbawienie przy tych 36 stopniach.... Kategoria zawody, trening, Rowerowanie.pl
Dane wyjazdu:
36.80 km
20.00 km teren
02:19 h
15.88 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura:
HR max:185 ( 99%)
HR avg:165 ( 88%)
Podjazdy:607 m
Kalorie: 1265 kcal
CrossMaraton Daleszyce i chrzciny KTM-a
Niedziela, 22 kwietnia 2012 · dodano: 22.04.2012 | Komentarze 0
Inauguracja sezonu czyli pierwszy maraton z cyklu Świętokrzyskiej Ligi Rowerowej - Daleszyce. Długo się waham czy jechać (gorączka sprzed trzech dni minęła, ale żołądek nie do końca), właściwie decyduję się rano. Pogoda zdecydowanie zachęca - wychodzę z domu w polarze, a w Daleszycach paraduję już w krótkim rękawku. W końcu ciepło!Odbieramy chipy i numery, trochę marudzimy przy aucie, trochę się rozgrzewamy i wjeżdżamy do sektorów. Tu pierwsza niespodzianka - musimy wyjść i wrócić przez jakąś bramkę, gdzie ma zostać sczytany chip. Oczywiście po tych wszystkich manewrach lądujemy na samym końcu. Głowa mi mówi, że z końca sektora to sobie można jechać, na wycieczkę co najwyżej i w połączeniu ze ściśniętym żołądkiem tracę ochotę na jazdę.
Krótkie odliczanie i poszli! Staram się utrzymać grupę, mimo że wiem, że to zabójcze tempo (HR max= 99%) odbije się w dalszej części wyścigu. Ale początek jest po asfalcie, udaje mi się trochę przesunąć do przodu, chociaż w pierwszy singiel leśny pod górę wjeżdżam w grupie. Wczorajsze opady zrobiły swoje - jest sporo błota, zdarzają się dosyć duże kałuże. Rower się ślizga, część podchodzę, na zjeździe wyprzedzam tylko 3-4 osoby - nie bardzo jest jak to wszystko objechać. Zresztą już na początku wiem, że to nie jest mój dzień. Skurczony żołądek i ostry początek odbijają się na mięśniach - już przy 8 km czuję, że nogi mam z drewna. Zróżnicowana trasa pozwala im jednak odpocząć - to paskudne uczucie wróci dopiero na ostatniej asfaltowej prostej do mety.
Trasa jest super - leśne drogi, łąki, trochę asfaltu. Technicznie nie jest trudna, poza jednym - dwoma zjazdami, ale błoto i liście robią swoje - widzę od czasu do czasu wywracające się osoby. Jeszcze przed bufetem (18km) przy przejeździe przez wodę dziewczyna jadąca obok mnie zalicza klasyczne OTB (przednie koło wpada w rowek). Niestety, jestem na tyle blisko, że upadający rower trafia mnie w nadgarstek, który szybko odpłaca się bólem i dodatkowym wybrzuszeniem. Mimo to jadę dalej, kilometry lecą. Kamienny zjazd przejeżdżam pięknie za siodłem (treningi techniki się przydały), po czym.. błądzę. Razem z Bartem omijamy słabo oznaczony skręt (zmęczenie?), i lecimy prosto. Niżej spotykamy ratownika który nas zawraca - tu tracimy wszystko co zyskaliśmy na zjeździe i dodatkowo nadrabiamy kilkaset metrów - połowę pod górę! :( Mam nadzieję, że dalsza droga pójdzie bez problemów.
A jednak, zapominam, że to pierwsza maratońska jazda na KTM-ie. Nawet dobrze mi się na nim jedzie, dzisiaj jest posłuszny. Na zjeździe zaczynam się zastanawiać, że jest spoko, że dobrze się prowadzi, chwila dekoncentracji, balecik, piruecik i gleba w błocie. Tym razem bez konsekwencji (poza drobnymi zadrapaniami). Besztam się za bujanie w obłokach i cisnę dalej. Ostatnie asfaltowe kilometry holuję się na kole Barta - problemy z jedzeniem dają znać o sobie, odcina mnie. Efekt moich zmagań - 8 miejsce w K2 i 197 w open. Jestem trochę rozczarowana, myślałam, że będzie lepiej, chociaż kategoria jest tu znacznie szersza wiekowo niż w innych maratonach.
W każdym razie SLR to doskonała atmosfera (pełna kulturka), niezła organizacja (wszystko przygotowane, formalności w 2 minuty) i fajne trasy (przynajmniej ta w Daleszycach). Jedyne zastrzeżenie do oznakowania trasy, ale być może to przeoczenie strzałki to było moje zmęczenie.
Dane wyjazdu:
51.63 km
15.00 km teren
03:05 h
16.74 km/h:
Maks. pr.:63.20 km/h
Temperatura:
HR max:182 ( 97%)
HR avg:159 ( 85%)
Podjazdy:698 m
Kalorie: 1550 kcal
MiniOdyseja Miechowska 2012 -MTBO
Sobota, 14 kwietnia 2012 · dodano: 14.04.2012 | Komentarze 0
MiniOdyseja Miechowska, czyli absolutnie odjechany rajd na orientację na Wyżynie Miechowskiej. Startujemy ok 10 ze startu ostrego - przy drodze leżą mapy, każdy porywa jedną i na szybko opracowuje strategię. Do zaliczenia jest 9 punktów, zlokalizowanych w charakterystycznych miejscach okolicy. Pierwszy jest prosty nawigacyjnie, podczepiamy się z Bartem do pierwszego peletoniku który tworzy się na starcie i dojeżdżamy szybko na miejsce. Tutaj osiągam najwyższy wynik HR max od początku sezonu - 97%. Później grupa się rozdziela - przez jakieś krzaki, a później komuś przez podwórko dojeżdżamy do asfaltówki i stamtąd do punktu 4. Oczywiście docieramy do niego na skos przez pole, bo zaznaczona na mapie droga nie istnieje. Kolejne punkty są charakterystyczne - stacja wyciągu narciarskiego, ambona na skraju polany, wąwóz wśród pól i kopiec widokowy. Kopiec w Racławicach jest ostatnim punktem na wschód- zawracamy w kierunku Miechowa i z wiatrem w plecy (w końcu!) wypadamy na wojewódzką 763 by odbić na dwa ostatnie punkty. Piątkę znajdujemy właściwie bez problemu (paśnik) i potem zaczyna się... Mylimy drogę i brniemy w przeciwnym kierunku. Zamiast dotrzeć do dwójki, wychodzimy w szczerym polu. Na szczęście leśnicy sadzą drzewa - pokazują nam na mapie gdzie jesteśmy. Tracimy kilkanaście minut, żeby dotrzeć do ostatniego punktu. Stamtąd rozpoczyna się walka o najlepszy czas, Bart zostaje, a ja cisnę ile fabryka dała. Łamię ograniczenia prędkości do 40 i ku wielkiej uciesze wyprzedzam traktor (coś z tymi traktorami jest ostatnio na rzeczy! ;-)). Już wiem co to znaczy ogień w mięśniach... Dobijam na metę po ok. 3 godzinach jazdy, Bart melduje się kilka minut później. Początek sezonu dla mnie rewelacyjny - pierwsze miejsce kobiet open, ok 7-8 w generalnej klasyfikacji. To co mnie cieszy, to trzy godziny mocnego jeżdżenia, duża część w V strefie.Za tydzień Daleszyce. Zapowiada się nieźle...
Nie było lekko...
Mapa
Punkty MiniOdysei do znalezienia w terenie
Kategoria zawody, z Bartem, Rowerowanie.pl
Dane wyjazdu:
29.40 km
10.00 km teren
01:46 h
16.64 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:11.0
HR max:176 ( 94%)
HR avg:131 ( 70%)
Podjazdy:337 m
Kalorie: 911 kcal
Rower:szarak
Jesienna Ustawka Zielonych w Pychowicach
Sobota, 29 października 2011 · dodano: 29.10.2011 | Komentarze 0
Jesienna ustawka Zielonych w Pychowicach, trochę dla fanu, trochę dla rywalizacji jak wszystkie maratony się już pokończyły. Po środzie dosyć poważnie bolały mnie kolana, czwartkową siatkówkę przegrałam na sztywnych nogach i poważnie obawiałam się o sobotę. Ale do soboty ból minął, więc o 10 stawiłam się na Polanie Pychowickiej. Sama idea bardzo fajna - najpierw zrzutka na tombolę (czekolady, snickersy, nawet licznik rowerowy się trafił), objazd trasy (oznaczonej w newralgicznych miejscach strzałkami z ... mąki), zapisy i start! Jadę ostrożnie, zaczynam już czuć kolana na podjazdach. Zatrzymuję się i robię fotki, ustępuję drogi ścigającym się. Robię jedno kółko z dwóch przewidzianych dla kobiet, dostaję DNFa, ale nie chcę ryzykować, nogi są przemęczone po sezonie, a ja czuję się przetrenowana. Czas na odpoczynek... Chwilę jeszcze siedzę przy "biurze zawodów" i zmykam do domu. Kategoria zawody
Dane wyjazdu:
63.50 km
13.00 km teren
02:23 h
26.64 km/h:
Maks. pr.:45.20 km/h
Temperatura:9.0
HR max:169 ( 90%)
HR avg:118 ( 63%)
Podjazdy:746 m
Kalorie: 1237 kcal
Rower:szarak
Maraton zepsutych przerzutek
Niedziela, 16 października 2011 · dodano: 16.10.2011 | Komentarze 0
...czyli maraton międzywojewódzki w Miechowie. Mieliśmy na niego własny pomysł - zamiast jeździć tam i z powrotem tą samą trasą, postanowiliśmy zrobić "minimum kwalifikacyjne" czyli 50km, zwiedzając po drodze okolicę. Pogoda była piękna, słoneczko rekompensowało braki temperatury, więc ochoczo ruszyliśmy w kierunku północnym (w planach objechanie przez Marcinkowice i Kępie). Na dzień dobry Garmin strajkuje, a może raczej stwierdza, że dzisiaj niedziela i nie pracuje - więc zamiast jechać za zaplanowaną i wrzuconą traskę gps, jedziemy na czuja, a ładniej mówiąc na azymut - pilnujemy słońca i próbujemy coś zobaczyć na skserowanej mapie na której nic nie widać. Mimo to udaje się, a przejazd przez jesienny las i drogowskaz na zakopane rekompensuje wszystkie niedogodności (zawsze żartuję, że będę tak nawigować, że skończymy w zakopanem...). Docieramy do Żarnowca, wypijamy ciepłej herbaty i śmigamy na południe, czarnym rowerowym. I tu w lesie za żarnowcem zaczynają się problemy - zrywam linkę przedniej przerzutki tak nieszczęśliwie (odrywam koniec mocowania w manetce), że nic z nią nie jestem w stanie zrobić. Dłubiemy się z tym chwilę, ale nic nie udaje się zaradzić. Próbuję jechać jakiś czas na młynku (chcemy obejrzeć ruiny zamku w Udorzu), ale po chwili odpuszczam i znów kombinujemy. W końcu udaje się stworzyć konstrukcję, która naciąga przerzutkę na drugą tarczę - zakręcam na siłę linkę pod siodłem, na jarzmie (tak to sie chyba nazywa) i dzięki temu mogę jechać dalej. Z ruin już niestety rezygnujemy - zeszło nam trochę czasu, a do 17 mamy zameldować się w Miechowie. Jeśli coś jeszcze będzie się działo z linką to możemy nie zdążyć. Wracamy więc na uczęszczany szlak przez Charsznicę, i tam mamy szybko do czynienia z zepsutą przerzutką - tym razem tylną. Jeden z uczestników maratonu ma ją wkręconą w szprychy swojej kolarki... zatrzymujemy się i wspólnymi siłami odkręcamy koło, zdejmujemy hak ze wszystkim pogiętym żelastwem i... pozostaje nam dłuuugi łańcuch łagodnie falujący na wietrze ;-) Chłopak próbuje na nim jechać, ale w końcu rezygnuje i dzwoni po transport. My ruszamy dalej, do Miechowa, gdzie czeka na nas ciepły żurek i odjazdowa atmosfera. Garmin pokazuje 2:23 czasu ruchu i... 5:20 czasu w całości -trochę nam zeszło z tymi przerzutkami... Jednak oboje żałujemy, że to już ostatnia taka akcja w tym sezonie.... Kategoria zawody
Dane wyjazdu:
112.48 km
46.00 km teren
05:58 h
18.85 km/h:
Maks. pr.:47.90 km/h
Temperatura:
HR max:179 ( 96%)
HR avg:145 ( 77%)
Podjazdy:754 m
Kalorie: 2414 kcal
Rower:szarak
Odyseja Ponidzka -rajd na orientację
Niedziela, 2 października 2011 · dodano: 02.10.2011 | Komentarze 0
Weekend pod znakiem Ponidzia, czyli dwudniowy rajd na orientację. Wydarzenie o którym można mówić w samych superlatywach - piękne tereny, dobra organizacja, pogoda bynajmniej nie październikowa, świetna atmosfera... W sumie dwa dni jeżdżenia po ponidzkich drogach, lasach, szutrach i piaskach (ech..), po prostu fantastycznie spędzony czas, aż trudno wrócić do rzeczywistości. Sama formuła rajdu na orientację bardzo mi się spodobała (to był mój pierwszy raz) i zapewne na tym jednym się nie skończy. Oczywiście, jadąc z Bartkiem w parze, zrobiliśmy pewnie wszystkie możliwe błędy nowicjuszy :) a przede wszystkim nakręciliśmy więcej kilometrów niż wariant optymalny. Czego tam nie było, przedzieranie się przez las, zjazd zarośniętą już przecinką, tony piasku w butach, zebrane maślaki, pierwsze plany żeby przejechać przez rzekę... Ale jak wiadomo, człowiek uczy się na błędach- szczególnie tych swoich, więc przy następnej okazji drżyj konkurencjo!!! :-D Kategoria zawody